Zakopane Skarby/Przedmowa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zakopane Skarby. Przedmowa |
Wydawca | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Złoty Cielec był po wszystkie czasy jednym za „złych duchów“ tej ziemi, siewcą nienawiści i niezgody, pomocnikiem nieszlachetnych instynktów człowieka.
Dając wygodny byt, szacunek u motłochu, łatwą miłość, słowem wszystko, za czem się ludzie przeciętni zwykle ubiegają przykuwał on do swego rydwanu zawsze liczną rzeszę kornych wyznawców, którzy bili przed nim czołem, wołając: wielki, większy, największy! W jego służbie łamała się duma, słabła prawość, sprzeniewierzał się obowiązek. On zaludniał i zaludnia dotąd kryminały i domy zdrowia.
Z szatańskim uśmiechem demona unosi się nad ziemią, drwiąc z niesamolubnych popędów śmiertelnika. Tyranizuje ubogich, podnieca chciwość bogatych, drażni nieszczęśliwych, pokazując im zdaleka raj wymarzony.
Od samego początku walczyły z nim cnota, duma człowieka, „stworzonego na obraz i podobieństwo Boże“, i pogarda przemijających rozkoszy tej ziemi. Obniżali jego znaczenie prorocy, filozofowie, poeci i wodzowie, lekceważyły go wszystkie jasne, podniosłe dusze historyi. Rzym postawił naprzeciw niemu cnotę obywatelską (virtus romana), chrześciaństwo świętość ubóstwa (res sacra miser), wieki średnie honor rycerski. Ale on, przyczaiwszy się w epokach zdrowia duchowego, uśmiechał się chytrze, czekając cierpliwie na chwilę omdlenia, wie bowiem z długiego doświadczenia, iż słaby śmiertelnik nie wytrzyma długo na wyżynach zapału, natchnienia, ofiary. Wielkie masy, pospolici „zjadacze chleba“, stygną bardzo prędko, a wybranych posiada każde pokolenie garstkę bardzo szczupłą. Jeść trzeba zawsze, ubrać się i mieszkać gdzieś, rozkoszy pragnie każda jednostka w młodości, był zaś i to, co się nazywa szczęściem doczesnem, daje głównie pieniądz, czyli niezależność materyalna. Tak wnioskując, nie zraża się Złoty Cielec chwilową porażką, lecz zmruża oko i spogląda ironicznie na wysiłki „idealistów“. I niejeden z was przyjdzie wkrótce na moje podwórko, mówi stary znawca życia, tylko pożeńcie się i miejcie dzieci, które będą wolały o chleb.
Doskonałą ilustracyą potęgi Złotego Cielca jest powieść Jana Zacharyasiewicza, osnuta na tle dawniejszych czasów.
Znajomość życia i natury ludzkiej wcielił Zacharyasiewicz w postać bardzo oryginalną, która nadaje się wybornie do opowiadania fantastycznego.
Pan Krzysztof Boleszczycki, jakiś potomek po matce smutnej pamięci posła upitskiego, Sicińskiego, wziął po grzesznym przodku razem z krwią jego duszę niezgodną, radującą się obrazem głupoty i chciwości ludzkiej. Bawi go waśń, podnieca nikczemność, wprawia w złoty humor cudze nieszczęście.
Chcąc rzucić w swoją rodzinę kość wieczystej kłótni, wymyślił sobie ten demon złości jakiś skarb zakopany. Tylko wówczas — oświadczył krewnym — opuści skarb swoją kryjówkę, gdy zbierzecie się wszyscy na miejscu wskazanem, złączeni szczerą miłością, zgodni i ożywieni tą samą myślą.
Skarb został oczywiście w ziemi, obietnica bowiem majątku powaśniła rodzinę. Każdy z jej członków szukał dróg i środków, aby ukryte złoto, dawcę rozkoszy i niezależności, pozyskać dla siebie.
Obok głównego aktora powieści postawił Zacharyasiewicz kilka figur charakterystycznych, z których każda odcina się wyraźnie od tła, zabarwionego umiejętnie kolorytem epoki.
Opowieść, trzymana w tonie szlacheckiej gawędy, odznacza się żywością i zręcznie splecioną intrygą. Tok naracyi płynie równo, dążąc wartko ku katastrofie, przygotowanej przez autora stopniowo.
Mimo tła w części archaicznego, nie traci powieść Zacharyasiewicza nic na t. zw. aktualności, chciwość bowiem ludzka i rodząca się z niej niezgoda pozostaną aż do wygaśnięcia rodu ludzkiego „aktualnemi“, współczesnemi. Zmienią się suknie, zwyczaje i obyczaje, zmienią się upodobania i poglądy, ale „ukryte w ziemi skarby“ będą człowieka, na jego nieszczęście, zawsze z taką samą siłą kusiły.