Zamiary
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zamiary |
Pochodzenie | Drobne poezye prozą |
Wydawca | Księgarnia D. E. Friedleina, E. Wende |
Data wyd. | 1901 |
Miejsce wyd. | Kraków, Warszawa |
Tłumacz | Helena Żuławska |
Tytuł orygin. | Les Projets |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Mówił do siebie, przechadzając się samotnie po wielkim parku: „Jakże piękna byłaby ona w sutym i okazałym stroju dworskim, zstępująca w atmosferze pięknego wieczora po marmurowych stopniach pałacu, wobec wielkich trawników i sadzawek! Gdyż ona wygląda zaiste na księżniczkę“.
Przechodząc później uliczką, zatrzymał się przed sklepem z rycinami, i znalazłszy na kartonie sztych przedstawiający krajobraz podzwrotnikowy, powiedział sobie: „Nie! to nie w pałacu chciałbym, aby jej drogie życie do mnie należało. Tam nie byłoby nam swojsko. Zresztą na tych ścianach zasianych złotem, nie byłoby miejsca na zawieszenie jej portretu; w tych poważnych galeryach nie ma kącika na zwierzenia. Bez wątpienia tylko tu trzeba by nam mieszkać, aby snuć marzenie mego życia“.
I rozpatrując oczyma szczegóły sztychu, ciągnął dalej w myśli: „Nad brzegiem morza ładny domek drewniany, otoczony temi wszystkiemi dziwacznemi i błyszczącemi drzewy, których nazwisk nie pomnę..., w powietrzu woń odurzająca, nieokreślna..., w domku silny zapach róży i piżma..., dalej, poza naszą małą zagrodą wierzchołki masztów, rozchwianych kołysaniem fal..., a dookoła nas, poza pokojem oświetlonym różowym blaskiem, przyćmionym storami, ustrojonym świeżemi matami i bujnemi kwiatami, z rzadkiemi krzesłami w portugalskiem rokoko z ciężkiego i ciemnego drzewa (gdzie by ona spoczywała taka spokojna, w powiewie wachlarzów, paląca tytoń z lekką domieszką opium!), poza tą kryjówką łopot ptaków pijanych światłem, skrzeczenie małych murzynek..., a w nocy wtórujący moim snom żałosny śpiew drzew muzycznych, melancholijnych sosen! Zaiste, tam są właśnie te dekoracye, których szukałem. Cóż bym ja robił z pałacem“?
A dalej, gdy postępował wielką aleją, spostrzegł czyściutką gospodę, z której okna rozweselonego firankami z pstrego perkalu, wychylały się dwie główki uśmiechnięte. I w tejże chwili rzekł sobie: „Myśl moja musi być chyba wielką włóczęgą, że idzie tak daleko szukać tego, co jest tak blizko mnie. Rozkosz i szczęście są w pierwszej napotkanej gospodzie, pierwszej lepszej gospodzie, tak bogatej w rozkosze. Wielki ogień, jaskrawe fajanse, znośna kolacya, cierpkie wino i szerokie łoże z trochę wytartemi, ale świeżemi prześcieradłami; cóż lepszego?“
I wracając sam do domu o godzinie, w której rad Mądrości nie przygłusza już brzęk zewnętrznego życia, powiedział sobie: „Miałem dziś we śnie trzy mieszkania, gdzie znalazłem równą przyjemność. Po cóż zmuszać ciało do zmieniania miejsca, gdy dusza moja tak lekko podróżuje? I na cóż uskuteczniać zamiary, kiedy zamiar sam w sobie daje dość przyjemności?“