Wspomnienia z Zakopanego/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wspomnienia z Zakopanego |
Wydawca | Księgarnia E. Wendego i S-ki |
Data wyd. | 1901 |
Druk | Rubieszewski i Wrotnowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cichuteńko — jakby świat wsunął się pod wielką kołdrę i do snu ułożył. Od samego rana pruszy drobniutki śnieżek, jakby od niechcenia; lecą kruszyneczki, pyłki, przekręcają się w powietrzu gwiazdeczki i ich okruchy. Choć kilka stopni mrozu, jest prawie ciepło; jedwabne, miękkie, delikatne powietrze; kruszynki padają na brwi, czoło, wąsy i łechcą. Choć śnieżek pruszy, jest bardzo jasno, tak że widać pierwsze kontrforty gór, przesłonięte jakby mgławicą. Chwilami, gdzieś w górze rozrywa się, widać śnieżny gąszcz atmosfery, i rozpuszczają się promienie słońca, oświetlając jakąś górę, jakiś bok, jakąś turnię żółtawym, śmietanowym odcieniem, gdy inne zabarwione na ponurą barwę zimną, siną. I tak godziny i dnie upływają, pruszy śnieg, ustaje, i znowu pruszy, a wieś i życie śpi, — tylko para sanek przemknie przez wieś i zniknie w mgławicy w szybkim pędzie po budulec, gdzieś aż w Starej Robocie.