Z lat nadziei i walki 1861 — 1864/Przedmowa

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Anc
Tytuł Przedmowa
Pochodzenie Z lat nadziei i walki 1861 — 1864
Wydawca Księgarnia Feliksa Westa
Data wyd. 1907
Miejsce wyd. Brody
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Przedmowa.

„Historya jest mistrzynią życia“ słusznie twierdzili Rzymianie. Jej znajomość, przejęcie się i zrozumienie ducha dziejów narodu, podnieca i podtrzymuje przywiązanie do swojskości, ukochanie przeszłości i przyszłości swego narodu i rozumowo pogłębia uczucie miłości Ojczyzny.
Gruntowne poznanie przeszłości naszej, jest niezbędne, do kierowania nawą przyszłości, aby o ile można, ustrzedz ją od wirów i raf podwodnych.
Pamiętny rok 1863 pomimo prób rozlicznych przedsiębranych w rozmaitych politycznych obozach, nie posiada dotychczas zupełnie bezstronnej a dokładnej swej historyi. — A kto wie, czy on ją kiedy posiadać będzie?
Natura wypadków w latach 1863. i 64. była tak niejednolitą, iż niepodobna jest uporządkować ich w jeden system i należałoby raczej pisać dzieje tych lat, co najmniej oddzielnemi województwami, jeżeli nie powiatami a każdy oddział zbrojny miałby także swoją historyę.
Przytem znaczna liczba źródeł, dokumentów, pamiętników itd. znajduje się jeszcze ukrytą w rękopisach niewydanych, a więc niedostępnych dla oka krytycznego badacza. — A czasby było wydobyć te pożółkłe papiery z pyłu zapomnienia.
Dziś kiedy z pod zgliszcz i popiołów nagromadzonych przez wrogów nad naszą rzekomo mogiłą, ogólny powiew swobody odkrywa coraz więcej odrodzone w masach ludowych zdrowe członki narodu, gdy z pod gór gruzów, spiętrzonych na piersiach tegoż narodu odzywa się gromko głos: „żyję, żyć chcę i żyć będę!“ — dziś kiedy po 44. latach czas, śmierć i wypadki ostatnich dwóch lat pokryły rok 1863. falą zapomnienia i całunem grobowym, my niedobitki ostatniej walki o niepodległość, nie powinniśmy wahać się, z przyłożeniem i naszej cegiełki, do ogólnego dzieła wyświetlenia prawdy dziejowej, do zaprzeczenia nieraz faktami oszczerstwom, które tylokrotnie na ludzi i dzieła roku 1863 rzucono. Pisać prawdę i tylko prawdę, bez względu na gorycz, jakąby ona zawierać mogła, jest naszym obowiązkiem, a mądry dziejopis będzie umiał wysnuć prawdziwą nić dziejową wypadków, w których los pozwolił nam brać udział.
Myśl ta ciągle mi towarzyszyła, w tułaczem mem życiu, lecz troska i praca codzienna nie pozwoliły mi długo jej uskutecznić.
Dopiero w roku 1898. gdy nadwyrężony stan wzroku zmusił mnie do bezczynności, próbowałem rzucić na papier, kilka szkiców z przeszłości, początkowo jako pamiątka dla moich dzieci. — Parę takich szkiców w formie feljetonowej przyjęto i umieszczono w pismach naszych, a to mię zachęciło do dopełnienia ich, tak aby całość mojego piętnasto-miesięcznego udziału w powstaniu uwidocznioną była.
Przyjąłem powyższą formę, jako poczytniejszą i mniej od pamiętnikowej nużącą czytelnika. Starałem się zebrać najwybitniejsze momenta tak dodatnie, jak ujemne w których moja osoba zaangażowaną była, lub na które własnemi oczami patrzałem. Starałem się być objektywnym, występując raczej w roli widza i opowiadacza a nie uczestnika wypadków.
Los powstańczy przerzucał mię z Kujaw w Krakowskie i Lubelskie. — O tych więc okolicach mówię tylko, starając się o dokładność, tak co do dat, jak i nazw ludzi i miejscowości, o ile stara pamięć mi dopisała. Imiennie oddaję cześć zasłudze, w przekonaniu, że czas i groby chronią już przeszłość od zemsty wroga.
Wiązankę więc takich kilkunastu wspomnień przynoszę obecnie w ofierze moim współrodakom.
Pozornie są one luźne i oddzielne a jednak razem stanowią one jedną nierozdzielną całość. Są one nawet różne co do formy i nastroju, lecz to jest wynikiem ich treści i usposobienia mego w chwili ich pisania, w przeciągu ośmioletniego peryodu.
Jest to niejako publiczna spowiedź moja z kilkunastu miesięcy mego życia. Spowiedź to szczera, prawdziwa, tak jak te wrażenia radości, nadziei, bolu lub rozpaczy, które w tym krótkim czasie przeżyłem, odczułem i przebolałem.
Jeżeli czasem w napisanych przezemnie zapatrywaniach o ludziach, zdarzeniach i datach, pomyliłem się, to napisałem to tylko w dobrej wierze i na zasadzie mego głębokiego przekonania.
Zresztą przedmiot mój nie jest wesoły, jak nie wesołe są przeszło stuletnie dzieje nasze. O ile więc z radością podnoszę we wspomnieniach moich zasługę wobec narodu i nadludzkie poświęcenia jednostek, tak ze wstrętem i głębokim bólem serca widziałem się zmuszony opisywać niejako krwią i łzami fakta małoduszności, zdziczenia lub nawet zdrady narodu przez jego członków! Miłość jednak prawdy, nie pozwoliła mi zamilczyć o tej smutnej stronie, od której najszlachetniejsze wysiłki ludzkości nie są wolne. Bez tego opowiadanie moje byłoby jednostronnem, nieprawdziwem a więc minęłoby się z przeznaczeniem i celem jaki sobie założyłem.
Pomiędzy wspomnieniami czysto osobistej natury pomieściłem jedno, a mianowicie: „Łzawe wesele“, w którem jedynie spełniam rolę opowiadacza. Działo się to jednak prawie przed memi oczyma a ogrom nieszczęścia i poświęcenia tak mię uderzył, że grzechemby było, aby fakta podobne nie przeszły do potomności.
W drugiej części książeczki pomieszczonych jest pięć „Wspomnień z lat dziecinnych“ mej zacnej małżonki. Wypadki lat 1861. do 64. wryły się tak głęboko w serce i pamięć sześcio względnie dziesięcio-letniego dziewczęcia, (córki męczennika narodowego przez lat czternaście w kazamatach Zamościa), że po przeszło 40. latach, dobrze dojrzała niewiasta bez potężnego wzruszenia i łzy w oku o nich mówić nie może. Wylała więc ona na papier swe wspomnienia w kilku ustępach, które podniosłością uczucia i formy na utrwalenie zasługują.
Zresztą serdeczna moja towarzyszka, nietylko w życiu, ale i na tej książeczce obok mnie miejsce zająć winna. Jest ona bowiem prawie współautorką tak niniejszej pracy, jak i wszelkich moich dodatnich usiłowań, od lat kilkunastu. Jej to wytrwałemu współudziałowi w pracy okiem i piórem, zawdzięczam, iż obecne kartki mogę oddać do użytku naszego społeczeństwa!...
Puszczam więc je w świat, z tem gorącem pragnieniem, aby one oprócz chwilowej rozrywki, przyniesły pożytek i naukę młodszym naszym pokoleniom, aby one rzuciły choć promyk jasności i prawdy, na doniosłe wypadki tak szkalowanego powstania naszego, w którem los mi dał zaszczyt i szczęście, choć drobny i skromniutki brać udział.
Pisałem we Lwowie, w 116. rocznicę wiekopomnej Konstytucyi 3-go Maja.

Bolesław Anc.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Anc.