Wszystko dobre, co kończy się dobrze (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt piąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Wszystko dobre, co kończy się dobrze
Rozdział Akt piąty
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom X
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. All`s Well That Ends Well
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT PIĄTY.
SCENA I.
Ulica w Marsylii.
(Wchodzą: Helena, Wdowa, Dyana i dwóch Służących).

Helena.  Ta nagła podróż i we dnie i w nocy
Męczy was pewno, ale niema rady.
Lecz bądźcie pewne, że gdy dla mej służby
We dnie i w nocy swe męczycie członki,
Nic was i nigdy z mej wdzięcznej pamięci
Wyrwać nie zdoła. (Wchodzi Sokolnik).
Szczęśliwe spotkanie!
Człowiek ten byle swych chciał użyć wpływów
Łatwo mi zyska posłuchanie króla. —
Bóg z tobą, panie!
Sokolnik.  I z tobą Bóg także!
Helena.  Kiedyś na króla widziałam cię dworze.
Sokolnik.  Prawda, że tam mnie widziano czasami.
Helena.  Myślę, że dobroć, z której byłeś znany,
Z twojego jeszcze nie uciekła serca,

Ja też naglona smutną koniecznością,
Formy światowe bez trwogi odrzucam,
Do twej się tylko odwołuję cnoty,
A wiecznie będę wdzięczną za usługę.
Sokolnik.  Czego więc pragniesz?
Helena.  Błagam cię, mój panie,
Biedną tę prośbę racz wręczyć królowi,
I całym swoim wyrób mi to wpływem,
Bym otrzymała jego posłuchanie.
Sokolnik.  Króla tu niema.
Helena.  Niema króla?
Sokolnik.  Niema.
Ostatniej nocy to miasto opuścił
Z większym jak zwykle pośpiechem.
Helena.  O, Boże!
Nie, wszystko dobre, co się kończy dobrze,
Choć wszystko spikać przeciw nam się zdaje.
Powiedz mi, proszę, dokąd król się udał?
Sokolnik.  Do Roussillonu, ile wnosić mogę,
Gdzie i ja spieszę.
Helena.  Skoro się więc zdaje,
Że króla ujrzysz przed nami, mój panie,
Racz dać to pismo miłościwej ręce;
Gniewu to jego na ciebie nie ściągnie,
Za kłopot raczej na dzięki zarobisz.
My też za tobą przybędziem z pośpiechem,
Na jaki nasze zdobędą się środki.
Sokolnik.  Chętnie się twego podejmę poselstwa.
Helena.  Cobądź wypadnie, licz na wdzięczność naszą.
Lecz spieszmy, spieszmy! Czas nagli, na konie!

(Wychodzą).
SCENA II.
Roussillon. Wewnętrzny dworzec zamku Hrabiny.
(Wchodzą: Pajac i Parrolles).

Parolles.  Dobry monsieur Lavache, oddaj ten list panu Lafeu. Był czas, w którym znałeś mnie lepiej, gdy byłem w zażyłości ze świeższem trochę odzieniem, ale teraz zaszargałem się w złym humorze fortuny i czuć mnie trochę za mocno zawziętą jej niechęcią.
Pajac.  To prawda, że niechęć fortuny musi być śmierdzącą, skoro czuć ją tak mocno, jak powiadasz. Nie będę odtąd jadł ryb, przez fortunę smażonych. Proszę cię, trzymaj się pod wiatrem.
Parolles.  Nie, nie, nie potrzebujesz zatykać sobie nosa; mówiłem tylko przez metaforę.
Pajac.  Jeśli twoja metafora śmierdzi, nos sobie zatkam przed nią jak przed czyjąkolwiek metaforą. Proszę cię, odstąp.
Parolles.  Błagam cię, oddaj ten papier.
Pajac.  Pfu! proszę cię, odstąp. Papierze stolca fortuny oddać w ręce magnata! Lecz patrz, on sam nadchodzi. (Wchodzi Lafeu). Oto jest, panie, miauk fortuny, albo kot fortuny, tylko nie piżmowy, który wpadł w nieczyste bagno jej niechęci i, jak powiada, zaszargał się w niem po uszy. Racz, panie, przyjąć tego karpika, jak możesz najlepiej, bo ma minę biednego, podupadłego, dowcipnego, głupkowatego hultaja. Z litości nad jego biedą pocieszam go uśmiechem i zostawiam go pańskiej dostojności (wychodzi).
Parolles.  Widzisz przed sobą. panie, człowieka, którego fortuna niemiłosiernie podrapała.
Lafeu.  Cóż chcesz, żebym zrobił? Za późno już teraz paznokcie jej obcinać. Jakiegoż to wypłatałeś figla fortunie, że cię musiała podrapać? boć to z natury uczciwa pani, i nie pozwala, żeby się długo pod jej opieką hajdamakom powodziło. Przyjmij tę złotówkę; niech cię sędzia z fortuną pogodzi, ja mam co innego do roboty.
Parolles.  Błagam cię, panie, racz mnie wysłuchać; jedno słowo jeszcze.
Lafeu.  Żebrzesz o jeden grosz więcej? będziesz go miał, nie psuj sobie darmo języka.
Parolles.  Imię moje, dobry a łaskawy panie, jest Parolles.
Lafeu.  Prosisz mnie więc o więcej, niż o słowo. Do kroćset beczek! Daj mi rękę; jakże tam stoją rzeczy z twoim bębnem?
Parolles.  O, panie, ty pierwszy mnie odgadłeś.
Lafeu.  Doprawdy? I pierwszy cię zagadłem.
Parolles.  Od ciebie, panie, zależy do łaski mnie wrócić, bo ty jej mnie pozbawiłeś.
Lafeu.  Precz mi stąd, hultaju! Czy wkładasz na mnie razem urząd Boga i dyabła? Jeden wraca cię do łaski, którą drugi ci odbiera. (Słychać odgłos trąb). Król przybywa, poznaję to z trąb odgłosu. Zgłoś się do mnie później; mówitem o tobie ostatniej nocy; choć błazen z ciebie i hultaj, znajdziesz kawałek chleba, a teraz, zmiataj!
Parolles.  Będę prosił Boga za pana. (Wychodzą).

SCENA III.
Roussillon. — Sala w zamku Hrabiny.
(Przy odgłosie trąb wchodzą: Król, Hrabina, Lafeu, Panowie, Szlachta i Straż).

Król.  Tracąc ją, perłę straciliśmy drogą,
I blask nasz bledsze rzuca odtąd światło;
Twój syn szalony dosyć zmysłu nie miał.
Żeby ją cenić wedle jej wartości.
Hrabina.  Wszystko minęło; dziś, błagam cię, królu,
Racz to uważać za bunt przyrodzony,
Szałem młodości nagłe wywołany,
Gdy olej z ogniem, nad rozum silniejszy,
Wszystko ogarnął i w popiół obrócił.
Król.  Wszystkom przebaczył, wszystko zapomniałem,
Choć żądza zemsty w sercu mem płonęła
I tylko chwili czekała wybuchu.
Lafeu.  Przebacz mi, panie, lecz powiedzieć muszę,
Że pan ten młody pokrzywdził głęboko
Swojego króla, swą matkę i żonę,
Ale najgłębiej sam pokrzywdził siebie,
Bo stracił żonę, której piękność była

Podziwem oczu karmionych pięknością,
Której głos wszystkich słuchaczy zachwycał,
A której czystą, drogą doskonałość
Serca do żadnej służby nie przywykłe
W pokorze swoją nazywały panią.
Król.  Drogiem wspomnieniem straconych pochwała.
Niech się tu stawi; przy pierwszem spotkaniu
Niech łaska moja słuszny gniew zabije.
O przebaczenie niechaj mnie nie prosi,
Jego wystąpku umarła przyczyna,
Drogie jej szczątki w sercu mojem grzebię,
Głębiej niż winy jego zapomnienie.
Niechaj się zbliży nie jak winowajca,
Lecz jak człek obcy; taka moja wola,
Powiedz mu o tem.
Szlachcic.  Wykonam rozkazy (wychodzi).
Król.  Czy już o twojej mówiłeś mu córce?
Co o tem myśli?
Lafeu.  Rozkazem dla niego
Królewska wola.
Król.  Więc wkrótce ślub będzie.
Mam listy, których treścią jego chwała.

(Wchodzi Bertram).

Lafeu.  Godna jej postać.
Król.  Dnie moje, jak widzisz,
Są dnie marcowe — grad i słońce razem.
Lecz jasny promień chmury już rozpędził,
Stań więc przede mną — wróciła pogoda.
Bertram.  Niech żal głęboki zyska przebaczenie
Grzechów minionych, królu mój łaskawy!
Król.  Ni słowa więcej o ubiegłych czasach!
Chwilę obecną uchwyćmy w przelocie,
Bośmy już starzy, a czas cichą stopą
Nasze najszybsze unosi zamiary,
Zanim jesteśmy w stanie je wykonać.
Czyli pamiętasz córkę tego pana?
Bertram.  Królu, pamiętam o niej z uwielbieniem;
Na nią mój pierwszy padł wybór, nim serce

Śmiałe poselstwo dało językowi.
Pod silnym wpływem pierwszego wrażenia
Wzgarda mi swego pożyczyła szkiełka,
Co wszelką inną oszpeciło piękność,
Lic innych róże nazwało kradzieżą;
Przeistoczoną innych rysów piękność,
Zmieniło w obraz wstrętnej szkaradności.
Dlatego, królu, ta, którą świat wielbił,
Którą ja także po stracie kochałem,
Była w mych oczach pyłkiem, co je raził.
Król.  Dobra wymówka. Żeś ją w końcu kochał,
Niemało zmniejsza ciężki twój rachunek.
Miłość jednakże, co za późno wschodzi,
Jest jak za późno dane przebaczenie,
Które dla dawcy gorzkim jest wyrzutem
I wiecznie woła; niewinny mąż zginął!
Skarbem bez ceny gardzim nierozumnie,
Płaczem dopiero, kiedy leży w trumnie.
Gniew nasz okrutny przyjaciół morduje,
A martwy popiół gorzko opłakuje;
Miłość za późno zbudzona łzy leje,
Z których się zemsta nasycona śmieje.
Niech to pogrzebny będzie dzwon Heleny:
Zapomnij o niej, pięknej Magdalenie
Poślij co prędzej miłości zadatek.
Już otrzymałeś główne przyzwolenie,
My tu zostaniem czas, myślę, niedługi
Naszego wdowca ślub zobaczyć drugi.
Hrabina.  A Bóg niech lepsze losy mu przeznaczy,
Lub w cichym grobie wprzód zamknąć mnie
Lafeu.  Przyszły mój synu, w którym ma utonąć
Mojego rodu słynne niegdyś imię,
Zwierz mi dar jaki, któryby w mej córce
Gorętszy ogień swym rozpalił blaskiem,
Do spieszniejszego skłonił ją przybycia.

(Bertram daje mu pierścień).

Na moją brodę i siwe jej włosy,
Nasza Helena, to słodkie stworzenie,

Podobny pierścień na swym miała palcu,
Gdym ją na dworze ostatni raz żegnał.
Bertram.  To nie jej pierścień.
Król.  Daj mi go zobaczyć;
Często w rozmowie mój wzrok nań upadał.
To mój był pierścień, dałem go Helenie,
A dając rzekłem: jeśli kiedykolwiek
Los twój pomocy będzie potrzebował,
Znak ten wystarczy, bym ci w pomoc spieszył.
Miałżeś dość sztuki, by od niej wyłudzić
Rzecz, co tak wielkiej była u niej ceny?
Bertram.  Racz mi przebaczyć, miłościwy panie,
Pierścień ten nigdy własnością jej nie był.
Hrabina.  Przysięgam, synu, że na własne oczy
Widziałam pierścień ten u niej, słyszałam,
Jak go ceniła na równi z żywotem.
Lafeu.  I jam jest pewny, żem go u niej widział.
Bertram.  Zwodzą cię oczy, ona go nie znała;
On mi w Florencyi rzucony był z okna;
A papier, który ten owijał klejnot,
Zawierał podpis tej, co go rzuciła.
Była to dziewka szlachetnego rodu;
Myślała, że mą będzie narzeczoną,
Lecz gdym jej moje losy opowiedział,
Otwarcie wyznał, że jej oczekiwań
Nie mogę spełnić na drodze honoru,
Z cichą rozpaczą poddała się losom,
Ale pierścienia nie chciała odebrać.
Król.  Sam Plutus, w sztuce alchemicznej biegły,
Nie zna dokładniej tajemnic natury,
Niż ja ten pierścień; pierścień ten był moim,
Potem Heleny, jakbądź doń przyszedłeś.
Jeśli więc pamięć samego masz siebie,
Wyznaj mi prawdę, powiedz: jakim gwałtem
Kosztowny klejnot z palca jej ściągnąłeś,
Bo mi przysięgła na wszystko, co święte,
Że się z nim nigdy, nigdy nie rozstanie,
Chyba że w ślubnej izbie ci go odda,

(A w tej twa nigdy nie postała noga),
Lub mi go przyśle w chwili niebezpieczeństw.
Bertram.  Nigdy pierścienia tego nie widziała.
Król.  Jak kocham honor, kłamstwem są twe słowa,
I budzą we mnie trwogę podejrzliwą,
Której do serca nie chciałbym przypuścić.
Jeżeli miałeś dosyć okrucieństwa —
To być nie może — a jednak — sam nie wiem —
Śmiertelną miałeś w sercu do niej zawiść;
Ona umarła — a widok pierścienia
Śmierć mi tę stwierdza, jakbym własną ręką
Zamknął jej oczy. Precz z nim do więzienia!

(Straż chwyta Bertrama).

Cobądź wypadnie, znane już dowody
O lekkomyślność trwogi mej nie skarżą;
Brak raczej trwogi był lekkomyślnością.
Precz z nim! Tę sprawę musimy wyjaśnić.
Bertram.  Jeśli mi, królu, dowiedziesz, że pierścień
Był kiedykolwiek na Heleny palcu,
Równie mi łatwo dowieść będziesz w stanie,
Żem z nią w Florencyi ślubne dzielił łoże,
Choć jej tam noga nigdy nie postała.

(Wychodzi pod strażą. — Wchodzi Sokolnik).

Król.  Jakieś mnie straszne osiada przeczucie.
Sokolnik.  Łaskawy królu, może źle zrobiłem —
List ci przynoszę florenckiej niewiasty,
Która o kilka spóźniła się stacyi,
Aby go własną oddać mogła ręką.
Ujęty wdziękiem i słodyczą mowy
Przyjąłem pismo biednej suplikantki,
Która tu czeka na twoje rozkazy.
Z twarzy jej widać całą ważność sprawy,
A ta, jak z tkliwym rzekła mi urokiem,
Równie jest ważną dla niej jak dla ciebie.

Król  (czyta). „Po mnogich przysięgach, że mnie pojmie po śmierci żony, ze wstydem wyznaję, uległam jego woli. Dziś hrabia Roussillonu jest wdowcem; mam jego przyrzeczenie, które kupiłam moim honorem. Uciekł z Florencyi, nie pożegnawszy się nawet ze mną; pośpieszyłam za nim do jego ojczyzny i domagam się sprawiedliwości. Wymierz mi ją, królu, w twojej to jedynie jest mocy, inaczej uwodziciel będzie tryumfował, a zginie biedna dziewczyna“.Dyana Capulet.
Lafeu.  Kupię sobie zięcia na jarmarku, a tego sprzedam, bo go nie chcę.
Król.  Łaskawem okiem Bóg na ciebie rzucił,
Że jeszcze na czas wszystko się odkryło.
Niech suplikantka przyjdzie tu natychmiast,
Hrabiego także niech straż przyprowadzi.

(Wychodzi Sokolnik i kilku ze służby).

Lękam się bardzo, że piękna Helena
Padła ofiarą grzesznych jego knowań.
Hrabina.  Niech słuszna kara dotknie winowajcę.

(Wchodzi Bertram pod strażą).

Król.  Dziwi mnie, panie, że kiedy kobiety
Zwiesz potworami, gdy od nich uciekasz,
Chociaż im wiarę i pomoc przysiągłeś,
Chcesz jednak żony. (Wchodzi Sokolnik z Wdową i Dyaną).
Co to za kobieta?
Dyana.  Jestem ubogą z Florencyi niewiastą,
Choć ród mój wiodę z domu Capuletów.
Ma prośba jest ci wiadoma już, królu,
Więc wiesz, o iłem godną jest litości.
Wdowa.  To córka moja; wiek mój i mój honor
Nie zniosą krzywdy, którą nam wyrządził,
Jeśli ty, królu, w pomoc nam nie przyjdziesz.
Król.  Przybliż się, hrabio. Czy znasz te kobiety?
Bertram.  Królu mój, nie chcę, nie mogę zaprzeczyć,
Że znam je obie. Czy mnie o co skarżą?
Dyana.  Czemu tak dziwnie na twą żonę patrzysz?
Bertram.  To nie ma żona.
Dyana.  Jeśli pojmiesz żonę,
Dasz jej tę rękę, lecz to ręka moja;
Dasz jej przysięgi, to przysięgi moje;
Dasz i mnie samą, jestem bowiem tobą,
Boś mnie przysięgą twą tak w ciebie wcielił,

Że ta, co ciebie za męża chce pojąć,
Musi mnie razem pojąć — lub nikogo.

Lafeu  (do Bertrama). Twoje dobre imię nie dochodzi miary mojej córki — nie jesteś dla niej mężem.

Bertram.  Dziewki tej głowę miłość zawróciła.
Prawda jest, królu, żem z nią śmiał się czasem;
Myśl jednak lepiej o moim honorze,
Niż żebym chciał się aż do niej poniżyć.
Król.  W myślach mych, wierzaj, nie masz przyjacieli,
Chyba, że twoje przemienią je czyny,
Że się twój honor jaśniejszym pokaże,
Niż jest w mych myślach.
Dyana.  Miłościwy królu,
Niechaj przysięgą stwierdzi, iż nie myśli,
Ze został panem mojego dziewictwa.
Król.  Co jej odpowiesz?
Bertram.  Że bezczelna dziewka
Była igraszką całego obozu.
Dyana.  Krzywdzi mnie, królu. Gdyby prawdę mówił,
Mniejszym zapewne kupiłby mnie kosztem.
Nie wierz mu, panie, spojrzyj na ten pierścień,
Równego ceną nie znajdziesz na ziemi;
On obozowej dał go nierządnicy,
Jeśli nią jestem.
Hrabina.  Rumieniec go zdradza.
Przez sześć pokoleń klejnot ten przechodził
Z ojca na syna; to jest jego żona,
Tego ten pierścień stokrotnie dowodzi.
Król.  Wszak mi mówiłaś, jeśli się nie mylę,
Że tu widziałaś świadka całej sprawy.
Dyana.  Prawda, widziałam, lecz wstręt pewny czuję
Na złej podstawie prawa me opierać.
Zwie się Parolles.
Lafeu.  Widziałem go dzisiaj.
Król.  Szukać go zaraz i stawić przede mną.
Bertram.  Cóż to dowiedzie? Człowiek ten jest znany;
To wiarołomny i podły niewolnik,
Całego świata zbrodniami toczony;

Do prawdy czuje wstręt niepokonany;
Jeśli więc teraz przeciw mnie co zezna,
Mamże dlatego być tem albo owem?
Król.  Ona ma pierścień, co był twą własnością.
Bertram.  To prawda; prawda, żem czuł do niej pociąg,
Że jej szukałem w młodocianym szale.
Wiedząc, jak wielka dzieliła nas przepaść,
Umiała zręcznie wędkę na mnie rzucić,
Oporem żądzę do szaleństwa podnieść:
Przeszkoda bowiem na miłości drodze
Tylko jest nową miłości podnietą;
Tak więc chytrością, przy powszednich wdziękach
Umiała pierścień z ręki mej wyłudzić,
Kiedyby inny za targową cenę
Kupić ją zdołał.
Dyana.  Muszę być cierpliwą.
Kto tak szlachetną odepchnąć mógł żonę,
Słowami także i mnie krzywdzić może,
A więc cię proszę — nie trudno mi będzie
Wyrzec się męża bez cnoty i wiary
Przyślij po pierścień, chętnie ci go zwrócę,
A mój mi oddaj.
Bertram.  Już go nie posiadam.
Król.  Powiedz mi, proszę, co to był za pierścień?
Dyana.  Podobny temu na twym palcu, królu.
Król.  Czy znasz go? Pierścień jego był przed chwilą.
Dyana.  W ślubnej komnacie ode mnie go dostał.
Król.  A więc jest fałszem, żeś mu go rzuciła
Z okna swej izby.
Dyana.  Powiedziałam prawdę.

(Wchodzi Parolles).

Bertram.  Wyznaję, królu, że był jej własnością.
Król.  Lada cię piórko mąci w odpowiedziach. —
Czy to jest człowiek, o którym mówiłaś?
Dyana.  Tak jest, mój królu.
Król.  Powiedz mi, mopanku,
Mów tylko prawdę, jeśli chcesz być cały,
A twego pana gniewu się nie lękaj.

Bo prawdę mówiąc, masz we mnie obrońcę,
O tej kobiecie co wiesz, a co o nim?

Parolles.  Pan mój, najjaśniejszy panie, prowadził się zawsze jak szlachcicowi przystoi, a jeśli dopuścił się jakich figli, to były figle szlacheckie.

Król.  Dalej, dalej do rzeczy: czy kochał tę kobietę?
Parolles.  Wyznaję, najjaśniejszy panie, kochał ją, ale jak?
Król.  No jak? powiedz, proszę.
Parolles.  Kochał ją jak szlachcic kocha kobietę.
Król.  A jakże to szlachcic kocha kobietę?
Parolles.  Kochał ją, najjaśniejszy panie, i nie kochał jej.
Król.  Tak jak ty jesteś hultajem i nie jesteś hultajem.
Parolles.  Ja chudy tylko pachołek na usługi waszej królewskiej mości.
Lafeu.  Dobry z niego dobosz, mój królu, chociaż lichy mówca.
Dyana.  Czy wiesz, że mi przyrzekł małżeństwo?
Parolles.  Na uczciwość, wiem ja więcej niż powiem.

Król.  Nie chcesz więc powiedzieć wszystkiego, co wiesz o tej sprawie.
Parolles.  Powiem wszystko, najjaśniejszy panie. Byłem więc ich pośrednikiem, jak już zeznałem, bo prawdziwie, szalał za nią; prawił o szatanie, o otchłaniach, o furyach, i nie wiem o czem jeszcze. Podówczas byłem z nim dość zażyle, aby wiedzieć, iż razem noc przepędzili; wiedziałem też i o innych tranzakcyach, jak na przykład o przyrzeczeniu małżeństwa i o wielu innych rzeczach, o których mówiąc, ściągnąłbym na siebie ich urazę, dlatego też co wiem, nie powiem.
Król.  Powiedziałeś już wszystko, chyba żebyś dodał, że ślub wzięli. Ale szczwany lis z ciebie w zeznaniach. Odejdź na stronę.
Pierścień ten, mówisz, twoim jest?
Dyana.  Tak, królu.

Król.  A kto ci dał go lub gdzieś go kupiła?
Dyana.  Nikt mi go nie dał, ani go kupiłam.
Król.  Kto ci pożyczył?
Dyana.  Nikt mi nie pożyczył.
Król.  Gdzieś go znalazła?

Dyana.  Nie znalazłam nigdzie.
Król.  Gdyś go nie miała żadnym z tych sposobów,
Jak dać go mogłaś?
Dyana.  Jam go też nie dała.

Lafeu.  Kobieta ta jest jak szeroka rękawica, mój królu, można ją włożyć i ściągnąć, jak się podoba.

Król.  To był mój pierścień, pierwszej jego żonie
Ja sam go dałem.
Dyana.  Mógł być twoją królu,
Lub jej własnością, nie wiem o tem wcale.
Król.  Ta mnie kobieta gniewać rozpoczyna;
Precz z nimi teraz, zamknąć ich w więzieniu.
Jeśli nie powiesz, skąd miałaś ten pierścień,
Umrzesz w godzinę.
Dyana.  Nie, nigdy nie powiem
Król.  Precz z nią!
Dyana.  Mój królu, dam poręczycielstwo.
Król.  Zaczynam wierzyć, żeś była towarem.
Dyana.  Przez Boga, królu, jeślim znała męża,
To ciebie chyba.
Król.  Czemuż go oskarżasz?
Dyana.  Bo on jest winny razem i niewinny.
On przysiądz gotów, żem nie jest dziewicą,
Jak ja gotowa przysiądz, że nią jestem.
Jeślim dziewicą nie jest nieskażoną,
To chyba jestem starca tego żoną (wskazuje Lafeu).
Król.  Ona z nas szydzi. Precz z nią do więzienia!
Dyana.  Matko, śpiesz, wprowadź mego ręczyciela.

(Wychodzi Wdowa).

Przyjdzie jubiler właściciel pierścienia,
On moją będzie przed sądem rękojmią.
A paniczowi, któremu się zdaje,
Że mnie pokrzywdził, choć palcem mnie nie tknął,
Przebaczam z serca, on dziś jeszcze wierzy,
Że uszczknął wianek z mojego ogrodu,
Gdy został ojcem żony swojej płodu;
W umarłem łonie młody puls już bije;

To ma zagadka: Kto umarł, a żyje?

(Wchodzi Wdowa z Heleną).

Król.  Czy to nie czary, co me zwodzą oczy?
Czyliż co widzę, jest rzeczywistością?
Helena.  Nie, dobry królu, to cień tylko żony,
Wyraz bez rzeczy.
Bertram.  Nie, to rzecz i wyraz,
Przebacz mi, błagam!
Helena.  Dziwnie byłeś tkliwy,
Gdy miałam formę tej młodej dziewicy.
To jest twój pierścień i list, w którym piszesz:
„Gdy z mego palca pierścień ten dostaniesz,
I będziesz ze mną matką,“ i tam dalej.
Wszystko się stało; czy chcesz mym być mężem,
Teraz gdy dwakroć wygrałam twą rękę?
Bertram.  Gdy mi wyjaśnisz wszystkie tajemnice,
Będę cię kochał jak ócz mych źrenice.
Helena.  Jeśli wszystkiego nie dowiodę, panie,
Niech wieczny rozwód między nami stanie.
O, droga matko, czy ciebie znów widzę?
Lafeu.  Ktoś mi cebulą oczy nasmarował,
Łzy mi się kręcą.

(Do Parollesa). Kochany doboszu, pożycz mi twojej chustki. Dobrze, dziękuję. Odwiedź mnie w moim domu, będziesz mnie bawił, tylko daj pokój ceremoniom, bo szeląga niewarte.

Król.  Całe nam twoje rozpowiadaj dzieje,
Niech prawda strugi pociechy rozleje.
(Do Dyany). Jeśli dziewicą jesteś nieskalaną,
Wybieraj męża, a znajdzie się wiano,
Bo się domyślam już, przez jaką psotę
Zbawiłaś żonę, zachowałaś cnotę.
Wszystkie w szczegółach opowiesz nam czyny,
Gdy swobodniejsze nadejdą godziny.
Gdy po dniach smutku dobry koniec wschodzi,
Obecność lepiej przeszłą gorycz słodzi.

(Trąby. Posuwa się naprzód).

Król zostaje żebrakiem, gdy sztuka przeminie,

Ale wszystko się dobrze skończy w tej godzinie,
Jeśliśmy zarobili na waszą pochwałę.
Na waszą służbę życie poświęcamy całe,
Za nagrodę od waszej wymagamy łaski,
Przyjmijcie serca nasze, a dajcie oklaski.

(Wychodzą).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.