<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Żeromski
Tytuł Zemsta jest moją
Pochodzenie Sen o szpadzie i sen o chlebie
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1923
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ZEMSTA JEST MOJĄ
Na ubogim naszym cmentarzu, wśród dawno zaklęsłych mogił i wpośród krzyżów dawno zapomnianych, panuje wyniosły pomnik z żelaza. Zczerniały już jego bronzowe napisy, pożarte zostały przez rdzę gzemsy, kwiatony i symboliczne pochodnie, płomieniami zwrócone ku ziemi. Pod patyną i pleśnią ledwie już oczy wyczytać potrafią, że to jest pamiątka, wystawiona przez potomków na grobie dziedzica ongi tych pól, lasów, wzgórz, wąwozów, dróg, stawów i rzek. Krata z lanego żelaza otaczająca monument powyginała się i wypaczyła, gdyż między pomnikiem i nią wyrosły z obydwu jego stron dwie brzozy wielkie przedziwnej piękności. Podziemne ich odnogi głęboko, widać, zanurzone i wryte w ziemię, podważyły i popchnęły na bok sam cokół. One również rozwiązały i wywaliły żelazne ogrodzenie. Głowice ich korzeni, skręcone jakgdyby w węzeł i zatoczone na bok dla powzięcia bardziej strzelistego kształtu, gdy w pień odziemkowy przechodzą — są czarne, pokryte głębokimi żłobami, spęczniałe i chropowate. A pomykając wyżej i wyżej, pnie brzóz stają się białe na niebie — ni to dwie pręgi księżycowego światła na wodach. Cienka kora pęka tam w poprzek, łuszczy się i zwija ze siebie papyrusy dziwnego pisania, tajemniczymi pisane znakami.

Daleko, daleko, dokądkolwiek iść, — z pól, z lasów, ze wzgórz, z dróg, z nad stawów i rzek, — zewsząd, — widać wyniosłe czuby brzóz mogilnych.
W przedwiośnia, w kwietniowe ranki, nim zstąpią na zwisłe pręty listki zębate, gdy omglą te wyniosłe korony zielone bazie… Patrzy kwiecie wiosenne na zaklęsłe mogiły, na niskie krzyże przez siatkę nagich rózg, niby oczy pozasłaniane rzęsami, ciężkiego czaru i niepocieszonej pełne zadumy.
W parną noc letnią, noc tak zupełnie cichą, jak cichym jest wieczny sen tego cmentarza, gdy na konarach nieruchomych drzew ciężkie leży światło księżyca, — gdy śpi pod omszałemi strzechami białościenna wieś, a w dali wabią się po pszenicach przepiórki, zaszemrzą czasami pod bezgranicznem niebem, westchną ku niemu liście brzóz.
Skoro po nocy nieskończenie długiej wstanie pogodny, błękitny przymrozek późnej jesieni — i tylko już rumiany gil wałęsa się wśród nadgrobowych jarzębin, srebrne brzozy jawią się przed znużonemi oczyma, widoma postać nigdy nie umierającej legendy. Stoją w przestworzu pod niebem zorzanem, co jak pręga szkarłatu i złota płonie nad krańcami obszaru, pytając się duszy ludzkiej: — cóż jest straszniejsze na tej ziemi, — sam krótkotrwały, prędkosyty grzech, czy kara wymierzona zań przez wiekuistą, nieubłaganą baśń, — krwawy uczynek, którego już niema, — czy wyrok bez przebaczenia, zemsta śmiertelna pokoleń, zaklęta w drzewa, w żelazo, w garsteczkę ziemi cmentarnej?…
W zimowy mrok, w ciężką godzinę, kiedy wicher śródnocny tnie i śwista czarnemi polami, kiedy rwie w dal, zdzierając wiotkie śniegi ze skib skostniałych, a zaspami pęta obumarłe drzewa i zasypuje przegniłe krzyże, kiedy głuchy jęk stęka nad siołami, miotają się w nocy rozjuszone brzozy cmentarza. Rózgi ich sieką wicher z wściekłością, ciskają się w tył i naprzód gałęzie, tną w opętaniu konary, usiłując w szale swym smagać ugór ten o zaklęsłych mogiłach, poprzekreślany od krzyżów nadgniłych.
Ten jest sekret brzóz, który wydał chłop bardzo stary:
Pod żelaznym pomnikiem leży dziedzic rozległej włości tej. Za żywota swojego ciężko ten pan bił pańszczyźniany lud brzozowemi rózgami. A gdy nareszcie umarł i poszła o tem po wsiach, po drogach, po polach, ponad rzeki radosna wieść, — i gdy nareszcie w oczach ludzkich przyciśnięty został w głębokiej ziemi ciężkiem bardzo żelazem pomnika, z pod jednej pachy wyrosła mu brzozowa rózga, z pod drugiej pachy wyrosła druga brzozowa rózga… Bezsilne, złożone ręce dały się opasać zwojem miękkich, jak len, białych korzeni, a zgniłe serce karmi drzewa sokami żywymi. I oto brzozy lecą ku górze, coraz wyżej, coraz wyżej. A strzały ich rosnąć tak będą pod wiecznem niebem, aż do skończenia ludzkiej pamięci.

R. 1909.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Żeromski.