[279]
PIEŚŃ XVIII.
O wielkości Boga a nikczemności człowieka.[1]
Potężny Boże na ziemi i niebie!
Gdy spojrzę na dzieł twoich widowisko,
A potem oczy obrócę na siebie,
Jak mnie twa wielkość upokarza nizko!
Przecież chociażem istotą tak małą,
Pójdę do ciebie, twa dobroć mi znana!
I wlać mi chciałeś jakąś duszę śmiałą,
Co się chce przedrzeć do samego Pana.
[280]
Ale odarty jak przed tobą stanę?
Cechę wierności z piersi moich starłem,
I niewinności sukienkę mi daną,
Ocierając się między ludźmi, zdarłem!
Zgubiwszy pismo przechodu wolnego,
Jak się tamtędy przebierać odważę,
Gdzie hufiec pułku milijonowego,
W przysionku Pańskim odprawuje straże?
Przecież ja pójdę cokolwiek mię czeka,
Pójdę do ciebie, bo mi powiadano:
Że byleś ty się obejrzał na człeka,
Zaraz go w stanie szczęśliwym widziano.
Tak jak dziś jestem niedołężnym płazem,
Zbitem naczyniem o które nie stoją,
Pokorę tylko wziąwszy z sobą razem,
Poniosęć głupstwa i nikczemność moją.
Mnie się rozstąpią wybranych twych rzesze,
Mnie nic nie będzie po drodze ustraszać;
Jeszcze ich mojem przybyciem pocieszę,
Bo powiem: że ja idę cię przepraszać.
Gdzie będą twoi Aniołowie stali,
Pójdę, i jak im przypomnę z daleka
Ich towarzyszów, co poupadali!
Nad ułomnością zlitują się człeka.
Potem przed tronem twym padnę i powiem:
Z dalekich krajów przyszedłem w te strony,
Za moim skarbem, weselem i zdrowiem,
Ubogi, smutny, na siłach zniszczony!
Jużbym ja nie chciał mieć Pana inszego,
Ani twej woli w czem kiedy być sprzeczny;
Ale gdy moją znasz skłonność do złego,
Trzymaj mnie ty sam, bo ja niestateczny.