<<< Dane tekstu >>>
Autor Fergus Hume
Tytuł Zielona mumia
Wydawca Lwów: Księgarnia Kolejowa H. Altenberga; Nowy Jork: The Polish Book Importing Co.
Data wyd. ok. 1908
Druk Kraków: W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Nowy Jork
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Green Mummy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.
Rękopism.

Wiadomość ta zelektryzowała obecnych i mumia stała się znów przedmiotem rozmów. Pani Jascher zwłaszcza była bardzo zaciekawiona i postanowiła wydobyć z Don Pedra wszelkie dotyczące szczegóły. Zaprosiła więc całe towarzystwo na obiad do siebie.
— Słuchaj moja droga — mówiła do Łucyi — jeżeli Don Pedro opowie nam wszystkie szczegóły pierwszej kradzieży mumii, rzuci to nowe światło na całe to zdarzenie, a w ten sposób dojdziemy może wreszcie, komu zależało tak bardzo na posiadaniu tego paskudztwa, bo w gruncie każda mumia jest rzeczą ohydną. Chciałabym bardzo przyczynić się do odkrycia mordercy, przez co zasłużyłabym na wdzięczność twego ojczyma.
— Dlaczego przypuszczasz pani stanowczo, że mordercą był mężczyzna? Wszakże proces wykazał, że ostatnia osoba z którą widziano Boltona w oknie, była kobietą.
— Była to stara kobieta — zauważyła pani Jascher.
— Eliza Flight nie wspominała wcale, czy to była stara czy młoda, w każdym razie musiała być wspólniczką mordercy.
— Nie rozumiem moja droga, dlaczego koniecznie wspólniczką? Zresztą obaczysz, że opowiadanie Don Pedra, przyczyni się do rozwiązania tej zagadki. — Nie zapomnijże przyjść jutro do mnie na obiad wraz z Archibaldem. Hiszpanie i Random przyrzekli już swoją obecność.
Nazajutrz o siódmej wieczorem, grono złożone z sześciu osób zebrane było w miniaturowej jadalni pani Jascher. Towarzystwo to było bardzo z siebie zadowolone i bawiło się wybornie.
Mała wdowa była istotnie niezrównaną gospodynią domu, i umiała wybornie urządzać takie przyjęcia. Cały obiad był jednem wielkiem powodzeniem, a gdy goście zasiedli po obiedzie w różowym saloniku przy jasnym ogniu, płonącym na kominku, uczucie zadowolenia i wdzięczności dla gospodyni malowało się na wszystkich twarzach. Pani Jascher, jako biegła dyplomatka umiała wyzyskać ten moment dla sprowadzenia rozmowy, na przedmiot, który ją tak mocno zajmował.
— Spodziewam się, że ojciec twój przywiezie z sobą mumię — rzekła zwracając się do Łucyi.
— Zdaje mi się, że nie po to pojechał do Londynu — odparła obojętnie panna Kendal.
— A kiedy spodziewa się pani powrotu ojczyma? — pytał Don Pedro.
— Nie mam pojęcia. Ma on zwyczaj robić niespodzianki — wróci kiedy mu się spodoba.
Hidalgo wzniósł oczy do góry z widoczną troską.
— Nie schodzi mi z myśli ta mumia — rzekł na wpół do siebie.
— Mój Boże — rzekła żartobliwie pani Jascher — i skądże to pochodzi? Byłażby ta mumia pańską krewną?
— Nie myli się pani — odpowiedział poważnie Don Pedro.
Na te nieprzewidziane słowa, wszyscy obecni prócz Donny Inez, spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
— W żyłach moich płynie krew peruwiańskich królów — mówił dalej Don Pedro, jestem ostatnim potomkiem Inki Kaksasa.
— Opowiedz pan nam to, proszę — zawołała pani Jascher.
— Obawiałbym się znudzić państwa — odpowiedział hidalgo.
— Ależ nie, przeciwnie, opowiadanie pańskie zajmie nas niesłychanie — dodał Archibald Hope, również zaciekawiony.
Don Pedro skłonił się poważnie i powiódł po zgromadzonych wymownym swoim wzrokiem, potem wydobył z kieszeni starożytny papirus zapisany czerwonymi znakami i podał go Łucyi, mówiąc:
— Czy widziała pani kiedy taki rękopism?
— Nie — odpowiedziała, pochylając się nad papierem, aby się mu uważnie przypatrzyć.
— Jest to dokładny opis zabalsamowania Inki Kaksasa, spisany przez jego syna, który był jednym z moich przodków.
Opis ten podaje wszelkie szczegóły o ceremonii tej i miejscu pogrzebania, wylicza przytem zupełnie dokładnie wszystkie klejnoty, z którymi pochowany został Inka Kaksas. Mumia mego królewskiego przodka uważana była w kraju za świętość i czczona jako taka. Później rodzina moja przeniosła się do Limy, gdzie mieszkam dotąd.
— Jakim sposobem skradziono panu tę rodzinną pamiątkę? — spytał ciekawie Random.
— Stało się to w czasie wojny domowej, która wybuchła w Peru, gdy byłem jeszcze prawie dzieckiem. Zrabowano wówczas dom mojego ojca, a pewien majtek angielski nazwiskiem Waza, przywłaszczył sobie mumię. Człowiek ten doznał wpierw od nas wiele dobrego i korzystał długo z naszej gościnności, po rozbiciu się okrętu, z którego ledwie uszedł z życiem. Dowiedziawszy się o tej stracie ojciec mój umarł z żalu, a umierając polecił mi odszukanie naszego rodzinnego skarbu.
Wszystkie moje starania były daremne. Waza znikł bez śladu ze swoim łupem. Zaniechałem wreszcie dalszych kroków i żyłem spokojnie w Limie, w tym roku dopiero wybrałem się w podróż po Europie, a bawiąc w Genui, wyczytałem w dziennikach wiadomość o zielonej mumii, sprzedanej przez antykwarza z Malty profesorowi Bradock. Baron Frank Random, którego miałem szczęście tam poznać, przyrzekł mi pośredniczyć pomiędzy mną a profesorem. Aż oto przybywszy, dowiaduję się, że mumia została powtórnie skradzioną.
Mówiąc to, hidalgo rozłożył bezradnie ręce.
— Muszę tu jeszcze dodać — mówił dalej — że rękopism opisujący mumię zaginął był czas jakiś; wielu członków naszej rodziny nie znało jego treści. — Nie wiedziano też, że dwa niezmiernie cenne szmaragdy pochowane zostały wraz z ciałem Inki Kaksasa.
— To jednak bardzo ważny szczegół — zauważył Hope — bardzo być może, że właśnie owe szmaragdy były przyczyną kradzieży.
— Nikt o nich nie mógł wiedzieć, nie znając rękopismu.
— Może istniała jedna lub nawet kilka kopii rękopismu, które mogły w paść w czyjeś ręce, choćby nawet takiego Wazy.
— To niepodobna — zaprzeczył Don Pedro — zresztą rękopism pisany był znakami, których nikt by nie mógł wyczytać z wyjątkiem chyba uczonego archeologa. — A gdyby kto i znał ową tajemnicę musiałby rozpowić mumię dla zdobycia szmaragdów; tymczasem według doniesień dzienników mumia była zupełnie nietknięta.
— Zdaje mi się, że należałoby przedewszystkiem odszukać tego Wazę — zauważyła pani Jascher.

— To jest niestety niemożliwe, gdyż człowiek ten znikł bez śladu od lat trzydziestu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fergus Hume i tłumacza: anonimowy.