Wrażenia więzienne/Pawiak/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wrażenia więzienne |
Wydawca | Księgarnia Polska |
Data wyd. | 1908 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przymusowa bezczynność więzienia jest szczególnie dotkliwą dla robotników, nawykłych do tęgiej pracy. Książki, rozmowy im nie wystarczają, czują potrzebę rękami coś materyalnego robić i oto rozwija się produkcya galanteryi z chleba.
Chleb zanim się stanie zdatnym do wyrobów, podlega pewnym operacyom. Najprzód musi być pogryziony dokładnie. Toteż nieraz w szpitalu obserwowałem komiczny widok, jak pod wodzą tak zwanego „majstra“, ustawieni szeregiem „czeladnicy“ w takt pracowali szczękami ku uciesze wszystkich.
Chleb pogryziony szedł do garnka, gdzie kisł przez dobę.
Potym następowało tak zwane suszenie, które się ma odbywać na gołym ciele. W tym celu oblepia się ręce do ramion wilgotną chlebową papką i buja się niemi, by przyśpieszyć proces. Następnie papkę się wałkuje butelką, wybiera grudki i otrzymuje się wreszcie materyał miększy od wosku, a równie plastyczny.
Z tego lepi się ramki, pantofelki, serca przebite strzałami, koszyczki, kwiaty, figurki, szachy, domino, którymi się obdarza rodziny, znajomych, a najszczodrzej narzeczone. Wyroby te są dość kruche, ale trzymane w suchym miejscu mogą trwać lata.
W szpitalu majstrami byli „słoń“ i malarz.
Ostatni robił duże sztuki, farbując je jaskrawo.
„Słoń“ mniejsze, ale niezwykle artystyczne, farb nie używał, twierdząc słusznie, że to psuje styl. Żywość koloru osiągał za pomocą kombinacyi razowca z pytlowym. Za ozdoby służą zwykle motywy zaczerpnięte z więzienia, lub rewolucyi.
Duża rama, którą dostałem na wychodnym, miała format tarczy, na jednym rogu książka z piórem i z moim monogramem, wyobrażała zawód literata, na drugim winkiel, cyrkiel i koło zębate — fach robotnika, u dołu trupia czaszka, sztylet, brauning — bojowe sprawy, całość splatała czerwona wstęga z napisem: „młoty w dłoń, kujmy broń!“
Posiadam też prócz prześlicznych ramek, pantofelków — prostą trumienkę z kościotrupem w kajdanach i napisem: „za wolność“.
W wyrobach tego rodzaju lubują się bojowcy — kandydaci na śmierć.
W szpitalu agitowałem, by urządzić wystawę tych wyrobów i rozprzedaż na korzyść komuny. Projekt ten raz jeszcze podnoszę; przypuszczam, że miałby powodzenie i zasilił biedną kasę więziennej pomocy.