Zazulka/Rozdział szósty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zazulka |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1915 |
Druk | Drukarnia Naukowa |
Miejsce wyd. | Warszawa – Kraków |
Tłumacz | Zofia Rogoszówna |
Tytuł orygin. | Abeille |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Niedługo potem, dzieci niepostrzeżone przez nikogo wydrapały się krętymi schodkami na sam szczyt wieży wzniesionej pośrodku zamczyska. Kiedy znalazły się na rozległej platformie, poczęły krzyczeć i klaskać w ręce z uciechy.
Z wieży roztaczał się rozległy widok na wzgórza i doliny poznaczone ciemną i zieloną kratką pól uprawnych, na ciemne bory i góry, ciemniejące na dalekim widnokręgu.
— Spójrz, spójrz, siostrzyczko, jaka ta ziemia ogromna — wołał w zachwycie Jantarek.
— Bardzo ogromna — przyznała Zazulka.
— Moi mistrzowie zapewniali mnie wprawdzie nieraz, że ziemia jest bardzo wielka, ale, jak mówi nasza ochmistrzyni Gertruda, żeby w coś uwierzyć, trzeba to ujrzeć na własne oczy.
Dzieci kilkakrotnie okrążyły platformę.
— Wiesz, braciszku, co jest najdziwniejsze — wykrzyknęła nagle Zazulka. Zamek nasz stoi pośrodku ziemi, więc my, którzy stoimy na wieży, zbudowanej w samym środku pałacu, stoimy i pośrodku całego świata ha! ha! ha!
Rzeczywiście, widnokrąg otaczał dzieci olbrzymiem kołem; osią jego była wieża zamkowa.
— Stoimy w samym środku świata, ha! ha! ha! — śmiał się serdecznie Jantarek.
Dzieci zadumały się na chwilę.
— To źle, że świat jest taki duży — rzekła Zazulka. Możnaby zabłądzić i na zawsze stracić z oczu tych, co nas kochają.
Jantarek wzruszył ramionami.
— Ależ to właśnie dobrze, że świat jest taki wielki, bo łatwo o różne ciekawe przygody. Wiesz, Zazulko, jak będę duży, zdobędę te wielkie góry, które są tam, na samym końcu świata. Widziałem nieraz, jak wschodzi z poza nich księżyc. Po drodze zdejmę go z góry i przyniosę ci go w podarunku.
— Ach to będzie świetnie! zaraz go wepnę we włosy — wykrzyknęła Zazulka.
Potem zaczęli wyszukiwać niby na karcie gieograficznej miejsc i przedmiotów znanych.
— Wiem już teraz wszystko doskonale — rzekła Zazulka, (która zupełnie nic nie wiedziała), ale nie mogę odgadnąć, co to są te małe czworokątne kamyczki, rozsypane na tamtem wzgórzu?
— To są, siostrzyczko, domy murowane, z których się składa stolica księstwa Żyznych Pól. Pamiętasz to wielkie miasto, przez które przejeżdżaliśmy, udając się na nabożeństwo do Pustelni? Są w niem aż trzy ulice, a jedna jest nawet kołowa.
— A ten strumyczek, co się tam srebrzy?
— To rzeka. O, a tam dalej nieco stary most kamienny.
— Czy to ten, pod którym łowiliśmy ze Szczerogębą raki?
— Tak, to ten sam. W jednej z jego framug stoi posąg „Pani bez głowy“. Ale stąd go nie widać, bo jest za mały.
— O, pamiętam go doskonale. Ale dlaczego ta pani nie ma głowy?
— Pewnie dlatego, że ją zgubiła.
Niewiadomo czy Zazulce wystarczyła ta odpowiedź, bo w milczeniu przyglądała się krajobrazowi.
— Jantarku — wykrzyknęła nagle. Czy widzisz, co tam błyszczy pod samymi górami! To jezioro!
— Tak, to jezioro!!
I na wyścigi poczęli sobie przypominać, co im księżna opowiadała o tej wodzie tak pięknej a tak zdradliwej i o Boginkach, wciągających przechodniów w głąb kryształowej toni.
— Och, chodźmy tam! — westchnęła nagle Zazulka. Życzenie to tak zdumiało Jantarka, że przez chwilę patrzał na nią z otwartymi w osłupieniu ustami.
— Ależ Zazulko — zawołał wreszcie — wiesz dobrze, że księżna-matka zabroniła nam wychodzić samym z zamku. Jakżebyśmy zresztą trafili do tego jeziora, które jest na samym końcu świata, skoro wcale nie znamy doń drogi?
— Ach ja nie wiem wcale, jakbym do niego trafiła ale tyś to powinien wiedzieć, ty, który jesteś mężczyzną i uczysz się gramatyki.
Jantarek, dotknięty uwagą tą do żywego, odpowiedział dość ostro, że można być nietylko mężczyzną, ale nawet dzielnym mężczyzną, a mimo to nie znać jeszcze wszystkich dróg na świecie, ale Zazulka odęła wzgardliwie usteczka.
— Nigdy się nie chwaliłam, że zdobędę błękitne góry i zdejmę z nieba księżyc. I choć wcale nie znam drogi do jeziora i tak zapewne do niego trafię.
— Ha! ha! ha! — próbował zaśmiać się Jantarek, czerwony po uszy ze wstydu.
— Waćpan się śmiejesz, jak korniszon — rzekła Zazulka.
— Ależ Zazulko, korniszony nie mogą się ani śmiać, ani płakać.
— Ale gdyby się śmiały, to śmiałyby się z pewnością jak waćpan. Jutro wybiorę się nad jezioro. I podczas, gdy będę podziwiać kryształową wodę, w której głębi mieszkają zdradliwe Boginki, waćpan prząść będziesz wełnę z pannami służebnemi. Zostawię ci na pamiątkę mój kołowrotek i moją lalkę. Pamiętaj bardzo o nie dbać, Jantarku. Pamiętaj bardzo dbać o nie!
Jantarek miał swoją dumę. Nie mogąc znieść dłużej tego wstydu, z głową spuszczoną i ściągniętymi w zasępieniu brwiami rzekł głucho:
— Dobrze więc! Pójdziemy nad jezioro!