[69]
ŚMIERĆ LEVITOUX.
Był na cytadeli sąd na matieżników,[1]
Więc siedli jak czarci za stołem:
Jenerał, adjutant i czterech piszczyków[2]
Ze sercem miedzianem i czołem.
I rzecze adjutant: „Bat’ku jenerale,
Czart chyba się z Lachów co dowie.
Wziął pałki Levitoux[3], lecz milczy zuchwale“.
— „Sto pałek! pod pałką odpowie“.
Straż stawia Levitoux, skutego w kajdany,
I biorą na rozpyt go kaci.
Wnet zdjęto zeń szaty, co kryły mu rany,
A sędzie wołają: „Zdradź braci!“
[70]
A był tam nad nimi w tej izbie szatańskiej
Krzyż z Panem Jezusem na ścianie.
Levitoux wzrok jasny utopił w krzyż Pański
I modlił: „Daj sił mi, o Panie!“
I poszedł pod pałki wpół nagi, bez lęku;
Wnet krwią mu opłynął grzbiet cały.
Choć bito go w rany, nie wydał i jęku
I milczał, jak zakamieniały.
A gdy go złożono na nędznej pościeli,
Rozważał, czy ciało wytrzyma
Te męki, bo znowu tak chłostać go mieli
Sędziowie... I poczuł: sił nie ma.
Lecz święcie dochowa tajemnice bratnie,
Bo stu-by zginęło ich może.
Toż westchnął do Boga o męki ostatnie —
I ognia nasypał pod łoże.
I usiadł na łożu spokojny, bez lęku,
Gdy jasne płomienie wstawały.
Choć ogień gryzł kości, nie wydał i jęku
I milczał, jak zakamieniały.
Przez kraty wnet bracia płomienie ujrzeli,
Straż alarm[4] krzyknęła w podsieniu:
Jenerał i draby wpadają do celi:
Levitoux już skonał w płomieniu.
Więc z zgrozą ten węgiel rzucili w rogoże
I w ziemi kazali pochować.
Tą śmiercią w płomieniach pochwalon bądź, Boże,
Bo żywym ją będziesz rachować!
1860.