Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Piąta/Rozdział VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyznania |
Część | Księga Piąta |
Rozdział | Rozdział VIII. |
Wydawca | Piotr Franciszek Pękalski |
Data wyd. | 1847 |
Druk | Drukarnia Uniwersytecka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Piotr Franciszek Pękalski |
Tytuł orygin. | Confessiones |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Księga Piąta Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Z niepojętego twéj opatrzności rozporządzenia doradzono mi, bym się przeniósł do Rzymu, i tam raczéj niźli w Kartaginie nauczał sztuki wymowy. Jaka pobudka nakłoniła mnie do tego, nie pominę wyznać ją przed tobą, ponieważ i w tém przepaść twoich tajemnic, i nieustannie czuwające nade mną twoje miłosierdzie, odsłania się w méj myśli i do sławienia zachęca. Nie byłbym zapewne przeniósł się do Rzymu dla samego widoku pięknych nadziei, jakie wystawiali mi przyjaciele, że to będzie dla mnie z większą korzyścią, że wyższą dostojnością i sławą rozjaśnieję; aczkolwiek i te uwagi umysłem moim wtedy silnie władały, lecz daleko silniejszą i prawie główną była uwaga: że młodzież rzymska jest w naukach pilniejszą i spokojną, że zaprowadzony porządek w karności, ściśle zachowuje; że obcy uczniowie do szkoły mistrza innego wydziału, nieładem i zuchwale nie wpadają, a nawet i własnych uczniów, jedynie za swójém pozwoleniem mistrz przyjmuje.
Lecz przeciwnie, nic porównać się nie da zhaniebném i niesforném uczniów rozprzągnieniem w Kartaginie. Wpadają oni złośliwie do szkoły, i z bezczelném prawie szaleństwem mieszają porządek, od każdego mistrza dla pożytku uczniom swoim przepisany. Dozwalają sobie bezwstydném głupstwem swojém, tysiącznéj rozpusty według prawa karze uległéj, gdyby ich tak cierpiany zwyczaj nie bronił. Nieszczęśliwi popełniają zuchwalstwo jakby pozwolone, które w obliczu wiecznego prawa twojego nigdy nie będzie wolne. Mniemają że to bezkarnie czynią, kiedy i moralna ich ślepota już dla nich jest karą, i bez porównania cięższe złe ponosić będą niźli popełniają. Od takiego atoli skażenia obyczajów, uczniem będąc zachowałem się: skorom został mistrzem znosić je od innych byłem zmuszony; i to skłoniło mnie przenieść się na inne miejsce, gdzie według jednakiego doradzców świadectwa podobne nadużycia nie są dozwolone. Ale, Ty „nadziejo moja i cząstko moja w ziemi żyjących“ tyś mnie natchnął tém pragnieniem, bym dla méj duszy zbawienia przeniósł się na inne misce; tyś w Kartaginie nasterczył kolcami mój pobyt, aby mnie wyrwać ztamtąd a w Rzymie pociągające mnie wystawiałeś powaby przez ludzi śmierci żyjącéj miłośników; tam obrażali mnie swojém zuchwalstwem; owdzie próżności swoje obiecywali, a do sprostowania kroków moich, skrycieś ich i moich używał przewrotności. Wichrzyciele mojego spokoju byli haniebném szaleństwem zaślepieni: a którzy mi nadzieję robili, w ziemskości sobie smakowali; ja zaś w Kartaginie zrażając się rzeczywistą nędzą, pobiegłem do Rzymu za zawodną szczęśliwością.
Dla czego stąd odejść, a tam iść miałem, tyś wiedział mój Boże, aniś mnie o tém uwiadomił, ni matkę moję, któréj duszę mój odjazd srodze udręczył, i aż do brzegów morza mnie odprowadzała. Usilnie przywiązała się do mnie ta biédna matka, chcąc mnie albo zatrzymać i wrócić, albo ze mną popłynąć; oszukałem ją udając, że nie mam innego celu, jedynie towarzyszę mojemu przyjacielowi, póki za i nadejściem piérwszego wiatru nie odpłynie. Skłamałem przed moją matką, ale przed jaką matką! tak tedy się wymoknąłem. Przebaczyłeś mi to z twego miłosierdzia; od morskiéj wody zatopu mnie bezecnych nieczystości pełnego, zachowując, abyś mnie do wody twéj łaski bespiecznie doprowadził; i ta łaska po mojém w niéj oczyszczeniu wysuszyć miała strumienie łez z oczu méj matki płynące, któremi każde miejsce swéj modlitwy codziennie za mnie przed obliczem twojém zlewała. Kiedy w żaden sposób do domu beze mnie powrócić nie chciała, z wielką trudnością ledwiem ją i namówił, aby w pobliskim naszego okrętu kościele ś. Cypryana, tę noc przepędziła. Téj saméj nocy cichaczem odpłynąłem: ona biedna modląc się i rzewnie płacząc pozostała! O cóż cię to mój Boże tylu łzami prosiła? zapewne abyś mi odpłynąć nie dozwolił? Aleś ty, według najwyższego wyroku twego, dotykając zawiązku najżywszego jéj pragnienia, nie zważał na ówczesne jéj prośby, abyś to zdziałał ze mną, o co twój majestat codziennie błagała.
Wiatr zawionął i rozdął żagle nasze, wkrótce brzegi zniknęły z przed oczu naszych. Przyszła ona rano na brzeg morski, prawie pełna boleści od żalu, łkaniem i skargami napełniała twe uszy nieubłagane jéj prośbą; boś ty ręką mnoich pożądliwości zawlókł mnie tam, gdzie im koniec podłożyć miałem, a zmysłową jéj pieczołowitość sprawiedliwą boleści rózgą uchłostał. Lubiła ona bardzo mieć mnie obecnego przy sobie matek zwyczajem, ale więcéj daleko od wielu matek: nie wiedziała biédna, jak wielką radość zgotowałeś dla niéj z oddalenia się mojego. Nie wiedziała o tém, i dla tego ów płacz, łkania i udręczenia oskarżały ją winną szczętów dziedzictwa owego grzechu Ewy, że z płaczem i boleścią szukała tego, co z bolesném westchnieniem na świat porodziła. Po długiém jednak użalaniu się na moję nierzetelność i okrucieństwo, znowu udała się w prośbę za mnią do ciebie; powróciła do zatrudnień domowych, ja zaś odbywałem podróż do Rzymu.