LIV
Wino gałganiarza.

Często w wieczór, przy błysku, co miga czerwono,
Gdy wiatr dmie i potrząsa latarnią oszkloną,
Gdzieś na przedmieściu starem, w ulic sieci krętej,
Kędy kipią ludzkości burzliwe fermenty,
Zobaczysz gałganiarza. — Idzie zadumany,
Jak poeta, łbem trzęsie, zawadza o ściany,
Lekceważy policję, niby swe poddane,
I w wielkie plany serce wylewa wezbrane.
Składa przysięgi, wzniosłe dyktuje ustawy,
Podłych w proch strąca, ofiar podtrzymuje sprawy,
I pod niebem, zwieszonem jak baldachim jasny,
Upaja się wielkością cnoty swojej własnej.

Tak ci ludzie, dręczeni swą nędzą domową,
Strawieni pracą, z wiekiem ubieloną głową,
Pod więzią różnych szczątków chylący kark zgięty,
Te wielkiego Paryża wyrzuty i męty,
Wracają, przesiąknięci zapachem gałganów,
W towarzystwie zsiwiałych w boju weteranów,
Których wąs zwisa, niby szmat chorągwi starej.
— Łuki tryumfu, kwiaty, zwycięzkie sztandary,
Stają przed ich oczyma, — o potężny czarze! —
I w płomienistej orgji, w słońcu, przy trąb gwarze,
Oni niosą śród krzyków tłumu, bębnów wrzawy,
Pijanemu miłością ludowi — laur sławy!
Tak śród ludzkości płochej roztacza z szczodrotą
Wino, ten Paktol lśniący, falę swoję złotą,
I przez gardło człowiecze o swych czynach gwarzy,
Władnąc przez dary, śladem prawdziwych mocarzy.
By tych wszystkich wyklętych, którzy mrą w milczeniu,
Utopić nienawiści, wesprzeć ich w omdleniu,
Bóg, wzruszony wyrzutem, stworzył sen dla powiek,
A wino, święte słońca dziecię, dodał człowiek!






Zobacz też

edytuj


 
Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Charles Baudelaire i tłumacza: Zofia Trzeszczkowska.