Św. Jacek/Powrót do Ojczyzny
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Św. Jacek |
Podtytuł | Pierwszy Ślązak w chwale błogosławionych |
Wydawca | Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc. |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Katowice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Św. Jacek, złożywszy pierwociny swej pracy w Karyntyjskiej mieścinie między Niemcami, podążał dalej naprzód w towarzystwie brata Czesława i brata Hermana Morawianina. Gnany świętym zapałem apostolskim i serdeczną tęsknotą za polską krainą, kierował swoje kroki ku Krakowowi. Którędy atoli prowadziła dalsza droga nie wiadomo. Może Słowacy, a może Morawianie słuchali kazań natchnionego apostoła, który nie zaniedbywał nigdy żadnej sposobności i jako gorliwy siewca słowa Bożego, rzucał ewangeliczne ziarno wszędzie, o czem świadczy długa podróż braci, stających w bramach Krakowa dopiero późną jesienią 1221 r.
Na wieść o zbliżającym się apostole, bratanku ukochanego biskupa i członka nowopowstałego zakonu poruszyło się całe miasto. Było to prawie w uroczystość Wszystkich Świętych. U bramy sławkowskiej, do której dobiegał gościniec wrocławski, zebrały się wielkie tłumy. Był tam książę Leszek ze swoim dworem, był biskup Iwo z orszakiem duchowieństwa, było mieszczaństwo z lasem cechowych chorągwi i ciżba wiejskiego ludu. Czekano na Jacka i jego towarzyszy. Młodego Odrowąża, przybranego w białą siermięgę zakonną i przychodzącego pieszo z żebraczym tłumokiem na plecach, chciano powitać jak jakiego udzielnego księcia. I słusznie. W osobie św. Jacka przybywał do Krakowa rzeczywiście prawdziwy książę, za którym miały nadejść liczne wojska, równie biało przybrane, a zbrojne w krzyże i różańce ku obronie narodowego ducha...
W kaplicy św. Jacka w Krakowie znajduje się stary obraz, przedstawiający przybycie Świętego do stolicy Polski. Na obrazie widać księcia Leszka, klęczącego przed pochylonym nad nim zakonnikiem, który jakoby zaskoczony przepychem niezwykłego przyjęcia, mówi do księcia: „Wszak jestem tylko człowiekiem, a przed człowiekiem klękać nie należy“. „Ja też nie przed tobą klękam — odpowiada książę — jeno przed Bogiem i Jego Matką, których nam przynosisz“, — jakoby przeczuwał, że z przybyciem Jacka, oraz jego braci zakonnej do Polski, pomnoży się życie religijne i wzrośnie cześć Najśw. Marji Panny, co istotnie nastąpiło.
Nie wiadomo jednak, czy owo powitanie doszło do skutku rzeczywiście w bramach miasta, gdzie robiono przygotowania, czy też w kościele św. Trójcy, albo w katedrze, dokąd schronić się musieli wszyscy oczekujący przed straszną ulewą, jaka w chwili zbliżania się Jacka spadła nagle na miasto, o czem wspomina stare podanie przechowywane w krakowskim cechu szewskim. Wedle owego podania, z chwilą zerwania się ulewy, wszyscy zebrani pouciekali, chroniąc się do domów i kościołów. Przy bramie wytrwali tylko szewcy, dzierżący baldachim. Zjawiący się nagle pośród ulewy Święty, dowiedziawszy się o nieudałych przygotowaniach, pochwalił wytrwałych mistrzów szewskiego kunsztu i powiedział: „Nasz cech będzie zawsze najwierniejszy“. I sprawdziły się słowa Jackowe, albowiem od lat siedmiuset cech krakowskich szewców zawsze wiernie dotrzymuje placu i w czasie wszystkich procesji dominikańskich wytrwale nasi baldachim.
Drobny, ale wiele mówiący szczegół, wymownie świadczący, z jakim zapałem witało Jacka miasto Kraków.
Tymczasem biskup Iwo, wielce uszczęśliwiony powrotem Jacka, a zwłaszcza jego przynależnością do zakonu dominikańskiego, na którym budował wiele najlepszych nadzieji, począł się żywo krzątać około znalezienia odpowiedniego miejsca na klasztor. Wiedząc, że zakon dominikański, oddający się głównie pracy duszpasterskiej, musi osiąść w ośrodku najwięcej ludnym, postanowił oddać swoim gościom parafjalny kościół św. Trójcy, położony w najludniejszem miejscu wawelskiego podgrodzia. Już samo postanowienie oddania nowoprzybyłym zakonnikom tego właśnie kościoła, który był głównym ośrodkiem życia religijnego Krakowa i którego nie trzeba było dopiero budować, albowiem był już gotowy, wymownie świadczy, jak wysoko sobie biskup Iwo owych zakonników cenił i jak gorąco pragnął rychłego urządzenia ich stałej siedziby.
Pomimo atoli, że kościół był już gotowy, trzeba było jednak dokonać pewnych przeróbek, oraz wybudować klasztor, co zajęło parę miesięcy czasu.