Łomnica/całość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Łomnica |
Pochodzenie | Poezye Studenta Tom III cykl Sonety tatrzańskie |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1865 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl Sonety tatrzańskie |
Indeks stron |
Żegnam już Szmeks[1] uroczy kij pielgrzymi w dłonie
A lutnia towarzyszkę na ramię — i w drogę!
Lasami coraz wyżej — naprzód! — w ciszę błogę —
Czy to droga do nieba? jak szeroko w łonie!...
Coraz wyżej się spinam — i z góry na górę
Idąc tracę Szmeks z oczu — a tam nowe światy
Wstają — coraz to inne natura ma szaty
Iglice na iglicach strome i ponure — !...
Nowe cudów siedlisko! czarów światy złudne!...
Tysiące wodospadów szumi z skał tysiąca,
A każden się w brylantów miliardy roztrąca,
Mgłą opada nad otchłań i róże odludne...
A po nad wodospadów muzyką szumiąca
Wstaje słońce, twarzą je całuje śmiejącą —
Gierlandy tęcz nad niemi wstają!... a w błękitach
To Łomnica, dziewica! wstaje na mgieł szczytach!...
PRZEWODNIK.
Tu przeżegnać młodzieńcze nam się niezawadzi,
Bo nie każden ze szczytów gdzie idziem powraca.
Droga — jak droga życia ciężka!... naprzód!... praca
Lekka — gdy orzeł dumny głodny lot prowadzi!...
Już las świerków karleje kozodrzewu krzakiem,
Głuchnie szum wodospadów... jak modlitwy głosy,
Co z ziemi ulatują w błękitne niebiosy...
Coraz straszniej i trudniej!... trzeba być półptakiem...
Otchłań rozwarła wszędzie paszcze swej nicości
A do skał bioder stromych ścieżka przylepiona,
W lód rozmarłym, stopniałym śniegiem posrebrzona
W niej góral swą ciupagą rąbie ślad dla gości,
Gdy w ślad ten nogę wstawisz... wygrałeś pielgrzymie!
Jeźli nie... matka we łzach zawoła twe imię!...
Życie tu jak w dzień bitwy... ale dusza łanią!...
Tu skok nad otchłań!
Tu rąk górala jak długi
Trzymasz się wisząc w górze — spadasz — góral drugi
Porywa Cię w ramiona choć sam nad otchłanią!...
Jeszcze parę śmiertelnych tylko, naprzód, kroków,
Jeszcze w górę... przez białe łachmany obłoków
I będzie — szczyt Łomnicy!... śmiało!... chwyć się skały,
Oberwała się... dudni... przepaście zaśmiały
Się dziko!... to nic — naprzód!... tu mchy zliszajały,
Na nagich bryłach siedzą we słońcu pająki,
Nad przepaściami wiszą w pajęczyn obsłonki...
Chmury już popod nami!... patrz!... gniazdo orlicy
Z głodnemi pisklętami — a tu — szczyt Łomnicy!
Modlić się tobie pieśnią, wyciągać ramiona,
Z tych szczytów do gniazd twoich i twoich niebiosów,
Czy pierś strzaskać o skały i anielskich głosów
Słuchać, gdy kona pierś zwątpieniem zszataniona?...
Modlić się tobie stwórco, trącać arfy struny
Kiedy biją do koła twej arfy pioruny,
Odgrzmiane stotysięcznem echem w skał sklepienia,
Jak głos twój «stań się!» wśród chaosów przedstworzenia...
Ha! milcząc usta drgają — lecz pierś szarpią pieśni,
Bo pieśń wstaje wulkanem wśród ogromu tego,
Ryczy kaskadą lawy coraz to boleśniej —
Więc modlitwą niech jedno — jedno będzie słowo —
Co będzie ciałem — góry uderzą mu głową:
A tą modlitwą:
Polska!...
Dziecię ducha Twego!...
Modlić się tobie Ojcze! w modlitwie powtórzę,
Co duch widzi z skał szczytu na którym stanąłem,
Tam — naród krzyżowany z poranionem czołem —
Tam kości męczenników bieleją stosami —
Płyną zdroje z wygnańców łez, co od ojczyzny
Daleko gdzieś skonali — dalej — młode blizny
Gwieżdżą jasnemi słońcami i gwiazd promieniami...
Tam na dole ból wielki!... o! bolą ich rany!!!...
Młodzież smutna — i żywe trupy — dusz zwątpienie
Jeden grób mego ludu — co dźwiga kajdany!...
A po tej wielkiej trupów, świętych piramidzie
Ha!... to On!... na tę ziemię na sąd straszny idzie!...
I krwawo — czarno — w tem —
Zabłysnął grom na grobie
Grób pękł —
I światłość stała się po całym globie!
SONET OSTATNI.
Ciszo! błogosławiona królowo żywiołów!...
Tutaj schodzą zapewne postacie aniołów
Brać do nieba uśpionych dusze wzlatujące...
Z takiego szczytu runął szatan... w skały grzmiące —
Tu Polska — ! a tam Węgry! rozłożone leżą
Szeroko — miłościwie — lasami — rzekami —
Lecz błękitem się chmury jak orlice gonią...
Schodźmy!... bo idzie burza!... już grzmi popod nami!
Pozdrawiam Cię naturo wolnem ducha tchnieniem
Za chwile, które dałaś samotnej podróży,
Miłuję Cię w twej ciszy — a kocham w twej burzy
Ducha i ciała źrenic ty będziesz wspomnieniem!...
Już trzysta stóp pode mną tam biją pioruny...
Nie widzę błysku — lecz grzmot — już mi głuszy struny...[2]