WINO GAŁGANIARZY.
Niekiedy w świetle mglistej latarnianej tęczy,
Gdy wiatr targa płomieniem i po szybie brzęczy —
Na przedmieściu, gdzie błotne zaułki i męty
Wytwarzają ludzkości burzliwe fermenty —
Widzimy gałganiarza. — Machając koszturem,
Jak wieszcz się o bruk potknie, albo zderzy z murem.
Nie dbając o policję, ani szpiclów sfory,
Otwiera serce — i świat na nowe pcha tory:
Obwieszcza manifesty, szczytne stawia prawa,
Poniża niegodziwych, zacnym dłoń podawa —
I pod baldachem nocy, lazurowej, złotej,
Upaja się wspaniałą jasnością swej cnoty.
Ci nędznem bytowaniem umęczeni ludzie,
Pochyleni latami, poterani w trudzie,
Złamani, przytłoczeni stosem brudnych szczątków —
Tych wymiotów potwornych stołecznych żołądków —
[19]
Odradzają się, gdy im wino krew zapali. —
Dookoła wiarusy w bojach osiwiali
Z wąsem powisającym w kształt chorągwi starej;
I bramy tryumfalne, morze głów, sztandary
Stają przed ich oczami w nieziemskiej piękności —
Oni zaś, odurzeni orgją barw, światłości,
Słyszą dźwięki trąb, bębnów i tłumne wiwaty —
Niosąc ludowi sławę za miłość i kwiaty!
Odmłodzonej w beztrosce Ludzkości tak oto
Wino toczy swe dary, niby Paktol złoto;
O czynach jego wdzięczne gardła głoszą dziwy —
Rządzi szczodrobliwością jako król prawdziwy. —
Żeby gorycz uśmierzyć, ukoić w uśpieniu
Rzesze wydziedziczonych, ginących w milczeniu —
Bóg, tknięty skruchą, dał sen — pieszczotę Miesiąca;
Do tego Człowiek dodał Wino — syna Słońca!
|