Zmartwychwstanie (Tołstoj, 1900)/Część pierwsza/XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zmartwychwstanie |
Wydawca | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1900 |
Druk | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Gustaw Doliński |
Tytuł orygin. | Воскресение |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Masłowa wyjęła z bułki pieniądze i podała Korabiowej. Korabiowa była niepiśmienną; ale zawierzyła „Choroszawce“, że ten papierek wart 2 ruble 50 kop. Poszła więc dostać butelkę z wódką. — Masłowa siadła na tapczanie i zaczęła jeść bułkę.
— Herbaty ci zostawiłam — rzekła Teodozya, biorąc z półki blaszany czajnik, obwinięty onuczką.
Herbata była zimna i przeszła blachą. Ale Masłowa nalała w kubek i zaczęła popijać bułkę suchą.
— Masz Franek — rzekła, odłamując kawałek bułki i dając ją patrzącemu na poruszające się jej usta chłopcu.
Wypiły we trzy po kieliszku wódki:
Masłowa ożywiła się — zaczęła opowiadać o sądzie i o mężczyznach, jak byli ciekawi ją widzieć. Każdy zachodził niby za interesem, a tylko po to, żeby popatrzeć. Niby to po papier, albo po co!... Mechaniki!
— Jak muchy na cukier — mówiła stróżowa. — Do czego innego ich niema, a do tego zawsze. Chlebem naszemu bratu gęby nie zatkasz.
— A i tu na mnie jakiś czarny aresztant napadł.
— To zbój okrutny. Dwa razy już uciekał. A czy wiesz, że trzeba teraz podać apelacyę — czas wielki — rzekła Korablea.
— Napisać, żeś niezadowolona z sądu, i podać prokuratorowi — radziła, podchodząc ruda, piegowata.
— A tobie co do tego? Wódkę poczułaś; po co się zamawiasz? — grubym basem warknęła Korablewa.
— Nie do ciebie mówię — co pysk drzesz?
— Dajcie jej kieliszek — rzekła Masłowa.
— Ja jej dam kułaka w zęby.
Ryża podsunęła się bliżej — a Korablewa trąciła ją pięścią w piersi. To wystarczyło. Zawiązała się zacięta bójka. Kobiety rzuciły się, aby bijące się rozbroić. Na hałas wszedł dozorca i dozorczyni. — Rozbrojono walczące, a Korablewa, wyjmując z głowy powydzierane siwe włosy, i ruda, poprawiając podartą koszulę na piersiach, krzyczały i tłumaczyły się.
— To wszystko przez wódkę. Tu wódkę czuć, pochowajcie wszystko, bo powiem jutro intendentowi — to będzie źle — groziła dozorczyni. A teraz na swoje miejsca i milczeć.
Długo jeszcze odzywały się urywane pogróżki i przekleństwa, wreszcie wszystko ucichło.
W ciszy ozwały się urywane łkania rudej kobiety. I teraz ją wybito i nie dostała wódki, której tak pragnęła.
I w życiu nic ją nigdy nie spotkało innego, tylko przekleństwa, sińce i rany. Nawet jedyna jej miłość z robotnikiem fabrycznym, Mołodencowym, skończyła się na tem, że ją po pijanemu bryznął kwasem siarczanym. I śmiał się, gdy wiła się z bólu.
— Żal mi jej — szepnęła Masłowa.
— Pewnie, że żal, ale po co lezie — odparła Korablewa.