<<< Dane tekstu >>>
Autor Joseph Conrad
Tytuł Zwierciadło morza
Wydawca Dom Książki Polskiej Spółka Akcyjna
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Aniela Zagórska
Tytuł orygin. Mirror of the Sea
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVII

Myśl o ostatnich chwilach statku, określonego jako „przepadły“ na szpaltach Shipping Gazette[1], pociąga niesamowitym urokiem zgrozy. Nic z takiego statku nie znajdzie się nigdy — ani krata, ani boja ratunkowa, ani szczątek łodzi lub nacechowanego wiosła, aby wskazać miejsce i datę nagłego końca. Shipping Gazette nie mówi nawet o takim statku że jest „stracony z całą załogą“; określa go poprostu jako „przepadły“. Pogrążył się zagadkowo w tajemnicę przeznaczenia rozległą jak świat — gdzie błądzi bez przeszkód wyobraźnia brata marynarza, sługi i miłośnika statków.
A jednak można sobie czasem wyobrazić, czem jest ostatnia scena z życia statku i jego załogi, podobna do dramatu przez swą walkę z wielką potęgą, bezkształtną, nieuchwytną, chaotyczną i tajemniczą — jak los.
Było to w szare popołudnie, podczas chwili ciszy wśród trzydniowego sztormu, który rzucał na nasz statek cały ocean Południowy pod niebem zawieszonem łachmanami chmur, jakby pociętych i poharatanych ostrą klingą południowo–zachodniego wichru.
Nasz okręt, tysiąctonowy bark zbudowany na rzece Clyde, kołysał się tak gwałtownie z burty na burtę że w górze coś się oberwało. Mniejsza z tem jaka to była szkoda, wcale jednak poważna, dość że z jej powodu wspiąłem się na górę z paru ludźmi i cieślą, chcąc dopilnować aby wykonano porządnie tymczasową naprawę.
Niekiedy musieliśmy rzucać wszystko i czepiać się oburącz rozkołysanych rej, wstrzymując oddech z obawy przed szczególnie groźnem kołychnięciem się statku. Bark szedł z szybkością jakichś dziesięciu węzłów; tarzał się, jakby się chciał z nimi wywrócić, pokład był zalany wodą, takielunek powiewał splątanemi linami. Zapędziło nas daleko na południe — znacznie dalej niż zamierzaliśmy; i nagle, siedząc w stropie na przedniej rei przy maszcie, w ogniu roboty, poczułem na ramieniu potężną łapę cieśli, który chwycił mię z taką siłą że dosłownie wrzasnąłem z niespodziewanego bólu. Oczy cieśli patrzyły we mnie zbliska; krzyknął:
— Niech pan patrzy, panie poruczniku, niech pan patrzy! Co to takiego? — Wolną ręką wskazywał naprzód.
Z początku nic nie zobaczyłem. Morze było głuchą pustką złożoną z czarno–białych wzgórz. Nagle, wśród zamętu spienionych bałwanów, dojrzałem że coś nawpół ukrytego, olbrzymiego, wznosi się i opada na wodzie; rozpościerało się to jak błam piany, lecz wyglądało solidniej i bardziej niebieskawo.
Był to kawał roztajałej lodowej kry, dość jeszcze duży aby nas zatopić, zanurzony głębiej niż tratwa i znajdujący się ściśle na naszej drodze, jakby się przyczaił wśród fal w morderczym zamiarze. Nie było czasu zejść na dół. Krzyknąłem z góry, aż ledwie mi głowa nie pękła. Usłyszano mię na rufie i zdołaliśmy wyminąć zatopioną krę, która odbyła całą tę drogę od południowego bieguna aby urządzić zamach na nas, Bogu ducha winnych. W godzinę później nicby już statku nie uratowało, gdyż żadne oko nie mogłoby rozpoznać wśród zmierzchu tej bladej bryły lodu omiatanej przez białogrzywe fale.
A gdy stanęliśmy obok siebie u tylnej poręczy, kapitan i ja, patrząc na krę, ledwie już widoczną lecz wciąż jeszcze bliską, kapitan rzekł z zamyśleniem w głosie:
— Gdyby nie ten obrót koła w samą porę, byłby jeszcze jeden wypadek „przepadłego“ okrętu.
Nikt nie powraca nigdy z takiego statku aby powiedzieć jak ciężka była jego śmierć, jak nagła i druzgocąca rozpacz jego ludzi. Nikt nie wie jakie były ich myśli, jakie żale w chwili śmierci, z jakiemi słowami na ustach umarli. Lecz jest coś pięknego w nagłem przejściu tych serc od najgwałtowniejszej walki, i wysiłku, i straszliwego hałasu, od rozległej, nieukojonej, wściekłej powierzchni mórz — do wielkiego spokoju głębin, których snu nie zmąciło nic od zarania wieków.





  1. Gazety Żeglarskiej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Joseph Conrad i tłumacza: Aniela Zagórska.