Wielki nieznajomy/Tom II/XVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wielki nieznajomy
Wydawca J. K. Gregorowicz
Data wyd. 1872
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Gdy hrabia Ernest wrócił do hotelu i zapragnął zdać sam sobie sprawę z wrażeń wieczora tego, znalazł się dziwnie jakoś niepewnym i zaniepokojonym. Panna Elwira podobała mu się bardzo, pojmował że się w niéj można było zakochać szalenie, wolałby był jednakże mniéj świetny dom, nie tyle otaczającego blasku, a nawet nie taką energję w charakterze panny, stworzonéj i czującéj że umiała panować temu co ją okalało. Wolałby był nadewszystko nie spotkać tam tego napozór tak spoufalonego adoratora i towarzyszki, któréj powierzchowność drażniła jak zagadka nieprzyjemna. Szło mu głównie o położenie Elwiry i świat w którym żyła, to co dotąd widział mało mu dawało nadziei, ażeby Pilawski mógł być przyjętym wyspowiadawszy się kim był, i jakie zajmował stanowisko. Przezacny Szczęsny podobał się bardzo hrabiemu, był to bowiem człowiek sympatyczny i szlachetny, ale i w rozmowie z nim znajdował hrabia uprzedzenia wieku, stanu i sfery w któréj się obracał, weszłe w życie, w krew, które Gabrielowi na przeszkodzie stać mogły. Piękność Elwiry, jéj wykształcenie, swoboda i ton w towarzystwie zachwycały Ernesta, lecz mimowolnie myślał, jak by się ona pogodzić potrafiła z osamotnieniem które ją otaczało, z życiem zamkniętem lub ze skromnem kółkiem w którem Pilawski obracać się musiał. Wychowana do świata, do ludzi, choć miała wszelkie przymioty z któremi człowiek sam sobie wystarczyć może, wymagać miała prawo od losu coś więcéj nad Pilawskiego skromną rolę, z któréj nigdy wyjść nie mógł. Nawet miljony wydźwignąć by go niepotrafiły, chybaby porzucił to co mu je dało, a przedzierzgnął się na bankiera, na spekulanta, na handlarza pieniędzy, bo temby już zyskał za gotówkę.. zupełne prawo obywatelstwa.
Myślał, wzdychał a oczy panny Elwiry biegały za nim, i uśmiech jéj nęcący migał mu wspomnieniem i bardzo był rady że ją zobaczy nazajutrz, więcéj się zbliży, pozna lepiéj. — Na pierwsze wrażenie, mówił w duchu, nigdy się spuszczać nie można, ten natręt nie dał mi spokojnéj roli badacza podołać, byłem roztargniony, — zobaczymy..
Nazajutrz dziadek Szczęsny przybył zabrać hrabiego o naznaczonéj godzinie.
— A cóż? spytał z uśmiechem, moja wnuczka? co mówicie?
— Prócz uwielbienia, nie do powiedzenia nie mam....
— Kochany hrabio, dodał Szczęsny, takich kobiet dziś nie ma.. to istota wyjątkowa. Widzieliście ją w salonie, lecz nie domyślacie się co to za gosposia pracowita, jak ona wszystko umie i jak się niczem nie brzydzi. Komu się ten skarb dostanie będzie szczęśliwy.
Hrabia milcząco potakiwał.
— Na pierwszy rzut, mówił z zapałem Szczęsny, śliczna laleczka salonowa, ale to najmniejszy z jéj przymiotów. Jest grunt, serce, jest miłość pracy i choć artystka całą duszą, co rzadko — rzeczywistość i jéj obowiązki rozumie doskonale...
Dziadek byłby mówił bez końca, bo się już zapalał, ale nielitościwy zegar wybił godzinę, ruszyli.
Elwira jak wczoraj tak i tego dnia występowała. Chciała nie zawstydzić opiekuna, a hrabiowskie imię, tytuł, stosunki także podziałały na nią, chciała pokazać że wykwintnego życia warunki zna i że ono nie jest dla niéj rzeczą nową. Ułożyła nadewszystko ten obiad w taki sposób, ażeby występ nie był widoczny, aby w nim nie czuć było wysiłku żadnego, aby się wydawał powszednim a był wykwintnym. W domu też nie było o to trudno, a w mieście, to co tak kłopotliwie zdobywa się na wsi, dostaje się z największą łatwością za pieniądze. Tych niepotrzebowała żałować Elwira. Obiad więc przygotowany wedle przepisu starożytnych, na niewielką liczbę osób, mógł być podpisanym choćby przez Chevet’a jako odpowiedzialnego wydawcę.
Pani domu nie zrzucając żałoby, wzięła ją na ten dzień białą z czarnemi wstążkami i było jéj na inny sposób prześlicznie. Hrabia spojrzawszy na nią teraz po dniu, jeszcze mniéj dziwował się Gabrielowi, ale westchnął mówiąc sobie w duchu; dla Pilawskiego pragnąłbym innego rodzaju ideału, cichéj, miłéj, łagodnéj, kochającéj kobieciny, któréj by dom starczył i mężowska dłoń i kątek malutki a spokojny. Jakby dla zatarcia wczorajszych wrażeń Elwira starała się być miłą, wesołą, swobodną, bo się jéj zdawało że Greifer jak chmura na nią cień rzucił. Pani Sciańska odgrywając swą rolę zwykłym sposobem starała się być jak najmniéj widoczną i postrzeganą, szukała kątków, odpowiadała uśmiechami, ale oko jéj śledziło każdy ruch, wejrzenie a ucho każde słówko w powietrzu łapało.
Gdy przeszli do sali jadalnéj, hrabia był już tak przyswojony, że zapomniał zupełnie iż przyjechał dla Gabriela i bawił się, a patrzał w oczy Elwiry na swój własny rachunek. Powiedział sobie nawet parę razy opamiętawszy się na chwilę, że panna była niebezpieczna i że podobnych misji badawczych dla przyjaciół podejmować się nie godzi. Przyszła na myśl bajka Krasickiego i różne inne w świecie słyszane przygody... Nie postrzegł w Elwirze najmniejszéj zalotności, ale ten jéj brak właśnie był najniebezpieczniejszy, drażnił. Obiad rozpoczął się przy najlepszym humorze wszystkich... i już doszedł do połowy, gdy w chwili oczekiwania na półmisek lokaj wszedł ze srebrną tacką i listem na niéj, na którego kopercie stało pilno.
Elwira mało odbierająca korespondencji niezmiernie się zdziwiła, pochwyciła kopertę i nim ją rozpieczętowała zapytała, kto przyniósł i czy na odpowiedź czeka. Służący objaśnił że oddawcą był Dienstmann, który natychmiast odszedł. Parę razy list obróciwszy w ręku, jakby coś przeczuwała.. zdawała się wahać czy go otworzyć.
— Któż widział listy przynosić przy obiedzie, odezwała się, a jeszcze taki jakiś podejrzany. i
Namyśliła się i rzuciła go nie otwierające na tackę.
— Połóż go na stoliku, przeczytam potem.
Dziadunio i hrabia zaczęli prosić, aby nie robiła ceremonji, bo może być co pilnego.
— Ale bo pilnego tak być może? doprawdy, nie rozumiem.. obojętnie obracając go znowu w ręku rzekła Elwira..
Nikt uwagi nie zwracał na panią Sciańskę, która od przyniesienia tego listu, pobladła, spuściła oczy na talerz i widocznie była pomięszaną. Domyśliła się znać zkąd mógł pochodzić, a nawet że nic dobrego nie zawierał.
Opatrzywszy list, pieczątkę, przypatrzywszy się pismu Elwira rozerwała kopertę, poczęła czytać, Szczęsny spostrzegł że blednieje, wyciągnęła rękę słabym głosem wołając, wody! wody, i w chwili gdy Sciańska zerwała się z krzesła biegnąc ku niéj, hrabia widząc ją mdlejącą podtrzymać musiał, ażeby nie upadła.
— To infamja jakaś, to anonym! krzyknął oburzony Szczęsny, którego oko padło na rzuconą na posadzkę kartkę...
Kilka kropel wody, uczucie samo iż ta scena miała za świadków obcych, że oni ją niewiedzieć jak tłumaczyć mogli, otrzeźwiły wprędce Elwirę. Powiodła oczyma osłupiałemi i potok łez popłynął. Przepraszam! przepraszam!... rzekła cichym głosem, coś tak niezwyczajnego.. muszę wyjść, aby oprzytomnieć, ja wnet powracam...
— My idziemy! zawołał Szczęsny i hrabia podnosząc się, ale niech mi wolno będzie jako opiekunowi...
— A! to nic, to nic! szepnęła Elwira, tylko smutna, żałobna, niespodziewana wiadomość.
Rzuciła okiem na hrabiego.
— Niech panowie zostaną, proszę, lżéj mi będzie, ja wrócę...
Zawahali się goście. Hrabia zrozumiał co mu czynić wypada.
— Niech pan dobrodziéj zostanie, ja.. muszę iść obcy byłbym zawsze natrętem...
— Hrabio, ale tak nie odjeżdżaj, proszę, zobaczymy się...
Ernest skłonił się i wyszedł co najprędzéj. Dziadunio został.. Elwira rzuciła się na kanapkę i płakać zaczęła...
— Moja droga, błagam, wytłomacz mi.. może potrafię pocieszyć, poradzić.
— Nie, kochany mój opiekunie, dla przekonania cię iż tajemnic nie mam, czytaj list. Intencja jego była niezawodnie złośliwa, łatwo mi się domyśleć kto go pisał.
— A! zawołała Sciańska przerywając Elwirze, więc o nim pani myśli, to być nie może.
— Tak jest, niechybnie rzekła Elwira. Ale cóż mnie obchodzi kto przyniósł wiadomość, zawsze ona dla mnie równie bolesna.
— A o kimże to w liście, mowa? spytał Szczęsny, bo ja choć opiekun o niczem nie wiedziałem.
— Nie było w tem żadnéj tajemnicy, spokojniéj poczęła Elwira, poznałam nieszczęśliwego tego, którego Greifer zabił.
— Ten co tu był wczoraj.
— Ten sam, kończyła Elwira, poznałam go w Krynicy, podobał się nie mnie ale wszystkim... Był to młody człowiek wykształcony, rozumny, miły, naturalny.. żal mi go tem więcéj iż miałam w nim przyjaciela...
Szczęsny milczał.. W istocie, rzekł zafrasowany, cóż tu począć wszystko jest w ręku Opatrzności, śmierć zabiera ofiary. Uspokój się, kochana Elwiro na to nie ma ratunku.. Takie są losy człowieka... Nie mniéj muszę dołożyć że kto ten list anonyme przysłał tak pospiesznie.. nie uczynił tego bez złego zamiaru i mam go za.. za łajdaka! Tak! powtórzył stary, mam go za łajdaka...
P. Sciańska poglądała na Elwirę i Szczęsnego... przysłuchując się ciekawie...
— Niech mu pan Bóg przebaczy, rzekła cicho płacząc Elwira... dla mnie to cios bolesny..
Dziadek przechadzał się po sali trzęsąc się z oburzenia..
— Gdybym wiedział kto to zrobił, na pewno, poszedłbym z dobrą trzciną wyłatać mu boki. I trzeba było żeby właśnie w tę godzinę wystąpił.. Co hrabia sobie pomyśli! Co on pomyśli.. Stary aż ręce łamał...
Hrabia napiwszy się czarnéj kawy w pierwszéj cukierni po drodze, zapalił cygaro i poszedł zamyślony na przechadzkę do Thiergartenu.
— Grzeczność niedozwala wyjechać nie pożegnawszy się z tą biedną panienką, mówił do siebie, ale nie mniéj nie mam już tu co robić. Jeśli się nie mylę, a mylić się nie mogę, Pilawski by próżno się łudził.. musiał wziąć grzeczność za uczucie, boć panna miała kogoś innego w sercu.. Intrygi jakieś, ten galicjanin nieznośny.. pełno jakichś tajemnic, dom nadto pański, panna Elwira wysoko patrzy... mojemu poczciwemu krawczykowi ani się tu myśleć posuwać.. Ale.. na pożegnanie pójdę.
Zamyślony, smutny powrócił do hotelu.. Nazajutrz chciałby był wyjechać, lecz dzień jeszcze dać wypadało spocząć po tem pannie Elwirze, postanowił więc zostać. Wieczorem przyszedł Szczęsny, który według swoich kombinacji postanowił przed hrabią wytłomaczyć Elwirę, nie przyznając się wcale do prawdziwéj historji. Miał bowiem niejaką nadzieję że się hrabia zakocha a wydanie za takiego pan jak Ernest, któremu państwo nie przeszkadzało być najmilszym z ludzi, jak się wyraził Szczęsny, uważał za największy los jaki Elwirę mógł spotkać.
— Przepraszam cię kochany hrabio, zawołał ściskając go za ręce, przepraszam za ten obiad niefortunny i za moją biedną wnuczkę.. Bogu ducha winna.. bo to historja nie jéj, nie jéj ale jednéj jéj przyjaciołki, tak, przyjaciołki, którą kocha jak siostrę. Znam, dodał kłamiąc dość niezręcznie i łykając wyrazy jak człowiek, który sam dobrze nie wie co ma powiedzieć, znam tę osobę o którą idzie... bo to ona się wychowała z Elwirką. Otóż, mości dobrodzieju wplątano biedną dziewczynę.. w intrygę.. a ta Elwira tak poczciwe ma serce.. serce złote....
Moja wnuczka przeprasza hrabiego, nie mogła się jakoś powstrzymać od wzruszenia, a najwięcéj ją obchodzi, ażebyś hrabia nie myślał uchowaj Boże, iż to coś jéj saméj tyczącego się.
Hrabia zaprotestował, zapytał o zdrowie i czy po za jutro mógłby pożegnać pannę Elwirę, bo zamyśla wyjeżdżać.
— Po za jutro, niezawodnie przyjdzie do siebie.. rzecz się ta rozjaśni.. rzekł Szczęsny. Bardzo jéj miło będzie widzieć hrabiego.
Po krótkiéj rozmowie rozstali się serdecznie, ale stary odszedł zakłopotany, czując że jego niezręczne kłamstwo niewiele zdołało naprawić.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.