Wielki nieznajomy/Tom II/XII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Cicha panna Salomea chociaż niby spuszczała oczki i nic nie widziała bo się jéj zdawało że do jéj obowiązków należało nie patrzeć i nie widzieć, powracając z hrabiną wieczorem po téj rozmowie do domu, a widząc panią Palczewskę w niezwykle złym humorze, przypisała to wyjazdowi pieszczonego faworyta. Rozstanie zawsze smutkiem poi. Hrabina potem przyszedłszy do domu tak długo znowu chodziła nierozbierając się po pokoju, tak była dziwnie zadumaną, gniewną, zniecierpliwioną, tak się na wszystko rzucała i kaprysiła, że biedna panna Salomea na którą to spadało, już sama niewiedziała czemu to przypisać miała, bo nie smutek ale rozdrażnienie niezwyczajne opanowało piękną Emilję.
Nie mogła sobie przebaczyć tego, że krawczyka wzięła za un des notres, że nie miała tego delikatnego poczucia odcieni, które teraz stały się dla niéj widocznemi, że ją ten układny człowiek mógł tak oszukać i długo wywodzić w pole. Cały urok jaki go otaczał pękł w chwili jednéj, sympatja zmieniła się w pewien rodzaj oburzenia.
— Ale bo proszę, wołała chodząc po pokoju, co za zuchwalstwo wcisnąć się w towarzystwo, stawić na równi, avecla societé i grać jakąś rolę tajemniczą!!
Prawdą jest, dodała po chwilce, że nie on się wcisnął właściwie ale myśmy go wciągnęli. Tak, ale ta ułudna powierzchowność, to wychowanie, ta układność!
A! cóż się to teraz na świecie dzieje, on ne s’y reconnait plus!
W ciągu tego wieczora nie jedna łza zwilżyła powiekę hrabiny, musiała z sobą walczyć długo nim przyszła do uspokojenia się i równowagi ducha, nim zacząwszy od gniewu, skończyła na smutku i wymówkach lekkomyślności własnéj. Długo nie mogąc zasnąć śmiała się jeszcze i ruszała ramionami i powtarzała:
— Tak się dać oszukać, tak się dać oszukać!
Najwięcéj ją kłopotało, że zapowiedziała była na jutro śniadanie pożegnalne u siebie, na które zaprosiła wszystkich pozostałych znajomych, a czuła że na twarzy jéj będą musieli zmianę dostrzedz i będą ją sobie najdziwniéj tłomaczyć. Wstała raniéj niż zwykle i chciała posyłać po Williama, aby się jemu zwierzyć i poradzić go co ma począć, gdy zamiast niego wszedł ubrany już z ręką na temblaku z twarzą bladą Gabriel. I on także teraz pragnął się wyłamać z tego śniadania, aby sobą nie czynić hrabinie przykrości.
— Daruje mi pani, rzekł, moją ranną wizytę, ale jestem zmuszony z powodu poczty która odchodzi zaraz, pozbawić się przyjemności dłuższego pozostania w Krynicy i korzystania z zaproszenia pani. Muszę natychmiast wyruszyć, a nie chciałem tego uczynić dopókibym jeszcze raz niezłożył jéj dziękczynienia za tyle łaski, za opiekę w chorobie, za wszystkie dowody niezasłużonéj dobroci.
Skłonił się nizko zdaleka, niezbliżając umyślnie i trzymając w odległości ale nie bez pewnéj godności i dumy, hrabina patrzała nań chmurna, zarazem przejęta, poruszona a na twarzy jéj nie można było odkryć co się w duszy działo. Skłoniła głową pomięszana. (Panna Salomea patrzała przez szparę we drzwiach i po dawnych swobodnych rąk uściskach, nie mogła pojąć co między niemi zaszło. Domyślała się tylko, iż nieprzyzwoitem postępowaniem Pilawski hrabinę obrazić musiał.) Hrabina zdawała się miotaną jakby dwoma sprzecznemi prądami, pragnieniem zgody i powrotu do dawnéj czułości, i niewysłowionym wstrętem. Ostatni przemógł.
— Bardzo mi żal, niezmiernie mi przykro.. rzekła, ale kiedy poczty wstrzymać nie można...
Na te słowa wszedł anglik i domyślając się treści rozmowy choć jéj nie rozumiał, a nie wiedząc o wielkiéj zmianie jaka zaszła od wczora, wrzucił wesoło. Niech hrabina nie wierzy, jemu się nie wiem co stało, imaginacja jakaś. Sam konie zamówił na tę godzinę..
— Ale ja go wstrzymywać nie chcę mimowoli, zawołała Palczewska zagniewany wzrok rzucając na anglika...
Skłoniła się zdaleka, Pilawski z uśmiechem smutnym ścisnął Williama rękę i wyszedł spiesznie.
Hrabina się odwróciła żywo aby ukryć zmianę twarzy. William stał i patrzał na nią zdumiony jak w tęczę. Byli sami. Anglik długo pomilczawszy odezwał się wreszcie.
— Niech że mi pani wytłomaczy bo ja zrozumieć nie mogę co się to stało. Rzecz jest dla mnie tem ciemniejszą, że w istocie znając Gabriela posądzić go nie mogę, ażeby pani uchybił, a znając hrabinę przypuścić mi niepodobna, żeby wina była z jéj strony.
— A! Sir William, odwracając się twarzą osmutniałą zawołała pani Emilja, wina nie jego i nie moja, wina losu... Nie chcę byś pan fałszywe wyniósł pojęcia o mnie i o tym panu, wiem że mi dochowasz tajemnicy.. powiem ci prawdę...
Anglik czekał zdumiony... Pan Piławski, cicho przystępując doń bliżéj rzekła hrabina, ten człowiek (wskazała na drzwi) nieprawdaż? jest dobrze wychowanym, przyzwoitym, wykształconym, ma znaczny majątek.. w towarzystwie najlepszem, ujść może za.. kogoś co do.. towarzystwa należeć ma prawo.. ale ten jegomość c’est un marchand tailleur!!
Słowa te wymówiła cicho, najciszéj, ale z przyciskiem takim, z oburzeniem, ze zgrozą, z takiem wejrzeniem wywołującem pomstę nieba.. jak gdyby nieszczęśliwy Pilawski popełnił najokropniejszą zbrodnię...
Anglik stał ani zdziwiony, ani poruszony, jakby nierozumiał o co chodziło i co w tem było tak zdrożnego.
— Wystaw sobie, dodała pani Emilia, że dopiero wczoraj mogłam na nim to wyznanie wymęczyć!
William milczał chłodno jakoś, nie mogąc się przejąć oburzeniem pięknéj pani.
— Tak, w istocie, rzekł wreszcie, nie rozumiem dla czego się z tem do dziś dnia ukrywał... boć to powołanie jak inne i nikomu ujmy nie czyni.
— Krawiec! krawiec! zawołała łamiąc ręce Palczewska.
Williama i to nie wzruszyło.
— U nas pani hrabino, rzekł, główną rzeczą jest wykształcenie człowieka i majątek. Gdy ma to dwoje, a! z czasem by nawet mógł zasiąść w parlamencie. Bez wykształcenia i bez majątku położenie byłoby wcale odmiennem. Ale z tem dwojgiem!!
— Ale jakże śmiał wejść w towarzystwo? dodała pani Palczewska...
— Jak skoro go znajdowano przyzwoitym i de bonne Societé, i u wód!
— Tak, u wód! u wód! to jedyne tłomaczenie niepojętéj omyłki mojéj, naszéj.. całego naszego kółka... Lecz, wyznasz iż dłużéj się to przeciągać nie mogło.
Anglik głową poruszył dziwnie..
— Daruj mi pani, ale choćby był.. nie wiem kim, wolałbym go od Greifera... i wielu innych. A ponieważ byliśmy w dobrych stosunkach, nie mogę go puścić bez cieplejszego pożegnania.!
Skłonił głowę i wyszedł.. Spóźnił się wszakże, bo poczta już była odeszła.. Śniadanie było tem smutniejsze i kłopotliwsze dla hrabiny, że osoby przytomne nie wiedząc wcale o przyczynie odjazdu Pilawskiego i złego humoru pani, myśląc iż jéj czynią przyjemność, ciągle coś miłego, pochlebnego wtrącały o Gabrielu rozszerzając się z pochwałami nad nimi i sławiąc jego cnoty.. Hrabina potakiwać nie mogła, gryzła usta, spoglądała na anglika, darła chusteczkę i przetrwawszy parę godzin na mękach, kazała się pakować do wyjazdu. William miał jéj towarzyszyć do Castelu, stało się wszakże iż nazajutrz list jakiś odebrał z domu, który powrót jego przyspieszył. Tłomaczył się i uniewinniał jak mógł i umiał przed hrabiną, ale jechać z nią nie było mu podobna. I nazajutrz rozbiegli się wszyscy, każdy w swoją stronę, może aby się już nigdy w życiu i na świecie więcéj nie spotkać...
Hrabina nigdy w gorszym nie była humorze...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.