[29] JERZY ŻUŁAWSKI:
Z CYKLU »TEATR BOGÓW«.
Po dniu onym ze śmiercią przez trzy dni się zmagał
aż ją przemógł i złamał — i z ciemnej pieczary,
kędy zewłok złożono, wybuchnął, i ciało
rzucił o ziem, by zerwać ostatnie wiązadła,
które z gliną łączyły Jego, Syna Boga.
I jak chmura się uniósł, uwolniony z ciała,
ku błękitom, ku niebu, nad gwiazdy, nad słońca —
tam, gdzie w chwale straszliwej, we wspaniałej grozie
Ojciec Jego, Król świata, od wieków panował.
Myślał, że niebo jasne nad Nim się otworzy
i tak przyjmie na łono, jak tryumfatora —
dźwiękiem trąb archanielskich, od których drżą gwiazdy,
i wieńcami; słońc złotych powiązanych tęczą.
Ale głuche milczenie zaciągło błękity —
i szedł w niebo, jak w otchłań bezbrzeżnego morza,
gdy wiatr żaden nie mąci jego martwej ciszy...
Ojcze! — wołał, — mój Ojcze! spełniłem Twą wolę!
Jam zwyciężył! Wąż śmierci zdeptany się wije,
a świat rosą krwi mojej żyzny — Duch zasiewa!
[30]
Ojcze! w gruz przed mym krzyżem stare padły bogi —
i od dzisiaj już Miłość króluje, miast Grozy!
Ojcze! — Głuche niebiosa — żadnej odpowiedzi.
»Ojcze! Ojcze! gdzie jesteś? Ja wracam!« Znów cisza.
Puste niebo, zastępy aniołów nie grają
pieśni chwały na harfach o strunach z piorunów;
słońca jeno gdzieś w dole, jak roje owadów,
brzęczą, pędząc po drogach niezmiennych od wieków.
»Ojcze!« Przed Nim płomienny się zjawił Archanioł,
ten, co niegdyś wrzeciądze wrót rajskich zatrzasnął.
»Gdzie jest Bóg twój, aniele?« Archanioł w pokorze
skroń pochylił i ręce złożywszy na piersiach,
rzekł: »Jehowa, Twój Ojciec, Bóg grozy, nie żyje.
W tej godzinie, gdy krew Twa spadając na ziemię
użyźniła jej łany i prawo miłości
zatwierdziła, miast prawa grozy, On tu skonał«...
Rzekł i głowę promienną pochylił w pokorze
do stóp Syna-Zwycięzcy: Cześć Ci, nowy Boże!