Wyroki ławicy sandeckiej 1652—1684/Przedmowa

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Wyroki ławicy sandeckiej 1652—1684
Podtytuł Karta z dziejów dawnego sądownictwa prawa magdeburskiego w Polsce
Pochodzenie Przegląd prawa i administracyi 1917
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia Jakubowskiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PRZEDMOWA.

Wacław II. król czeski, książę krakowski i sandomierski (1291—1305), zakładając w roku 1292 miasto Nowy Sącz na 72 łanach wsi Kamienicy[1], obdarzył je zarazem prawem magdeburskiem, które potem królowie polscy: Władysław Łokietek 1330, Kazimierz Wielki 1344, wreszcie Władysław Jagiełło w Niepołomicach 15. listopada 1415, ponownie zatwierdzili. Tak samo Jan Kazimierz na sejmie koronacyjnym w Krakowie 30. stycznia 1649, zatwierdzając wszystkie przywileje nadane Nowemu Sączowi przez poprzedników swoich, wyraźnie także „consuetudines et alias quasvis observationes iuris magdeburgensis, quo ipsi antiquitus gaudent“, w tym dyplomie wymienił[2].
Według tego prawa rządziła miastem rada miejska, złożona z sześciu rajców (consules), z których każdy był kolejno burmistrzem (proconsul) z urzędowaniem miesięcznem. Sprawiedliwość zaś wykonywała ławica, t. j. wójt (advocatus) z podwójcim[3] (viceadvocatus) i sześciu ławnikami (scabini). Wybory tak rajców, jak i ławników, odbywały się na ratuszu corocznie, zwyczajnie w lutym, po uroczystej wotywie w kollegiacie św. Małgorzaty, na którą „kantor zaciągał śpiewaków, a trębacze i bębenista czynili honor“, jak czytamy nieraz w dawnych zapiskach miejskich. Wyborom miejskim czasami przewodniczył sam starosta grodowy sandecki, lecz najczęściej w jego imieniu podstarości, burgrabia zamkowy, dworzanin lub inny jaki znakomity szlachcic. Czterech rajców wybierał starosta grodowy lub jego zastępca, piątego wybierali starzy rajcy, t. j. ci, którzy przedtem sprawowali ten urząd, a szóstego wójt z ławnikami[4]. Wójta zaś i podwójciego z sześciu ławnikami wybierało pospólstwo całe. Przed objęciem urzędowania składali przysięgę na wierność tak rajcy, jako i wójt z ławnikami i pisarz miejski, według stałej roty czyli formuły[5].
Sądy odbywały się w ratuszu[6] na dole, gdzie pod izbą radziecką znajdowała się duża izba, zwana „prawem“, a tuż przy niej mała izdebka, dokąd udawali się ławnicy na radę przed wydaniem wyroku. Obok tychże przypierało więzienie, jużto lżejsze, czyli „kabat“, jużto cięższe, ciemne, podziemne, czyli „szatława“ albo „szelestka“, w którem torturami badano winowajców. Nie było jednak spraw karnych na tyle, aby przez cały rok zatrudniały ławicę, więc tylko w razie potrzeby zwoływano „sąd gajny potrzebny“. Sąd zaś „wielki gajny wyłożony“ zasiadał co kwartał i sądził rzeczy prawne, sprawy sporne, spadkowe, majątkowe. Wszelkie zaś sprawy cywilne, opiekuńcze i kuratelarne, sądził burmistrz z rajcami. Wójt z ławicą dzierżył „prawo miecza“, t. j. miał nawet prawo karania śmiercią, podlegał jednak burmistrzowi co do rządu miejskiego.
Procedura[7] karna tak się zwykła odbywać. Winowajca odstawiony i oddany przez kogokolwiek w ręce burmistrza, bywał zamykany w więzieniu ratusznem. Tymczasem „instygator“[8] urzędu radzieckiego przeciwko obwinionemu prowadził śledztwo. Jeżeli urząd radziecki uznał sprawę za kryminalną, odsyłano ją do wójta i ławicy. Wtedy to instygator kazał oskarżonego i uwięzionego przystawić do sądu dla przesłuchania świadków, którzy świadczyli nań przez „podniesienie palców prawej ręki do góry“, czyli pod przysięgą „sub corporali iuramento erectis ad sidera dextrae manus digitis“, jak stale notują akta. Prześwietna ławica, chcąc się dowiedzieć o wspólnikach zbrodni, pytała winowajcy, kto mu był powodem do zbrodni? Kto go namówił do tego? Jeżeli obwiniony nie chciał od razu wyjawić prawdy, oddawano go do szatławy. Tam to brano go w „kluby“, t. j. obnażonego kładziono na ławie, wiązano ręce i nogi powrozami[9], których długie końce zakładano za kluby, jedną u podłogi, drugą u powały przeciwległej ściany i wyciągano go w stawach, zwyczajnie do trzeciego razu. Jeżeli i to nie poskutkowało, palono mu następnie boki pochodniami albo świecami jedno- dwu- a nawet trzykrotnie, lub też kat bryzgał żar płonącej siarki[10] na jego piersi. Męczeni złoczyńcy mawiali nieraz: „Choćbyście mnie panowie na proch spalili, nie powiem nic więcej, bo nic nie wiem, i z tym gotów jestem iść na straszny sąd Boski“. Stosownie do zeznania świadków i przyznania się do winy samego zbrodniarza, sąd gajny wójtowski ławniczy wydawał ostateczny wyrok, mocą którego winowajcę skazywał, czy to na rózgi pod pręgierzem[11], czy też na karę śmierci. W przeciągu lat 1652—1684 tylko w dwóch wypadkach (1663 i 1670) apelowano do sądu najwyższego prawa magdeburskiego na zamku krakowskim, ale pierwszą z tych apellacyj już sąd wójtowski sandecki na miejscu odrzucił, od drugiej zaś mąż obwinionej mularki dobrowolnie odstąpił[12]. Osądzonych i skazanych na śmierć, zaopatrywali księża wikarzy św. Sakramentami, przez co niektórzy z nich, jak n. p. ks. Stanisław Kossowski zasłużyli sobie na chlubne wspomnienie i wdzięczność w testamentach skazańców[13].
Do egzekucyi, t. j. karania i tracenia zbrodniarzy trzymało miasto swego własnego kata, czyli mistrza. Wyjątkowo tylko i z konieczności (dla braku w Sączu), posyłano po mistrza do Biecza, gdzie istniał jedyny w całej Polsce cech katowski[14], który uczył okrutnego rzemiosła swego i wyzwalał na mistrzów.
Złoczyńców w Nowym Sączu tracono kiedy niekiedy przed ratuszem[15] na rynku, ale najczęściej na miejscu zwykłem tracenia poza murami warowni miejskiej, gdzie dziś stoi kapliczka murowana św. Marka z r. 1771, na skręcie do przystanku kolei żelaznej. Jak zaś surowo karano za różne zbrodnie i w jaki sposób, objaśnią nam najlepiej niżej przytoczone fakta. Pierwej jednak podam słów kilka o genezie tej pracy.
Pomiędzy 146 archiwalnemi księgami Nowego Sącza[16], znajduje się jedna oznaczona na grzbiecie sygnaturą A 64, oprawiona w skórę, zamykana dwiema miedzianemi klamerkami, o stronicach 521 in folio. Pismo w niej rozmaite, w miarę jak się zmieniali pisarze. Znałem ją dobrze już dawniej i korzystałem z niej nieco, ale dopiero w latach 1915 i 1916, chcąc odwrócić posępne myśli od wojennych wypadków, zabrałem się do jej systematycznego studyowania. Do tej księgi wójtowskiej ławniczej, którą sądowe zapiski tu i ówdzie zowią także „acta maleficiorum“[17], wciągano całą procedurę pojmania, odstawienia, przesłuchania i osądzenia rozmaitych winowajców w latach 1652—1684 włącznie[18]. Wyzyskiwanie tych zapisków postępowało dość powoli naprzód, bo pismo blade i niewyraźne tamowało nieraz odczytanie tekstu i robienie notatek. Ostatecznie przy pomocy Bożej udało się pokonać te wszystkie trudności i zestawić mnóstwo szczegółów w streszczeniu, które dają nam dostateczny pogląd na dzikość i rozluźnienie obyczajów, a zarazem na wymiar surowej sprawiedliwości w drugiej połowie XVII wieku na Podkarpaciu, czyli jak dawniej mówiono na Podgórzu sandeckiem.
I jakież były przyczyny tego rozluźnienia? Jakie główne czynniki składały się na to? Okolice lesiste, odmienne warunki życia w stronach górzystych; ciemnota ludu nieraz od kościołów znacznie oddalonego, a tem samem religijnie i moralnie zaniedbanego; łakomstwo i chciwość schlebiająca człowiekowi, pozbawionemu gruntownych zasad wiary; styczność z Rusinami[19] nieunitami w okolicach Grybowa, Gorlic, Nawojowej i Muszyny, między którymi organizowały się niejednokrotnie zbójeckie bandy, czyli Beskidnicy[20]; do tego bliskie sąsiedztwo z Węgrami, gdzie opryszki od dawien dawna (zwłaszcza koło Bardyowa i Makowicy zborowskiej w dobrach Rakoczych) miały swe liczne gniazda, a stamtąd, jak drapieżne orły i sępy, napadały na bezbronne osady polskie[21] — wszystko to razem wzięte torowało raz po raz drogę i sprzyjało bezsprzecznie kradzieżom rabunkom, rozbojom i innym niegodziwym czynom. Zdarzało się też nieraz, że rozbójnicy węgierscy stanowili wspólną bandę z polskimi, albo odwrotnie, ci ostatni z węgierskimi, względnie słowackimi na Spiżu. Nie można jednak stąd wnioskować, że to tylko na Podgórzu sandeckiem podobne bywały wybryki. Działo się to samo również na innych miejscach, jak świadczą nowsze wydawnictwa źródłowe[22].
Akta wójtowskie ławnicze sandeckie pisane są po łacinie wyłącznie, same tylko pytania zadawane obwinionym, oraz ich zeznania i odpowiedzi, powtarzające się[23] zwyczajnie per longum et latum, są w języku polskim. Owe osobiste zeznania złoczyńców „confessata“, czyli „testamenta maleficorum“, jak w nagłówku każdego kryminalnego procesu podówczas zaznaczano, świadectwa postawionych świadków, oraz wyroki sądowe, słusznie nazwać możemy kartką z dziejów dawnego sądownictwa prawa magdeburskiego w Polsce. Jedna rzecz w aktach XVI i XVII wieku mimowolnie uderza w oczy. Nigdzie nie znajdujemy wyraźnego śladu, ażeby żydów za jakie wykroczenia pociągano do odpowiedzialności sądowej. A przecież nieraz kradzione rzeczy przechowywali u siebie, od złodziei rozmaite kosztowności, a nawet z kościołów pobrane, kupowali lub w zastaw przyjmowali niejednokrotnie[24]. Prosta na to odpowiedź. Sądownictwo spraw żydowskich w województwie krakowskiem podlegało władzy wojewody krakowskiego. Podlegali jej atoli tylko ci żydzi, którzy nie byli osiedli na terytoryach, będących własnością prywatną; na tych bowiem nie rozciągała się władza wojewody[25].
Akta kryminalne z dawnych wieków wogóle do białych kruków, czyli do rzadkości należą. Inne bowiem jakiekolwiek akta, zwłaszcza w sprawach prywatno-prawnych, o ile się odnosiły do rozmaitych praw nad nieruchomościami, przechowywano zwykle starannie, jako dokumenta przydatne późniejszym pokoleniom, bo na te akta trzeba się było niejednokrotnie powoływać po upływie lat kilkudziesięciu lub nawet kilkuset. Nad przechowywaniem zaś aktów kryminalnych mało rozciągano opieki, a może je i niszczono z czasem, jako smutne przeżytki, bo po osądzeniu i straceniu złoczyńców nie przedstawiały już tak doniosłego znaczenia praktycznego, jak inne akta grodzkie i ziemskie, radzieckie i ławnicze.

Kraków 31. maja 1917.





  1. Dokument wydany w Krakowie 8. listop. 1292. Zob. Codex Diplom. Poloniae. T. III, p. 155—158. Varsaviae 1858. Miasto Nowy Sącz, założone na gruncie wsi Kamienicy, przy ujściu rzeki Kamienicy do Dunajca, nazywano jeszcze tu i ówdzie z początkiem XIV wieku: 1310, 1313, 1315, 1317 i 1323 Kamienicą (Kamencia, Camenicia, Kemniz).
  2. Hist. Now. Sącza. T. I, str. 200.
  3. W nieobecności wójta przewodniczył w sądzie z pełną mocą podwójci. Był on właściwie siódmym ławnikiem. Stąd to w aktach sądowych tak zwykle zaznaczano: Iudicium necessario bannitum celebratum in praetorio sandecensi per advocatum et septem scabinos iuratos...
  4. Tak bywało stale w XVI, XVII i XVIII wieku, jak świadczą zachowane zapiski z lat 1579, 1651, 1719 i inne w księgach radzieckich i ławniczych.
  5. B. Groicki: Porządek sądów i spraw miejskich prawa magdeburskiego w Koronie Polskiej. Kraków 1629. Dedykowane: Zacnie Sławetnym Panom Ichmościom sześciu miast: Krakowa, Nowego Sącza, Kazimierza, Bochni, Wieliczki i Olkusza. Wiadomo bowiem, że król Kazimierz Wielki, ustanawiając w r. 1365 najwyższy sąd prawa magdeburskiego na zamku krakowskim, policzył Nowy Sącz do tych sześciu miast, z których mianowani przez króla rajcy stanowili najwyższą królewską instancyę sądową. — Na pieczęci sądu komisarskiego sześciu miast, podług dokumentu z r. 1632, przedstawione są herby wymienionych miast, z napisem w otoku: Sigillum Dominorum Comissariorum Sex Civitatum.
  6. Wyjątkowo tylko w r. 1677 i 1681 zjechali ławnicy sandeccy do Nawojowej, gdzie przeprowadzili śledztwo i wydali swoje wyroki sądowe (zob. niżej nr. 63, 69, 70, 75); a w r. 1682 w podobnym celu do Łabowej (zob. nr. 76).
  7. O procedurze prawa magdeburskiego mnóstwo artykułów podaje Jakób Czechowicz: Praktyka Kryminalna t. j. wzór rozważnego i porządnego spraw kryminalnych sądzenia. W Chełmnie 1769 in 4° str. 266. Powoływanie się jednak na Czechowicza jest zbyteczną rzeczą, bo księga rękopiśmienna, na której opiera się cała moja rozprawa, jest najlepszą praktyczną normą procedury karnej.
  8. Wyraz łaciński instigator, podszczuwacz, podżegacz (Anreizer, Antreiber), w dawnem sądownictwie: oskarżyciel, prokurator.
  9. Monographien zur deutschen Kultur. Fr. Heinemann: Der Richter und die Rechtspflege in der deutschen Vergangenheit. Mit 159 Abbildungen und Beilagen nach den Originalen aus dem XV bis XVIII Jahrhundert. Ryciny w tem dziele, podług dawnych drzeworytów i miniatur, są bardzo rzadkie i ciekawe.
  10. Świadczą o tem zapiski w księdze wydatków miejskich pod rokiem 1634 i 1649 i inne. Czytamy tam: Na świece do męczenia złoczyńcy, którego palono za świętokradztwo, 20 groszy. Na świece do tortur po trzy razy 18 gr. Na świece i siarkę do więźniów 24 gr.
  11. Pręgierz, słup katowski, u którego winowajców na publiczną hańbę stawiano, smagano, piętnowano.
  12. Zob. niżej nr. 25 i 55.
  13. Zob. niżej nr. 25, 32, 37, 38.
  14. Widocznie potrzebny w tych stronach, skoro dnia 19. maja 1614 koło Biecza 120 rozbójników stracono. Zob. Czacki: O litewskich i polskich prawach, wydanie Turowskiego. T. II, str. 131. Kraków 1861.
  15. Zob. niżej nr. 6, 42, 60, 81.
  16. Najdawniejsze akta miejskie z XIV i XV wieku, spłonęły w czasie pożaru miasta w r. 1486. Późniejsze zaś radzieckie i ławnicze (consularia et scabinalia) istnieją z lat 1488—1782.
  17. Gdzieindziej w Polsce nazywano tego rodzaju akta także księgami smolnemi lub księgami czarnemi.
  18. Wogóle w tych latach skazano w Nowym Sączu na karę śmierci winowajców 79, na rózgi publiczne pod pręgierzem 17, uwolniono od kary 4. Zaznaczyć tu jednak potrzeba, że pod rokiem 1658, 1671, 1673, 1674, 1678 i 1679 nie zanotowano żadnych kryminalnych procesów. Wieku XVII nie można mierzyć miarą obecnego wieku. Inni bowiem byli w dawnych wiekach ludzie, inne prawa, inny ustrój społeczeństwa ludzkiego. Nikt też nie może się dziwić, że i sprawiedliwość ludzka innym dawniej płynęła torem. Surowych iście praw podówczas potrzeba było, aby namiętności ludzkie od występków powstrzymać, utrzymać je w karbach i ład społeczeństwu zapewnić.
  19. Rusini wywędrowali z pobliskiego Spiża i osiedlili się w Sandeckiem już w XIV i XV wieku, gdzie po dziś dzień zamieszkują tamże około 60 osad. Przyjęli ostatecznie unię, czyli połączyli się z Kościołem rzymskim, dopiero na synodzie zamojskim w r. 1720, podobnie jak Rusini dyecezyi lwowskiej i przemyskiej. „Nie tylko Rusin unita dopiero od synodu zamojskiego zaczął się prawdziwie czuć zjednoczonym z kościołem łacińskim, ale wogóle w kościół unicki od tego synodu nowy duch wstąpił“, jak słusznie powiedział ksiądz biskup E. Likowski: Dzieje Kościoła Unickiego. T. I, str. 56. Warszawa 1906.
  20. Bieszczad, czyli Beskid, pielesz Beskidników, roił się od zbójców, którzy nieraz wstępowali w szeregi wojska lub harnictwa t. j. straży bezpieczeństwa. Zwykle jednak pod dowództwem swego hetmana w drużynie zbrojnej napadali wsi i dwory.
  21. N. p. na dobra Jana Męcińskiego w Jangrodzie dukielskim, na Jasionkę biskupów przemyskich, Zarszyn Jezuitów krośnieńskich, Tylawę, Zyndramową i Barwinek. Ziemia sanocka była wystawiona na ciągłą napaść węgierskich opryszków, której się oganiał wiekowy już Franciszek Bernard z Wielkich Kończyc Mniszech, starosta sanocki, kasztelan sandecki (1638—1661), wybrany 1655 marszałkiem „dla obrony od rozbójników i swawolnych ludzi“, a zatwierdzony przez króla Jana Kazimierza (26. lipca w Warszawie) w uznaniu hojności i zdolności. Zob. Szczęsny Morawski: Aryanie Polscy str. 396, 445—446. Lwów 1906. O innych wsiach i miasteczkach, które uległy spustoszeniu i grabieży zbójeckiej, zob. Prochaska: Samorząd str. 35 i 41.
  22. F. Piekosiński: Akta sądu kryminalnego kresu muszyńskiego 1647—1765. Kraków 1889. — O. Balzer: Regestr złoczyńców grodu sanockiego 1554—1638. Lwów 1891. — A. Prochaska: Samorząd województwa ruskiego w walce z opryszkami. Kraków 1907.
  23. Naprzód bowiem złoczyńców przesłuchiwał urząd radziecki, potem urząd wójtowski, wkońcu złoczyńcy badani torturami, to samo powtarzali, lub do poprzednich zeznań nowe przydawali szczegóły.
  24. Zob niżej nr. 24, 37, 41, 60, 71.
  25. Dr. Stan. Kutrzeba: Studya do historyi sądownictwa. Lwów 1901.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.