<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Święty |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Rój” |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Stella Landy-Feldhorn |
Tytuł orygin. | Saint’s Progress |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Kiedy Noel uciekła, Fort chciał pobiec za nią, by ją zatrzymać; uświadomił sobie jednak zaraz, że z powodu swej chromej nogi nigdy jej nie dogoni, zawrócił i wszedł do sypialni Leili.
Zdjęła suknię i stała nieruchomo przed lustrem, trzymając ciągle jeszcze w ustach papierosa, z którego wijąc się uchodził błękitny dymek. Mógł widzieć odbicie jej twarzy, bladej, z czerwonemi plamami na policzkach i płonącemi uszami. Nie słyszała widocznie, że wszedł, ale oczy jej zmieniły wyraz, kiedy ujrzała jego odbicie w lustrze. Przed chwilą jeszcze nieprzytomne i bez wyrazu, nabrały teraz życia i ognia.
— Noel odeszła! — rzekł.
Odpowiedziała tak, jakby mówiła do jego odbicia w lustrze.
— A tyś nie poszedł za nią? Ach! prawda — twoja noga. Uciekła zapewne? Obawiam się, że moje przyjście było przykrym dysonansem.
— Nie; to moje przyjście było dysonansem.
Leila odwróciła się:
— Jimmy! Dziwię się, jak mogłeś rozmawiać o mnie. Co do reszty... — wzruszyła ramionami. — Ale to!...
— Nie rozmawiałem o tobie. Powiedziałem tylko, że nie warto ci zazdrościć tego, że mnie masz. Czy to nie prawda?
W tej samej chwili pożałował swych słów. Gniew, płonący w jej oczach, zmienił się momentalnie w pytanie, potem w wyraz rozpaczy.
— Byłam godna zazdrości; Och! Jimmy; byłam! — rzuciła się na łóżko twarzą do poduszek.
Fortowi przebiegło przez myśl: — Niegodziwiec ze mnie! — Jak ją miał ukoić, jak jej dać odczuć, że ją kocha, kiedy jej nie kochał? — że jej pragnie, kiedy pragnął Noel? Podszedł do łóżka i dotknął jej nieśmiało.
— Leilo, co ci? Jesteś przemęczona. O co ci chodzi? Nie jestem przecież winny, że to dziecko tu przyszło. Czemu się tem tak przejmujesz? Przecież poszła. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest tak, jak było.
— Tak! — zabrzmiał zdławiony głos; — właśnie!
Ukląkł koło niej i pogłaskał jej ramię. Zadrżało pod jego dotknięciem, stężało znowu, jakby w oczekiwaniu pieszczoty i nadziei, że będzie może cieplejsza; i znowu zadrżało.
— Popatrz na mnie! — rzekł. — Czego właściwie chcesz? Jestem gotów zrobić wszystko.
Odwróciła się i usiadła podciągnąwszy nogi, na łóżku, oparta plecami o poduszkę, jakby szukając podpory. Zdziwił go wyraz siły bijącej w tej pozycji z jej twarzy i postaci.
— Mój drogi Jimmy! — rzekła. — Jedyną rzeczą, o którą cię poproszę, to papieros. W moim wieku nikt nie oczekuje więcej, niż dostaje. — Wyciągnęła kciuk i wskazujący palec. — Czy mogę prosić o papierosa?
Fort odszedł, by go przynieść. Jakieś gorzkie opanowanie, jakiś nieodgadniony uśmiech towarzyszył jej słowom! Ale zaledwie tylko wyszedł z pokoju i zaczął na oślep szukać papierosa, ogarnął go bolesny niepokój o Noel, która uciekła w lakiem wzburzeniu, urażona, nie mająca gdzie się udać.
Znalazł szkatułkę z politurowanego bronzowego drzewa, w której leżały papierosy, i starał się z rozpaczliwym wysiłkiem wyrzucić ze swych myśli obraz dziewczęcia, zanim wróci do Leili. Siedziała ciągle jeszcze na łóżku z rękoma skrzyżowanemi, sztywna nieruchomością człowieka, którego każdy nerw i każdy mięsień napięty jest do ostateczności.
— Weź także, — rzekła. — Fajka pokoju.
Fort zapalił papierosa i usiadł na brzegu łóżka; myśli jego momentalnie wróciły do Noel.
— Tak — rzekła nagle. — Ciekawam, dokąd poszła. Czy to nie do niej podobne? Mogłaby zrobić coś szalonego po raz drugi. Biedny Jimmy. Szkodaby było. A więc ten mnich był tu i pił szampana. Dobry pomysł! Przynieś mi trochę, Jimmy!
Fort wyszedł znowu, a z nim razem obraz dziewczyny. Kiedy wrócił ponownie, miała na sobie ciemny jedwabny strój, w którym ukazała się tak nagle w całym blasku swej urody owego nieszczęsnego wieczoru po koncercie w Queen‘s Hall. Odebrała od niego kieliszek i, mijając go, weszła do bawialni.
— Chodź i usiądź, — rzekła. — Czy cię boli noga?
— Nie więcej, niż zwykle; — usiadł koło niej.
— Nie napijesz się? In vino veritas, mój przyjacielu.
Potrząsnął głową i rzeki pokornie:
— Podziwiam cię, Leilo.
— To się doprawdy szczęśliwie składa. Nie znam nikogo innego, ktoby podzielał twe uczucie. — Wychyliła szampana jednym haustem.
— Czy nie życzyłbyś sobie, — rzekła nagle, — żebym była raczej jedną z tych wspaniałych kobiet, które całe składają się z mózgu i dobroczynności? Omówiłabym z tobą przy szklance herbaty wszystkie zagadnienia wszechświata i wojnę i jej przyczyny, i nie byłabym cię nigdy męczyła, żądając, byś starał się mnie kochać. Co za szkoda!
Ale Fortowi przyszły na myśl słowa Noel: — To wszystko jest strasznie zabawne, prawda?
— Leilo, — rzekł nagle — coś trzeba zrobić. Przyrzekam ci, że jak długo będziesz tego żądała, nie zobaczę się więcej z tem dzieckiem.
— Mój drogi chłopcze, ona nie jest dzieckiem. Jest dojrzała do miłości; a ja jestem zbyt dojrzała do miłości. Tu leży haczyk, a ja muszę go połknąć. — Wyrwała rękę z jego dłoni, upuściła kieliszek na podłogę i zakryła twarz rękoma.
Straszliwe uczucie, jakie nawiedza prawdziwego Anglika, gdy czuje zbliżającą się scenę, ogarnęło Forta. Czy miał chwycić jej rękę, oderwać ją od twarzy i pocałować? Czy powinien wstać i zostawić ją samą? Mówić, czy siedzieć cicho; starać się pocieszać; starać się udawać? Nie uczynił absolutnie nic. Rozumiał ją może tak dalece, jak mężczyzna może zrozumieć tę chwilę w życiu kobiety, kiedy musi przyjąć porażkę z rąk Młodości i Piękności.
Wszystko to jednak było dla niego bardzo niejasne. Rozumiał o wiele lepiej, że Leila zdaje sobie w tej chwili ostatecznie sprawę z tego, że ten, którego kocha, nie darzy jej miłością.
— A ja nie mogę na to nic poradzić — myślał w cichości; — poprostu nie mogę! — Nic, coby powiedział, czy uczynił, nie mogłoby tu niczego zmienić. Żadne słowo nie przekona kobiety, kiedy pocałunki straciły swą wymowę. Wkońcu ku jego nieskończonej uldze odjęła ręce od twarzy i rzekła:
— To wszystko jest bardzo nudne. Lepiej poszedłbyś do domu, Jimmy.
Chciał coś powiedzieć, ale bał się, by głos jego nie zabrzmiał fałszywie.
— O mało, a byłaby scena! — rzekła Leila. — Mój Boże! Jakże mężczyźni nienawidzą scen! Ja również. Miałam ich zbyt wiele swego czasu; jedynym ich skutkiem jest ból głowy następnego dnia. Zaoszczędziłam ci tego, Jimmy. Daj mi za to całusa.
Pochylił się i przycisnął wargi do ust Leili. Z całego serca starał się odpowiedzieć na namiętność jej pocałunku. Odsunęła go nagle od siebie i rzekła cicho:
— Dziękuję ci; robiłeś, co mogłeś.
Fort przetarł sobie ręką oczy. Wyraz jej twarzy wzruszył go w tej chwili ogromnie. Czul się straszliwie podły! Ujął jej bezwolną rękę. Podniósł do ust i szepnął:
— Przyjdę jutro. Pójdziemy do teatru, dobrze? Dobranoc, Leilo!
Ale, otwierając drzwi, ujrzał znów jej oczy, patrzące za nim, czekające najwidoczniej, żeby zawrócił; czaił się w nich przestrach. Nagle stały się łagodne, tak łagodne, że serce jego skurczyło się boleśnie.
Podniosła rękę, posłała mu pocałunek i uśmiechnęła się. Nie zdając sobie sprawy z tego, co odpowiedział, wyszedł. Nie mógł się zdecydować odejść; oparł się o sztachety ogrodu i patrzył w jej okna. Była dla niego przez cały czas bardzo dobra. Czuł się, jak człowiek, który wygrał w karty i ucieka chyłkiem, nie dając swemu partnerowi możności odegrania się. Gdyby go tylko nie była kochała, gdybyż to był tylko bezduszny stosunek, całkiem zwykła brudna sprawa! Wszystko raczej, nie to! Będąc Anglikiem do szpiku kości, nie mógł się wyzbyć poczucia winy. Nie mógł jej dać żadnego zadośćuczynienia, żadnego wynagrodzenia i przez to czuł się straszliwie podły. — Czy mam wrócić na górę?, — pomyślał. W tej chwili smugi światła w jej oknach zgasły. — Położyła się, — pomyślał. — Zdenerwowałbym ją tylko jeszcze bardziej. Gdzie może być teraz Noel? Pewnie jej już nigdy w życiu nie zobaczę. Przykra sprawa! Mój Boże! Bardzo przykra sprawa!
Zaczął mozolnie kroczyć dalej; noga dokuczała mu bardzo.
Leila zdawała sobie aż nazbyt dobrze sprawę, że ludzie stojący poza obrębem panującej moralności odczuwają tak samo szczerze, głęboko i z tem samem oddaniem, co ludzie, żyjący wedle jej praw. Kto wie, może uczucia jej były nawet bardziej szczere i głębokie, tak samo, jak smak dzikiego owocu jest ostrzejszy, niż smak szlachetnego. Opinja — wiedziała o tem — powie, że skoro obrała stanowisko nieuświęcone, to nie ma nawet w połowie tego prawa do rozpaczy, jakieby miała, gdyby Fort był jej mężem. Opinja — wiedziała o tem, — powie, że nie ma do niego żadnych praw, i że im prędzej nielegalny związek zostanie zerwany, tem lepiej! A mimo to czuła się tak samo nieszczęśliwa jakgdyby była jego żoną. Nigdy nie chciała postępować niezgodnie z moralnością — nigdy w życiu nie chciała tego. Była jak ci ludzie, którzy przy spowiedzi oczyszczają się z grzechu, by zacząć grzeszyć na nowo z czystem sumieniem. Nigdy nie chciała grzeszyć, chciała jeno kochać, a gdy kochała, wszystko inne traciło dla niej znaczenie. Grała w hazardową grę, ale dotychczas zawsze spłacała długi. Tylko, że tym razem stawka była największa, na jaką się kobieta zdobyć może. Postawiła wszystko na jedną kartę; i wiedziała o tem. Jak długo kobieta wierzy w swój urok, tak długo może mieć nadzieję na przyszłość, choćby nawet jakiś romans się skończył i kurtyna zapadła. Dla Leili jednak światło wiary zagasło nagle i wiedziała, że, gdy tym razem kurtyna zapadnie, będzie musiała siedzieć w ciemności, dopóki nie zobojętnieje pod wpływem starości. A pomiędzy czterdziestym czwartym rokiem życia, a prawdziwą starością leży przepaść. Poraź pierwszy zdarzyło jej się, że się sprzykrzyła mężczyźnie. Mój Boże! Sprzykrzyła się, zanim się cośkolwiek zaczęło, czuła to. Jak człowiek tonący, ujrzała w jednym ułamku chwili wszystkie stadja ich współżycia, i uświadomiła sobie jasno, że miłość jego do niej nie była nigdy prawdziwym płomieniem. Ogarnęło ją palące uczucie wstydu. Zagrzebała twarz w poduszkach. Serce jego należało przez cały czas do tamtej dziewczyny. Zaśmiała się i pomyślała: — Postawiłam pieniądze na złego konia; powinnabym była grać na Edwarda. Byłabym zapewne umiała zawrócić temu biednemu mnichowi głowę. Gdybym się tylko nie była znowu spotkała z Jimmy‘m; gdybym była podarła jego list, byłabym mogła rozkochać w sobie Edwarda! — Gdyby! Coż za szaleństwo! Wszystko dzieje się tak, jak się dziać musi.
Wstała i zaczęła krążyć po małym pokoju. Będzie nieszczęśliwa bez niego, a z nim też będzie nieszczęśliwa! — Nie mogę znieść jego widoku, — pomyślała; — a żyć bez niego również nie mogę. Śmieszne doprawdy! — Myśl o szpitalu przepełniała ją wstrętem. Chodzić tam dzień w dzień z tą zgryzotą w sercu — niepodobieństwo! Przeliczyła w pamięci swoje zasoby. Miała więcej pieniędzy, niż przypuszczała; Jimmy dał jej na Boże Narodzenie pięćset funtów. Z początku miała ochotę podrzeć czek, albo zmusić Forta, by go wziął zpowrotem, nauczona jednak doświadczeniem ostatnich pięciu lat, wykupiła go. Była z tego teraz zadowolona. Nie musiała się liczyć z pieniędzmi. Szukała ucieczki w myślach o przeszłości. Wspomniała pierwszego męża, Ronny Fane‘a; pokoje, zawieszone siatkami na moskity i nieludzki skwar w Madras. Biedny Ronny! Cóż za blady cyniczny upiór zjawił się przed jej oczyma, gdy wymawiała jego imię. Myślała o Lynch‘u, o jego prozaicznej solidności. Kochała ich kiedyś obydwu — przez jakiś czas. Myślała o afrykańskim stepie, o Constancy, o górach piętrzących się pod zasianem gwiazdami niebem; i — o chwili, kiedy poraź pierwszy ujrzała Fort‘a, jego proste spojrzenie, sklepienie jego głowy, faliste włosy, miły rycerski i chłopięco szczery wyraz jego twarzy. Nawet i dziś, po wszystkich miesiącach ich współżycia wspomnienie dawno minionego wieczoru winobrania, kiedy śpiewała mu pod słodko pachnącem pnączem, było jej najbardziej żywe i najdroższe. W ten jeden wieczór przynajmniej, pragnął jej, jedenaście lat temu, kiedy była jeszcze w pełni rozkwitu. Wtedy byłaby go sobie mogła zatrzymać, wtedy Noel byłaby przyszła napróżno. Pomyśleć tylko, że ta dziewczyna miała przed sobą jeszcze piętnaście lat, zanim będzie w pełni rozkwitu! Piętnaście lat czarów; a potem jeszcze dziesięć, zanim ją życie usunie w kąt. Mój Boże! Jeśli Noel wyjdzie za Jimmy‘-ego, to Fort będzie starym i ciągle jeszcze zakochanym w niej człowiekiem, zanim Nolli dojdzie do fatalnego wieku czterdziestu czterech lat. Zdawało jej się, że musi krzyczeć na głos, zapchała więc sobie usta chusteczką i zgasiła światło. Ciemność ochłodziła ją nieco. Rozsunęła firanki i wpuściła światło księżyca. Jimmy i ta dziewczyna błądzili gdzieś w tej ciemności, szukając się wzajem, jeżeli nie w rzeczywistości, to przynajmniej w myślach. I niezadługo gdzieś, jakoś, odnajdą się, odnajdą się, gdyż tego chciał Los, Los, który dał Noel podobieństwo do niej samej, który postawił ją właśnie w takiej beznadziejnej sytuacji, że musiała rozbudzić rycerskość Jimmy‘ego i zwiększyć jego szanse w stosunku do młodszych od niego mężczyzn. Widziała to wszystko z pełną goryczy jasnością. Dobrzy gracze umieją ponosić straty!Tak, a dumne kobiety nie trzymają przy sobie niechętnych kochanków! Gdyby miała choćby cień nadziei, powlokłaby swą dumę poprzez błoto, poprzez ciernie! Ale nie miała żadnej nadziei. Zacisnęła pięści i zagroziła niemi nocy, tak, jakby była twarzą Losu, — nieosiągalną i bezwzględną twarzą nieuniknionego Losu, uśmiechniętą pogardliwie, pozbawioną wszelkiego ludzkiego uczucia. Nic na świecie nie przesunie wtył wskazówek zegara i nie da jej tego, co powiedziała ta dziewczyna. Czas „dał sobie z nią radę“, tak, jak „daje rady“ każdej kobiecie, jednej po drugiej. Widziała siebie starzejącą się z każdym rokiem, używającą z każdym rokiem trochę więcej pudru i szminki, farbującą trochę więcej włosy, aż wszystko zamieni się w sztukę; starająca się utrzymać na powierzchni zapomocą tysiąca małych zabiegów — i na co to wszystko? By widzieć, że twarz jego staje się coraz bardziej chłodna, by słyszeć w jego głosie coraz wyraźniej wymuszoną łagodność; by wiedzieć, że w głębi jego serca rośnie corazto silniejsza niechęć do niej i coraz częściej powraca myśl: — Stoisz między mną, a miłością! — by w końcu pewnego wieczoru stracić panowanie nad nerwami i powiedzieć albo zrobić coś okropnego, i wiedzieć, że teraz Jimmy już nigdy nie przyjdzie? — Nie, Jimmy, — pomyślała, — znajdź ją sobie i zostań z nią. Niewart jesteś całej tej udręki. — Zaciągnęła firanki, jakby zamykała tym gestem dostęp czyhającemu na nią losowi, zaświeciła światło i zasiadła do biurka. Przez kilka chwil trwała w bezruchu, z brodą wspartą na rękach; ciemny jedwab opadł z jej ramion. Małe lusterko, oprawne w dziwacznie rzeźbioną kość słoniową, zakupione przed dwudziestu pięciu laty w jakimś indyjskim bazarze, wisiało naprzeciw niej, na tej samej wysokości, co jej twarz. Ujrzała w niem swe odbicie. — Nie jestem brzydka, — pomyślała z pasją. — Z pewnością nie. Wyglądam jeszcze wcale nieźle. Gdyby się tylko ta dziewczyna nie była nawinęła! A wszystko moja wina. Och, czemuż napisałam do obydwu, do Edwarda i do Jimmy‘ego? — Odsunęła lustro i ujęła pióro.
„Mój drogi Jimmy“ pisała. „Będzie lepiej dla nas obojga, jeżeli udzielę Ci na jakiś czas urlopu. Nie przychodź do mnie, dopóki Ci nie napiszę. Bardzo mi przykro, że Ci dziś w nocy sprawiłam tyle kłopotu. Zabaw się i wypocznij porządnie; i nie martw się.
Właśnie, gdy kończyła pisać „Twoja“, łza upadła na papier, musiała więc podrzeć arkusik i wszystko zacząć na nowo. Tym razem napisała do końca „Twoja Leila“.
— Muszę wysłać list odrazu — pomyślała, — w przeciwnym razie może go nie otrzymać jutro. Nie wytrzymałabym czegoś podobnego poraź drugi. — Pobiegła śpiesznie na dół i wrzuciła list do skrzynki. Noc pachniała kwiatami; wróciła szybko do mieszkania i położyła się. Przez długie godziny nie mogła zasnąć; rzucała się w łóżku i patrzyła w ciemność szeroko otwartemi oczyma.