Zazulka/Rozdział czwarty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zazulka |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1915 |
Druk | Drukarnia Naukowa |
Miejsce wyd. | Warszawa – Kraków |
Tłumacz | Zofia Rogoszówna |
Tytuł orygin. | Abeille |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jantarek wychowywał się zatem w zamku Żyznych Pól i choć widział, że Zazulka nie jest jego siostrą, nazywał ją pieszczotliwie — siostrzyczką.
Uczono go wszystkiego, co należało do wychowania młodego rycerza. Miał więc mistrzów jazdy konnej, robienia bronią, tańca, sokolnictwa, myśliwstwa, pływania, gry w piłkę, gimnastyki i wielu innych nauk, miał nawet mistrza nauk wyzwolonych, który go uczył pisania. Był to stary kleryk, z pozoru cichy i pokorny, ale niezmiernie pyszny w rzeczywistości; onto uczył Jantarka pisać różnymi pismami, które uchodziły za tem piękniejsze, im trudniejsze były do odczytania. Jantarek mało korzystał z nauk, udzielanych mu przez kleryka i nie lubił go, tak samo jak i uczonego bakałarza, który go uczył gramatyki, bo nie mogło mu się pomieścić w głowie, żeby trzeba było uczyć się języka, którym się mówi od urodzenia, bo jest naszą ojczystą mową.
Toteż najchętniej przestawał z poczciwym Szczerogębą, bo stary koniuszy natłukł się niemało po świecie, znał obyczaje ludzi i zwierząt i układał piękne piosenki, których śpiewać nie umiał. Ze wszystkich mistrzów Jantarka jeden tylko Szczerogęba nauczył go naprawdę wielu rzeczy, bo tylko Szczerogęba kochał prawdziwie swego ucznia, a wiadomą jest rzeczą, że dobrą może być tylko nauka, udzielana przez ludzi, umiejących kochać gorąco. Zawistne okularniki (tak nazywał Jantarek mistrzów gramatyki i pięknego pisania) nie cierpiały się wprawdzie z całej duszy, a jednak porozumiały się we wspólnej nienawiści do starego koniuszego i oskarżyły go przed księżną o pijaństwo.
Coprawda Szczerogęba trochę za często zaglądał do „Gospody pod Wrzącym Kociołkiem“. W gospodzie tej szukał ulgi dla swych trosk i kłopotów i w gospodzie układał najpiękniejsze pieśni. Naturalnie że nie miał racyi, bo wszakżeż Homer układał jeszcze piękniejsze pieśni, a gasił pragnienie tylko wodą źródlaną; co do trosk zaś i kłopotów, to przecież wszyscy je mają i nie wino wypite daje zapomnienie o nich, tylko dobro uczynione bliźnim naszym. Ale Szczerogęba był wiernym sługą, posiwiałym w trudach około dobra panów Żyznych Pól, i raczej należało osłaniać drobne jego błędy, niż podnosić je do potęgi i coraz to zanosić nań skargi, jak to czynili mistrze w nauce pisania i gramatyki.
— Szczerogęba jest niepoprawnym pijakiem, proszę księżnej pani — szeptał potulny kleryk, pobożnie wywracając ku niebu oczy — ilekroć wraca z „Gospody pod Wrzącym Kociołkiem“, stopy jego opisują najdziwniejsze esy i floresa. Są to jedyne litery, które umie pisać, proszę księżnej pani. Bo niema się co łudzić, Szczerogęba jest nietylko pijakiem, ale i dardanelskim osłem, proszę księżnej pani.
A mistrz gramatyki dorzucał w lot:
— Szczerogęba, nietylko źle się trzyma na nogach, ale co gorsza wyśpiewuje piosenki, których składnia woła o pomstę do nieba. Zaprawdę ten człowiek nie ma pojęcia o regułach wersyfikacyjnych, proszę księżnej pani.
Księżna Żyznych Pól czuła instynktowy wstręt do wszelkich pochlebców i donosicieli. Początkowo robiła, co każdy uczyniłby na jej miejscu. Wszelkie donosy puszczała mimo uszu. Gdy jednak skargi powtarzały się nieustannie, uwierzyła w nie w końcu i postanowiła oddalić ze dworu Szczerogębę. Pragnąc jednak nadać wygnaniu temu zaszczytny pozór, umyśliła wysłać wiernego sługę po błogosławieństwo papieskie do Rzymu. Podróż ta mogła trwać bardzo długo, bo dużo gospód i domów zajezdnych dzieliło księstwo Złotych Pól od Stolicy Apostolskiej.
Jakże gorzko pożałowała wkrótce księżna, że pozbawiła dzieci opieki ich najlepszego przyjaciela!