[125]ZUR HEBUNG DES FREMDENVERKEHR’S
(Pieśń poświęcona krajowemu Tow. Turystycznemu).
Pewien gość przejezdny, tęskniąc za niewiastą,
Wyszedł szukać przygód w Krakowie na miasto,
Gościu, gościu miły, gościu, gościu nasz,
Zdaje mi się, że ty coś źle w głowie masz.
Nakłada cylinder i cudne lakierki,
W grubym pularesie szeleszczą papierki,
Stanął przed źwierciadłem, by poprawić strój:
Drżyjcie Krakowianki, wychodzi na bój!
Elastycznym krokiem obchodzi plantacye,
Patrzy komu by tu postawić kolacyę:
Wyszło wprawdzie z krzaków panienek ze sto,
Lecz zdawały mu się nie dość comme il faut[1].
Nieco już nerwowy przebiega ulice
Coś, gdzieś, kiedyś słyszał o cygarfabryce
Zatem w tamtę stronę szybko zwraca chód,
Patrzy: dobra nasza, jest towaru w bród.
[126]
Zajął pod latarnią dogodną pozycyę,
Zwraca do dziewczęcia grzeczną propozycyę,
Lecz nim jeszcze zdążył w rozmowę się wdać,
Tak ci go „zwołała“ że psia jego mać!...
Zwabił do cukierni wreszcie dwie kobietki,
Pannę Salczę z Ryfczą, polskie midinetki;
Zjadły czekoladę, po sześć ciastek tyż
Cóż, kiedy tapen ja, aber sztyken nysz!
Ulice już puste, więc z resztką nadziei,
Pospiesza co żywo na dworzec kolei.
Może tam przynajmniej będzie jakiś ruch:
Cholera nie miasto, powiada nasz zuch;
Podsuwa się chyłkiem do jakiejś kobity,
Wtem go łapie za kark dama świętej Zyty
Rozjuszonym głosem krzyczy prosto w twarz:
Katolickich dziewcząt tknąć się ani waż!
Dobryś, mówi sobie, djabli wzięli randkę,
Gdzież ja o tej porze znajdę protestantkę?
Lecz umykać trzeba, to niezbity fakt,
Pójdę do teatru na ostatni akt.
Gość nasz, który zwiedzał cudzoziemskie kraje,
Widywał w teatrach lekkie obyczaje,
Zatem zakupiwszy cukrów cały stos
Śmiało za kulisy idzie wściubić nos.
[127]
Rozpoczyna zlekka wstępną galanteryą,
Dama robi na to minę bardzo seryo,
Płomień oburzenia bije jej do lic:
U nas, proszę pana, małżeństwo lub nic!
Wypadł gość z teatru, trzęsąc się jak w febrze,
Pędzi do hotelu, o rachunek żebrze;
Aż do Oderbergu łamała go złość:
Tak z Krakowa zniknął jeden dobry gość!!
Pisane w r. 1907.