Łowy królewskie/Tom II/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Łowy królewskie |
Wydawca | Adolf Krethlow |
Data wyd. | 1851-1954 |
Druk | Adolf Krethlow |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Bliziński, Aleksander Chodecki |
Tytuł orygin. | Les Chevaliers du firmament |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz, Alfons został koronowanym w sali pałacu Xabregas, w obecności tegoż samego zgromadzenia, które dnia poprzedniego było świadkiem jego wstydu. Obok króla przy tronie, stał Don Ludwik de Souza, hrabia de Castelmelhor.
Alfons nie był ani wesołym ani smutnym. Kilka razy podczas ceremonii ziewnął i nie był obecnym na pogrzebie królowéj, swéj matki; musiał bowiem odwiedzić swoich hiszpańskich byków, które go już od dwóch dni nie widziały.
Pra w ie wszyscy magnaci zadowoleni w części z wygnania Conti’ego udali się za królem do zamku d’Alcantara. Castelmelhor był wprawdzie również faworytem, lecz można było bez wstydu ulegać jego kaprysom i woli, ponieważ świetnego był urodzenia. W dzień koronacyi; król mianował go ministrem państwa i gubernatorem Lizbony......
W kilka dni po śmierci królowéj, wszyscy członkowie rodziny Souza zebrali się w sali, pałacu tegoż nazwiska, gdzie już czytelnika nie raz wprowadziliśmy. Hrabina Donna Ineza i Vasconcellos byli w podróżném ubraniu. Castelmelhor miał na sobie wspaniały dworski kostjum. Na podwórcu czekały zaprzężone karety.
— Żegnam cię, matko — powiedział Castelmelhor, całując hrabinę w rękę — żegnam cię bracie: życzę ci szczęścia.
— Don Ludwiku — rzekła hrabina — przebaczyłam ci. Teraz kiedy już dostąpiłeś godności i zaszczytów! bądźżeż wiernym.
— Don Ludwiku — rzekł Vasconcellos z kolei — nie miałem ci co przebaczać, gdyż nigdy nie gniewałem się na ciebie. Lecz poznałem cię dobrze, jeśli mi teraz odstępujesz ręki Inezy, to dla tego tylko, iż już nie potrzebujesz jej bogactw.
— Vasconcellosi’e... — zaczął don Ludwik.
— Znam cię — powtórzył Simon.
I zbliżywszy się do niego, rzekł po cichu:
— Żegnam cię, don Ludwiku; odjeżdżam stąd... odjeżdżam daleko... daleko, ażeby nic o tobie nie usłyszéć. Lecz jeśli kiedykolwiek głos lizbońskiego ludu doleci do moich uszu, oznajmując mi że Souza wstępuje w ślady Vintimilla; bądź pewien, hrabio, że wtedy powrócę; wszakżeż przysiągłem konającemu ojcu.
Castelmelhor zimno się ukłonił i pocałował Inezę de Cadaval w rękę, nazywając ją siostrę.
Poczém udał się do króla.
Hrabina, Simon i Ineza wsiedli do karety.
Woźnica zaciął konie.....
Czy daleko stad do zamku Vasconcellosa? — zapytał jakiś nieznajomy jednego ze służących hrabinéj.
— Sześć dni drogi.
— To pójdę, z wami.
— Jakto! piechotę? — zapytał zadziwiony dworak.
— Dla czegóżby nie? — z zimną krwią odpowiedział nieznajomy.
W téj chwili kareta przejeżdżała obok dwóch rozmawiających. Simon spojrzał przypadkiem w tę stronę i poznał Baltazara.
— Boże! przebacz mi moją niewdzięczność! — zawołał. — Nie ledwie zapomniałem o człowieku, który dwa razy ocalił mi życie.... a nawet daleko ważniejszą wyświadczył usługę! — dodał Vasconcellos, z czułością spoglądając na Inezę.
Kareta zatrzymała się. A gdy znowu ruszyła, już pełen radości choć pomieszany.
Baltazar, siedział pomiędzy hrabiną i Simonem, ku wielkiemu zdziwieniu całéj służby Souzów......