[399]ŚPIEWACY
STAROŻYTNEGO ŚWIATA.
(z Szyllera.)
Gdzież wy jesteście, o wy doskonali
Śpiewacy dawnej swobody?...
Coście żyjącem słowem zachwycali,
Słuchaczów całe narody.
Wy, coście pieśnią, Boga z niebios tronu,
Do niebios ludzi rzucili;
Coście i duszę lekkim dźwiękiem tonu,
Na skrzydłach pieśni nosili.
I za dni naszych, znajdą się poeci,
Lecz gdzież słuchacze?... gdzie oni?...
Gdzież wzniosłe czyny?... cóż dziś myśl roznieci
I komuż lutnia zadzwoni?
Szczęśliwy wieszczu, szczęśliwego świata!
Jedno słowo twego pienia,
[400]
Wznosiło umysł — z ust do ust przelata,
Do pokoleń z pokolenia.
Jak się przyjmuje posłańca boskiego,
Tak każdy ze czcią się korzył,
Aby powitać, co geniusz dla niego
Mową i pędzlem utworzył.
Do ognia, jaki pieśń dawną odznacza,
Płonęło słuchaczów czucie;
A do płomiennych tych uczuć słuchacza,
Wieszcz, żywił ognie w swej nucie.
Żywił, podsycał — szczęśliwy gdy dźwięki,
Umiał przelać w naród cały;
Gdy w głosie ludu, duch i myśl piosenki
Czysto mu nazad odbrzmiały.
Gdy mu widomie z zewnętrznego świata,
Stawali boscy niebianie,
Których wieszcz nowy, w zimne nasze lata,
Ledwie w sercu, pojąć wstanie.
1836 r.