Ksiądz gwardyan Kobylański

<<< Dane tekstu >>>
Autor Mieczysław Romanowski
Tytuł Ksiądz gwardyan Kobylański
Pochodzenie Wybór pism Mieczysława Romanowskiego
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Towarzystwo nauczycieli szkół wyższych
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia „Polonia“ we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały wybór pism
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

KSIĄDZ GWARDYAN KOBYLAŃSKI.

I.

W krzemienieckim klasztorze zamilkły organy,
Po ołtarzach gasili światło zakrystyany,
Kilku jeszcze braciszków modliło się w bieli,
Ksiądz gwardyan[1] Kobylański wracał już do celi.
Sam dzisiaj, mimo trudu nad lata sędziwe,
Odprawiał matutinum[2], chóry i wotywę;[3]
Choć mu już siódmy krzyżyk mijał w lat ordynku,
Skąpił swej siwej głowie snu i odpoczynku
I o jutrzence kazał dzwonić na brewiarze.
A kiedy się ojcowie zeszli w korytarze,
Zastali tam staruszka z pochyloną głową
Klęczącego pokornie przed stacyą krzyżową,
Kędy płakała Syna święta Rodzicielka.
Zadziwiła zebranych ta pobożność wielka,
A ojciec kaznodzieja, spowiednik gwardyana,
Rzekł doń: „Reverendissime,[4] na miłość Pana,
Miejcie więcej baczności na wasz wiek i siły!
Wszak taki hazard zdrowia i Bogu niemiły.“
Lecz starzec, zda się, nie miał dla napomnień ucha;
Ku męce swego Pana wzniósł modlitwę ducha,

Twarz mu olśniła świętość; więc umilkły mnichy
I klękły i poczęły szeptać pacierz cichy.

II.

Znany był w okolicy gwardyan z pobożności,
Lecz od kilku tygodni starzec ostrzej pości,
Modli się dłużej, nawet unika wygody.
Często nic nie spożyje prócz chleba i wody
I z tem wraca do celi, czyta albo pisze,
Zatopiony; jak mówią, w świętych natchnień ciszę.
Czasem wyjdzie i braci słodko upomina,
Że czas groźny, że próby nadeszła godzina.
Więc, zważając to, księża powiadali sobie:
— „Ponoś nasz ojciec gwardyan jedną stopą w grobie
I radby tę żywota wędrówkę przydługą
Skończyć tak, jak rozpoczął: Boga wiernym sługą.“ —
Lecz to dzisiejsze wstanie, te modlitwy korne
Wzruszyły domysłami zacisze klasztorne —
I w refektarzu[5] cichą, lecz żywą rozmową
Ważą ojce gwardyana każdy czyn i słowo. —
Darmo, starzec nie powie, co zamyślił tajnie;
To wiedzą, że był wczoraj wesół nadzwyczajnie.

III.

A do celi gwardyana wszedł pierwszy cechowy,[6]
Rzeźnik Rudnicki, strojny w kapocie perłowej
I z czapką na zawiasach. Widać było z miny,
Że wszedł zwiastunem jakiejś wesołej nowiny:
Wzrok mu błyszczał, a w twarzy był, jak rydz, czerwony,
Kiedy witał: „Niech będzie Chrystus pochwalony!“
I ledwie gwardyan spytał: „A jakaż nowina?“
Zawołał pan cechowy: „Syna Bóg dał — syna!
Dziecko mi wczoraj moja powiła Sabinka;
Czerstwo chłopak wygląda, czerwony, jak szynka.

I w sam czas mię Pan świata nawiedził tym darem,
Tam Korona w zapasy poszła z Moskwy carem,
Zwycięża i zwycięży; taka we mnie wiara —
A gdy mi syn dorośnie, zapomnim już cara“.
I radość mu łez zdroje wycisnęła z oczu,
W których świeciła dusza jasna, jak w przeźroczu
Wieczornem świeci promień gwiazdy brylantowy.
Ale wnet łzy rękawem otarł pan cechowy
I rzekł: „Jeśli mam łaskę u Waszej Miłości,
Tobym na chrzest chłopaka prosił Jegomości.
Sąsiadów będzie kilku: — niechże Ojciec raczy
Poczcić próg mego domu, a śmiałość wybaczy!“

IV.

Słuchał mowy cechmistrza starzec uśmiechnięty,
Lecz w tej chwili, innemi myślami przejęty,
Milczał i oczy utkwił w Rudnickiego lice,
Jakby mu chciał przeniknąć serca tajemnicę
I przejrzeć kryształ duszy, co czysta i szczera
Płonie radością w oczach i z twarzy wyziera.
Potem wstał i, gdy cechmistrz ścisnął mu kolano,
Dłoń mu podał i spytał: „Jakież syna miano?“
„Józef“ — rzekł mu Rudnicki. Staruszek odpowie:
„Piękne imię, tak nasi chrzcili się wodzowie,
Dzielni — bitni — o, znałem ja księcia Józefa...
To jest imię naszego Dwernickiego, szefa,
Który się, jak kometa, zjawił niespodzianie
I cudami uświetnił to nasze powstanie,
Niszcząc moskiewskiej armii lewe skrzydło całe.
„Naprzód, dzieci!“ — i furczą chorągiewki białe...
Tak zwyciężył pod Stoczkiem, Ryczywołem, Nową;
Gejzmar[7] ledwie na koniu umknął z cały głową,
A i Krajtz Dybiczowi[8] smutne zdał raporta,
Tyle mu krwi wyssała ta polska kohorta.[9]
Każda piędź ziemi krwią już obmyta w Koronie,
My[10] tylko wierni stoim przy moskiewskim tronie!“

V.

„Księże gwardyanie! — cechmistrz odpowiedział żywo —
Jeśli Korona wcześniej rozpoczęła żniwo,
To nie racya, by przeto my z pięścią za pasem
Czekać mieli, aż nam się coś upiecze z czasem.
Bóg widzi, jak nam ciężko sprawę tak odwlekać! —
Rwie się młodzież i czeladź, — z góry każą czekać! —
Rzeczcież wy co!...“ Lecz gwardyan tu mu przerwał mowę,
I położył rąk dwoje na cechmistrza głowę.
Potem dłoń mu do piersi przyłożył i rzecze:
„O, czuć, że ty ojczyznę miłujesz, człowiecze,
Toż siądź tu, — powiem tobie, co mię doszło wczora —
Siądź, cechmistrzu kochany! O, blizka już pora...
Nim się zmrożona trawa z pod śniegu rozwinie,
Dwernickiego z wojskami obaczy Wołynie!“ —
Na to Rudnicki, jakby piorun weń uderzył,
Powstał, otworzył usta, powieki rozszerzył,
Bladł, czerwieniał i w starca utkwił wzrok ognisty;
A ksiądz gwardyan wypruwał z pod habitu listy
I zamknął drzwi na klamkę i rzekł: „Czytaj, Wasze!...
Dwernicki! nasze wojsko! białe orły nasze...
I na Litwie się biją — pewne mamy wieści —
Tak, kończą się już, bracie, dni naszej boleści,
I znowu wobec świata narodem się staniem,
Jak niegdyś przed dzielnego Kościuszki powstaniem,
Pod którym ja służyłem“. — „Wy? — cechmistrz zawoła, —
Pod Kościuszką, z którego kraj dziś ma anioła
Tam w niebiesiech u Pana? Mnie było lat cztery,
Mój ojciec poległ wtedy między kosyniery,
Matka mię potem dała do mego rzemiosła
I umarła, — a dola aż tu mię zaniosła.“
„Służyłem, — rzecze starzec — o, pamięć ta boli:
Naczelnik z najlepszymi poszedł do niewoli,
Moja Polska rozdarta w troje od siepaczy,
To już mi nie zostało nic w mojej rozpaczy
Prócz Boga, klęczącego przed bolu kielichem,
I Jego męka i śmierć... i zostałem mnichem!“

VI.

„Ojcze gwardjanie!... — cechmistrz ozwał się po chwili —
Możebyśmy chrzest mego syna przyśpieszyli?
Choćby i zaraz — bo mnie od waszej powieści
Tyle się ważnych rzeczy tu w mem sercu mieści —
A czas już mi tak krótki, a robićby tyle —
Że do jutra już wszystkie policzyłem chwile
I ledwie mam godzinę dla syna i siebie.
Zróbcież mu, ojcze, miejsce tym chrztem świętym w niebie!“
Wziął czapkę i kornie się gwardyanowi skłonił,
Zwrócił się; ale starzec przy drzwiach go dogonił
I rzekł: „Ostrożnie, majstrze!“ Potem dłoń mu ścisnął
Szeptał coś i na szyi uściskiem zawisnął
Z łzami w oczach; a kiedy cechmistrz był za progiem,
Zawołał we drzwiach starzec: „Z Bogiem, bracie, z Bogiem!“

VII.

Zaświtało. Na mieście gwar i tłumy ludu.
Piorunem przeleciała wieść nowego cudu:
„Powstał Rudnicki! czeladź! szkolna młódź powstała! —
Załoga się ucieczką śpiesznie ratowała
Na górę, tam na Bony zamczysko skaliste.
Lecz pan Rudnicki, w mroki otulony mgliste,
Podszedł i tam i pobił.“ — Taki rozgłos wszędzie;
Lud się cieszy i czeka, jako dalej będzie.
Ale wtem na wieżycach ozwały się dzwony;
Patrzą: — kościół jaśnieje gęsto oświecony,
Otwarte drzwi, — przed drzwiami zbrojne w kosy, w pałki,
Stoją: cechmistrz Rudnicki i w szeregach śmiałki
I wchodzą do kościoła. — „Za nimi! Za nimi!
Sława Bogu! — Sława im! — Sława naszej ziemi!“ —

VIII.

Gwardyan śpiewał wotywę; organ wniebogłosy
Grzmiał, a powstańcy stali, oparci o kosy:
Szkolna młodzież i czeladź. Każda twarz wesoła,
Oczy błysczące ogniem i pogodne czoła.

Na ich oblicze jasne i szczęściem promienne
Rubinem z okien padły pierwsze zorze dzienne.
Lud klęczał... O, kto takich szczęśliwych obaczy,
Choćby mu pierś pękała — zapomni rozpaczy!
A Rudnicki padł krzyżem. Po tej nocnej bitwie
Ukorzył się zwycięzca przed Bogiem w modlitwie:
Często słychać, jak z piersi gorące westchnienie
Ściele się na posadzki kościelnej kamienie.
Tyleż bo mu w tej piersi płonęło i płonie!
Tam jego syn w kolebce przy stroskanej żonie,
A nad nimi dłoń mściwa okrutnego wroga
Z knutami i z Sybirem... I westchnął do Boga.
To mu znowu bój przyszły przed oczyma stawa:
„Z nami trzyma Wołynie!“ zawołała Warszawa,
A on stanie przed wodzem, wrogów krwią zbroczony,
I powie: „My z Krzemieńca, od zamczyska Bony!
Blizny niechaj powiedzą, czy widzielim wroga!...“
I, aby się tak stało, znów westchnął do Boga.
Ale i to wie cechmistrz, że kule nie głaszczą,
A śmierć stoi na polach z otworzoną paszczą
I nie pyta, czy schizma, czy kto prawej wiary,
Jeno i stąd i zowąd porywa ofiary;
Więc może i on w boju padnie w obec wroga —
I, niechaj tem Bóg rządzi, modlił się do Boga.

IX.

W oknach się ukazała płomienna twarz słońca;
Starzec już był wotywę odśpiewał do końca,
Więc pan cechmistrz wstał z ziemi i rzekł: „Komu droga,
Temu czas! Błogosławcież, ojcze, w imię Boga
Mojej rzeszy!“ Lecz gwardyan wziął pacholąt dwoje
Kazał otworzyć groby i rzekł: „Dzieci moje,
Nim pójdziecie na walki, zestąpcie w te lochy!
Tam na kamieniach leżą święte ojców prochy;
Znał ich Szwed, Moskwa, Tatar, znali Bisurmanie;
Z niebios się oni patrzą na wasze powstanie,
Tam was pobłogosławię: — trupy się poruszą
I obleją was swoją bohaterską duszą.“
Odsunięto więc płytę z pośrodka kościoła,
Gwardyan stanął u wejścia: „Dzieci, za mną!“ woła.

Schodzi w groby, a zanim Rudnicki i zbrojni;
Idą poważni, ciszą tych grobów spokojni.
W głębi dwoje pacholąt stało pośród cienia
Z pochodniami, jak duchy z mieczami z płomienia,
Których Bóg z niebios zesłał między te kolumny
Strzedz ojców twarde łoża na kamieniach trumny.

X.

Daleko szły sklepienia. Gwardyan wiedzie dalej
W loch pod ołtarzem, kędy księża się chowali.[11]
Stanął tam u grobowców i, gdy rzesza czeka,
Zawołał do zebranych: „Podnieście te wieka!“
A gdy młódź się rzuciła i podniosła płyty,
Zabłysnął od pochodni grobów skarb ukryty —
Jasna broń! — I staruszek dobył damascenki[12]
I rzekł: „Panie Rudnicki, ta dla waszej ręki.
Niegdyś ją niedaremnie nosiłem przy boku;
Dzisiaj jam mnich!...“ Tu umilkł i z cicha łzą w oku
Dał cechmistrzowi szablę z pochwą jaszczurową[13]
I uczynił pobożnie krzyż nad jego głową.
Potem zaczął dobywać strzelby i pałasze
I rzekł do zadziwionych: „Zbrójcie dłonie wasze!“
A gdy brali, każdego starzec błogosławił,
Aby walczył, kraj zbawił i bronią się wsławił,
I kończył tak: „Wam dziwno, skąd dostałem broni?
Długoletnia to praca tej zgrzybiałej dłoni.
Maciejowicka bitwa zrobiła mię mnichem,
A com grosza uzbierał w mojem życiu cichem,
Czy z jałmużny, czy z datku, czyto ucząc dziatwę,
Kupowałem broń, kędy kupno było łatwe.
I nieraz mi się serce zakrwawiło troską,
Gdym patrzył, jak frymarczył[14] syn bronią ojcowską —
Toż brałem z rąk niegodnych i, skryte na grzbiecie,
Nosiłem szable, kule i proch przy muszkiecie
Pod habitem; — zaś nocą zachodziłem w lochy:
Tum chował szable, strzelby, tam — kule i prochy.

Bo czułem to, że kiedyś wstanie głos: „Do broni!“
Więc myślałem: ja, stary mnich, broń podam dłoni —
I żywiłem nadzieję, że tą moją pracą
Młodzi kiedyś Moskalom nasze łzy zapłacą.
Nadeszła mi ta chwila! Idźcie w imię Boga!
Błogosławiona wasza od aniołów droga...
Idźcie i zwyciężajcie!...“ Upadł na kamienie.
I rozległo się długie w grobowcach milczenie;
Tylko szepty pacierza, jakby szmer strumyka,
Płynęły... Tak zostawił cechmistrz zakonnika
W grobach i poszedł w miasto. W mieście pożegnany,
Poszedł ku ciemnym lasom przez wołyńskie łany,
Chciał bowiem Dwernickiego oddział spotkać wcześnie.
I patrzono za nimi długo i boleśnie.

XI.

I tydzień już w Krzemieńcu przeminął bez troski;
Snuły się tylko często po mieście pogłoski
O Dwernickim, cechmistrzu, że się już spotkali,
Że jenerał zniósł potem gdzieś obóz Moskali,
Zabrał działa, stąd dział go liwerantem[15] zwano.
A z baszt zamku Krakusów co dnia wyglądano,
Co tworzyli straż przednią przy jego pochodzie;
I takie było życie w krzemienieckim grodzie.
Czasem się też przemknęła wieść groźna i chyża,
Że się Roth feldmarszałek od Mołdawii zbliża,
Srogi Inflantczyk, luter na służbie u cara,
U którego sto knutów już najlżejsza kara.
Ale w klasztorze cisza, jakby zasiał makiem.
Co dnia się ojce korzą przed zbawienia znakiem
I śpiewają wotywy, matutinum, hory,[16]
Tylko gwardyan zwykł dłużej odprawiać nieszpory;
Czasem i noc przemodli, zamknięty w swej celi —
Tak go nieraz ojcowie szczeliną widzieli.

XII.

Ranek był; na zamkowej górze ludzie stali,
Wtem się z mgły wysunęła kolumna Moskali.
Przodem kozacy, w rzędach za nimi piechota,
W środku działa i wozy; tak szedł korpus Rotha.
Więc zeskoczył kościelny ze zamkowej wieży,
I, głosząc wieść, przez miasto do klasztoru bieży;
Za nim tuż starców, dzieci i kobiet gromada
Przelękła i zdyszana do klasztoru wpada
I woła o ratunek. Gwardyan wyszedł z celi:
„Dzieci, skąd wasza trwoga? Gdzieście ich widzieli?“
„Pod miastem! — rzekł kościelny. — Niech ojciec nie zwleka,
Jeno niechaj co rychlej do lasu ucieka!“
Ale na to rzekł starzec: „Jam w służbie u Boga,
Prościejsza mi do Niego, niż do lasu droga.
A jeśli On mię woła, znać sługę pamięta;
Wy idźcie, ja zostanę, wola Jego święta!“

XIII.

Lecz już się na podwórze ćma kozacza wali.
Pod kościołem stanęła kompania Moskali,
Druga przed furtą, z boku kibitka gotowa
Z feldjegrami[17] — i cisza nastała grobowa.
Zadrżał lud; — major wchodzi. za nim praporszczyki,[18]
I wołają: „Gdzie stary mnich, gdzie buntowszczyki?“
Na to wystąpił starzec i rzekł: „Kto mnie woła?
Jeśli wy, czego chcecie od sługi kościoła?“
„Buntowszczyk! — krzyknął major. — Składaj broń schowaną,
Bo cię tu każę ćwiczyć, że umarli wstaną!
Oddaj broń, albo klasztor armatami zburzę!
Czegoś na mnie wytrzeszczył twoje oczy duże?
A znasz ty prawo cara? Buntowszczykom knuty!
Słyszysz ty mię? Pozbędziesz ty się zaraz buty!“
I pochwycił za szpadę i zwinął pad głową.
Starzec milczał, w majora patrzył się surowo,
A potem rzekł: „Broń dałem tym, co warci broni.
Niech ich teraz, majorze, twój oddział dogoni

I wydrze z rąk walecznych tę broń poświęcaną
Innej nie mam, a ze mną rób, co ci kazano!“
„W lochy wiedź!“ krzyknął major. Ksiądz rzekł: „Tam broń stała!
Już na jej ostrzu błyska mego ludu chwała!
Na głowę twego cara święciłem ją łzami.
Chodź — chodź!“ I do kościoła poszedł z Moskalami.

XIV.

I już w ciemny loch starzec majora prowadzi.
Praporszczyki przed wchodem zostali nieradzi;
Wstyd im, że w starym czerńcu[19] tyle jest spokoju.
Jenerałów widzieli pierzchających w boju,
A tu im lacki czerniec stawa taki mężny,
Jak gdyby miał za sobą cały pułk orężny
Imperatorskiej gwardyi. I rzekł jeden z cicha:
„Ot, niechby major puścił z Bogiem tego mnicha,
Bo ludzie nas wyśmieją, że w mury Krzemieńca
Poszliśmy z całym pułkiem po takiego jeńca.“
Ale zamilkł i stanął u schodu, jak wryty,
Bo przy pochodni ujrzał blask majorskej kity:
Poszedłby do Irkucka[20] gdyby major słyszał.
Major powracał z starcem i od złości dyszał
I klął i groził szpadą: „Ja tobie pokażę!
Hej, praporszczyki, śpieszno przetrząść mi ołtarze!
Kto znajdzie broń, chrest[21] złoty ma w rozkazie dziennym,
Bo mnie już łeb się kruszy z tym czerńcem kamiennym.“

XV.

Ale staruszek z krzyżem stanął przy ołtarzu
I krzyknął do majora: „Precz mi stąd, zbrodniarzu!
To sakrament!“ I ogień zajaśniał mu w twarzy,
Lewą święte cyboryum[22] zakrył od zbrodniarzy,
Z ócz mu patrzyła świętość, a potęga z czoła; —
W prawej krzyż podniesiony, jak miecz archanioła,

Błysnął nad Moskalami piorunem Jehowy,
Że cofnęli się w zgrozie i schylili głowy.
Lecz major krzyknął: „To czar! Porwać czarownika!“
Więc skoczyli, porwali z krzyżem zakonnika
I nieśli do kibitki.
Lud czekał ze łzami.

Starzec święty znak krzyża zrobił nad głowami
I, niesiony, zawołał: „Nie płaczcie mię, dzieci!
Daleko ta kibitka — na Sybir poleci,
Ale zwycięstwo z wami, bo Bóg przeklął cara!
Car zginie, lud zostanie, z ludem święta wiara!“
I zadzwonił kałakoł,[23] w czwał pomknęły konie,
Poleciały z kibitką na szerokie błonie.
Pieśń dziką zaśpiewało kozactwo w pochodzie —
I rozległa się cisza w krzemienieckim grodzie...

1860 r. w maju.







  1. tytuł przełożonego klasztoru.
  2. modlitwę poranną.
  3. mszę zamówioną.
  4. czcigodny.
  5. jadalnia klasztorna.
  6. przełożony „cechu“, t. j. zawodowego związku, w tym wypadku rzeźniczego.
  7. jenerałowie rosyjscy w wojnie z r. 1830.
  8. jenerałowie rosyjscy w wojnie z r. 1830.
  9. oddział wojska.
  10. t. j. mieszkańcy Wołynia.
  11. gdzie chowano zmarłych księży.
  12. szabli ze stali, wyrabianej w Damaszku.
  13. jaszczur, rodzaj skóry.
  14. kupczył.
  15. dostawcą.
  16. godzinki.
  17. „strzelcy polni“.
  18. niżsi oficerowie rosyjscy.
  19. mnichu.
  20. miasto w Syberyi.
  21. krzyż.
  22. szatka do przechowywania N. Sakramentu.
  23. dzwonek.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Mieczysław Romanowski, Tadeusz Pini.