Wielki nieznajomy/Tom II/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Chociaż pojedynek umówiony na dzień następny trzymany był w tajemnicy napozór i głośno o nim nie mówiono — wiedzieli przecież wszyscy. Być może iż Greifer który ze swego męztwa chluby szukał nieco, miał też na celu.. szepcąc o tem sprowadzić jakąś interwencję urzędową, — to pewna że wieczorem wiedziały o nim panie, panowie, trochę służby nawet. Lecz w tym roku wojennym, choćby nawet stróże porządku publicznego coś zasłyszeli, nie mieli jakoś ochoty wdawać się w interesa prywatne, gdy publiczne szły tak niepomyślnie. Pilawski po obiedzie zastukał do drzwi pani Domskiej.. Znalazł ją na poufnych szeptach jakichś z Jaworkowską.. Elwira przy oknie czytała książkę. Sąsiadka zerwała się z krzesła zaraz, ukłoniła i odeszła. Proszono siedzieć. Wejrzenie Domskiéj było łagodniejsze niż zwykle, spoczęło ono na panu Gabrielu z pewnym rodzajem sympatji i ciekawości..
— Czy — nie przeszkadzam? odezwał się gość — chciałem.. na wszelki wypadek.. pożegnać panie, bo — chociaż.. być może iż podróż się.. przewlecze — jednakże być by — mogło, że mi nagle wyjechać wypadnie.
Pani Domska nic nie odpowiedziała — a po chwilce rzekła z cicha. My też mamy wyjeżdżać wkrótce jak tylko doktór Elwirze dozwoli.
Córka jakby o pozwolenie pytając spojrzała na matkę.
— My wiemy o wszystkiem, rzekła.
— Przepraszam panią, ja — nie wiem o niczem! śmiejąc się zaprotestował Gabriel...
— To jest nie chcesz ażebyśmy wiedziały... przerwała Elwira — nawet o tem że pan tak doskonale strzelasz?
— Ja strzelam nie źle do gwoździ, do tarcic, do jaskółek... do guzików... zresztą do niczego więcéj — dokończył Pilawski — a w życiu mojem widziałem wiele bardzo przykładów złych strzelców, z większem szczęściem niż moje..
— Mnie się zdaje — szepnęła pani Domska — że my kobiety trwożymy się napróżno.. niepodobna aby wiadomość która do nas doszła, nie rozprzestrzeniała się szerzéj i nie wywołała.. bardzo pożądanego.. zakazu...
— Chyba by go sobie ktoś inny nie ja życzył, rzekł Pilawski.. bo ja — milczę, nic nie wiem i sądzę nawet że panie zostały jakąś fałszywą powieścią w błąd wprowadzone.
Zaczął zaraz mówić o pogodzie i słocie, co było najzwyczajniejszym przedmiotem w Krynicy.. i niedopuściwszy już rozmowie dotknąć nic drażliwego, nakarmiony wejrzeniem Elwiry smutnem i pełnem współczucia, wyszedł natchniony lepszą jakąś nadzieją. Obiecał się jeszcze tego wieczora hrabinie, która też wiedziała dokładnie o wszystkiem przez Surwińskiego.. i czekała na niego. Chociaż Sir William zdający się być na serjo konkurentem, mocno ją zajmował, czuła przyjaźń i szacunek dla Pilawskiego i sprawa ta gorąco ją obchodziła. Czekała nań niecierpliwie, potrzebowała się rozmówić koniecznie. Graifer, jak się domyśleć łatwo, rozgniewany na hrabinę, któréj przypisywał całą sprawę, u niéj się nie pokazał. Było wszakże kilka osób, był Albert, William, Ormowska z Lusią i Musią, hr. Żelazowski i zaproszony tego dnia przez szczególną grzeczność pan Porfiry.
Zaszczyt który go niespodzianie spotkał, głębokie na nim czynił wrażenie. Natychmiast poszedł do cioci prezesowéj, oznajmić iż był proszony na herbatę przez panią hrabinę i spytać o radę, o któréj iść i co włożyć? Ciocia prezesowa ruszyła ramionami.
— Czy też ty zawsze niańki będziesz potrzebować! zawołała — reguła ogólna, nie przychodź zawcześnie, spóźnić się można, to się lepiéj uważa. U wód fraka nie potrzeba.. ale ubrać się należy starannie. I to sobie miéj za zasadę, gdy wchodzisz do domu nowego w którym wystawionym być możesz na pokusy i duszne niebezpieczeństwo, ażebyś zawsze modlitewkę zmówił.
— Proszę cioci prezesowéj, ja regularnie dochodząc do progu mówię: Pod twoją obronę..
Ciocia pochwaliła to skinieniem głowy.
Porfiry rozmyślał długo nad białą kamizelką, nad krawatem, nad doborem rękawiczek, które gummą przyprowadził do pierwotnego ich stanu.. zastanawiał się nad kołnierzykiem i guziczkami i w końcu przybył tak śmieszny, iż hrabina tylko przez wielką delikatność w nos mu się nie rozśmiała.
Stał z kapeluszem w kącie nie zdejmując rękawiczek i jedna myśl mu chodziła tylko po głowie. Gdyby się hrabina też we mnie zakochała!!
Do tego jednak nie przyszło, jakkolwiek Porfiry na męża dobrego miał wszelkie żądane kwalifikacje.
Pan Porfiry był też w posiadaniu tajemnicy onego groźnego dnia jutrzejszego — i widząc wchodzącego ze swobodną twarzą jednego z bohaterów, zwrócił na niego całą uwagę swoją, wielbiąc ten spokój jaki w przededniu bitwy zdawał mu się niepojętym... Nawykły całe wieczory siedzieć przy wiście u Aksakowicza i być łajanym a przyjmować to z uśmiechem wdzięcznym, Porfiry się nudził dobrze.. i byłby może zdrzemnął, gdyby dowcipna Lusia nie przysiadła się do niego... usiłując zeń dobyć nieco życia i głosu.
Hrabina podała rękę gościowi i nieznacznie odprowadziła go na stronę...
— Przede mną nie ma sekretu. Greifer paple, wszyscy już wiedzą.. będzie wielkie szczęście, rzekła, jeśli się policja nie wmięsza..
— Przynajmniéj nie z mojéj winy..
— Tego mi pan mówić nie potrzebujesz — szybko wrzuciła hrabina. Goreję z ciekawości, aby się dowiedzieć od pana co z nim zrobić myślisz.
— Jak to? co zrobić? zapytał Pilawski.
— Juściż go nie zabijesz...
— Przynajmniéj wcale sobie tego nie życzę — rzekł Gabriel.
— Postrzelisz go! gdzie? jak? proszę cię.
— Chciałbym tego pełnego nadziei młodzieńca o ile możności całym powrócić społeczeństwu, którego jest ozdobą, uśmiechając się rzekł zagadnięty.. ale pani wie przysłowie — chłop strzela — pan Bóg kule nosi. Co więcéj, widziałem setne przykłady pojedynków, w których ci co zabijali w lot jaskółki, padali ofiarą tych co wcale strzelać nie umieli.
— Jesteś pan fatalistą? spytała pani Emilja.
— Nie — wierzę w sprawiedliwość tylko, ale w taką, któréj my częstokroć zrozumieć nie możemy. Stanie się co się ma stać..
— William będzie z panem, proszę oto.. rzekła, weźmie konia i da mi znać.. pierwéj niż ktokolwiek się dowie.. Jestem ciekawa, niespokojna.. i... no — jestem kobieta.. a pana szanuję, mam dla niego przyjaźń gorącą, — wierz mi.. chociaż bez wzajemności...
— A, pani, jestem okrutnie skrzywdzony — zawołał Pilawski.. — ale o przyjaźni i sercu i szacunku i uczuciach w ogóle mówić nie umiem. Jeśli pani ich nie czyta ze mnie — nie moja wina.
— A zatem — do jutra, panie Gabrielu! a tym czasem baw się dobrze i wesoło...
Podano herbatę.. towarzystwo mimo wrażenia jakie czynił ów ranek jutrzejszy.. gwarzyło ochoczo... Lusia potrafiła nawet Porfirego wciągnąć w rozmowę — opowiadał jéj o processjach w Krakowie i różnych ciekawych uroczystościach kościelnych...
Gdy przyszło do pożegnania wszystkie ręce z uczuciem wyciągnięto ku Pilawskiemu i choć nikt głośno nie ośmielił się nic powiedzieć, znać było iż mu słano życzenia szczęścia.. ściskając serdecznie dłoń która jutro.. miała wyrokować o życiu lub śmierci człowieka...
Nawet Baronowa Ormowska cicha wielbicielka p. Gabriela, podała mu rękę drżącą i szepnęła:
— Niech Bóg szczęści...
Nazajutrz deszczyk prószył, ktokolwiek sobie przypomni ten rok 1866, — będzie też pamiętał i o tych nieustannych słotach, któremi się on w tych stronach odznaczył.. Pomimo niepogody William, Pilawski, Major Hotkiewicz, Surwiński wszyscy wstali do dnia, i wybrali się do Muszyny. Mogło się wyjaśnić do dziewiątéj, a bądź co bądź trzeba było znajdować się na stanowisku. Na humor wszakże wpływa deszcz i mgła zawsze niekorzystnie... posępni ruszyli wszyscy...
W tem zajęciu powszechnem losami pojedynku nikt nie uważał, że pani Domska od wczoraj zamówiwszy konie, załatwiwszy rachunki, pożegnawszy się z Jaworkowską, zaraz po wyruszeniu wózków tych panów, wybrała się także w drogę ale w stronę przeciwną, do domu...
Ani ona ani Elwira najmniejszéj o tem nie uczyniły wzmianki Pilawskiemu, a było to skutkiem umowy między matką i córką tajemnego ich porozumienia z sobą. Pani Domska nalegała na ten wyjazd już od dni kilku. Elwira go chciała odroczyć tylko dla doczekania się wiadomości o pojedynku.. matka wreszcie prośbami, zaklęciami, łzami wymogła posłuszeństwo.
Wnosząc z wrażenia jakie na Elwirze uczyniła potwarz przez Greifera rzucona, widziała że Pilawski nie jest jéj obojętnym, lękała się aby dłuższy pobyt, może niespodziany jaki obrót i losy téj walki nie wzmogły tego uczucia i nie wywołały jakich nierozważnych jego objawów, nastawała więc, prosiła, żądała aby koniecznie dnia tego wyjechały.. Elwira nie śmiała się opierać — najwięcéj ją kosztowało to że matka prosiła aby o wyjeździe nie wspomniała nikomu. Po długich z obu stron układach i prośbach, po serdecznych uściskach, — matka przyrzekła w nagrodę iż nigdy i w żadnym razie o panu Stanisławie już, choćby do Berlina przybył zdrów i cały, mowy nie będzie — a za to otrzymała na wyjazd zezwolenie.
— Co on sobie o nas pomyśli? pytała w duchu Elwira. Bóg wie, ale jeśli umie czytać w twarzy i w sercu.. to mnie poszuka i znajdzie...
Z trwogą tylko i drżeniem myślała Elwira, iż ten człowiek którego sobie wystawiała arystokratą rodem i stosunkami, gdy je znajdzie na tem stanowisku jakie zajmowały — zrazi się odczaruje i — uciecze... Wyjeżdżając więc już Elwira miała nadzieję, iż matkę skłoni, po wszystkiem co doznały w Krynicy od Jaworkowskiéj i przez fałszywe swe położenie w obec towarzystwa — od którego stronić musiały — do zwinięcia tego nieszczęśliwego handlu, zdjęcia szyldu i usunięcia się jeśli można gdzieś na wieś, dla zatarcia pamięci nawet tego — czem były.
Usprawiedliwi to pragnienie Elwiry każdy znający społeczność naszą. Wiedziała ona, iż stan obecny będzie na przeszkodzie wszelkiemu związkowi, który by jéj z innych względów mógł być pożądanym. Nie szło jéj zresztą o nikogo, tylko o tego Gabriela, pierwszego w życiu spotkanego człowieka, z którym czuła iż mogła by być szczęśliwą. Gdy się kocha, sofizmata najdziwniejsze zdają się tak logiczne i naturalne!! Elwira rozumiała i tłomaczyła sobie przesąd urodzenia i kasty, bo się skutków jego lękała.. O ile córka pragnęła zbliżyć upragniony związek i rachowała na Pilawskiego, o tyle matka niewytłumaczonym lękała go się sposobem. Dla czego nie wiedziała sama.. Obawiała się rodziny, stosunków, przyszłych w życiu przykrości dla córki, chciała kogoś innego — położeniem skromniejszem, z mniejszym majątkiem, kogoś coby ofiary nie czynił z siebie. Obiecywała więc sobie jak tylko do Berlina powrócą, rozerwać Elwirę, wywieść, zająć — i dać jéj koniecznie o nim zapomnieć. Córka zaś myślała tylko jakby mogła namówić matkę do zrzucenia tego jarzma.. tych pęt, téj niewoli... Gotowały się obie w milczeniu do zwyciężenia przeszkód..
Powóz już był za Krynicą, gdy o niespodzianym wyjeździe dowiedziała się pobożna prezesowa.
— W téj chwili wyjechały! to nie jest bez znaczenia? o! to nie jest bez wielkiego znaczenia! zawołała, i co prędzéj pobiegła z nowiną do Ormowskiéj.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.