Święty Kazimierz
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Święty Kazimierz |
Pochodzenie | Szkice i opowiadania historyczno-literackie |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Słusznie powiedziano niedawno o tym błogosławionym patronie Litwy, że jest to postać, która powinna być zapisaną nietylko w żywotach Swiętych, ale i w księdze historyi[1]. Imię jego, obok św. Stanisława, należy do najbardziej czczonych i kochanych w całej Polsce, a jak o biskupie Szczepanowskim wiedzą nawet dzieci, że wskrzesił Piotrowina, tak o św. Kazimierzu wiemy wszyscy, że jako drugi syn króla Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburskiej, których był ulubionem dzieckiem, »pierwej się człowiekiem, wszystkim ludzkim nędzom i przygodom podległym uznawał, a niźli królewiczem«. Rys to, bądź co bądź, świadczący o niezwykłej wzniosłości duszy, »mocniej mię bowiem — jak o nim powiada Skarga w swoich Żywotach Świętych Pańskich Narodu Polskiego — wzruszy król, świeckie swoje królestwo dla naśladowania Chrystusa, dla łacniejszego zbawienia swego porzucający, niźli ubogi, do Jezusa się cisnący. Trudniej u świata sławnemu stać się u ludzi wzgardzonym, niźli podłemu, o którym świat nie wiedział, światem pogardzić. Sławniejsze zwycięstwo w rozkoszy wychowanemu, gdy rozkosze porzuca, a ostre życie prowadzi, niźli ubogiemu o rozkosze, których nigdy nie miał, nie dbać«.
Był to młodzieniec »urody pięknej i twarzy pańskiej«, postawy smukłej, wątłej, a twarzy pociągłej, pięknej, o włosach ciemnych, długich, o oczach czarnych, głębokich, o nosie regularnym, jagiellońskim, o cerze różowej, delikatnej, o ustach wązkich, panieńskich, o ruchach dystyngowanych, pełnych szlachetnej powagi, choć nie pozbawionych i pewnej zamaszystości (jak się tego pozwala domyślać portret królewicza, zachowany w kościele parafialnym, niegdyś kolegiackim, w Krośnie). Cała postać odznaczała się niezmierną słodyczą i wdziękiem: na uduchowionem obliczu malował się wyraz zadumy, oczy zaś, płonące egzaltacyą, patrzyły w jakąś dal niezmierną, w której zdawały się dostrzegać przeciągające korowody Świętych i Cherubinów.
Urodzony »z brzaskiem jutrzenki« dnia 3 października 1458 roku na zamku królewskim w Krakowie, aż do dziewiątego roku chował się pod okiem matki, której »piękne cnoty domowe i rozważny umysł« tak wielki wywierały wpływ na całe otoczenie dworskie. W r. 1467 powierzył go ojciec pedagogicznej pieczy Jana Długosza, kanonika krakowskiego, człowieka znanej religijności i prawości, gorącego patryoty, niezrównanego znawcy dziejów ojczystych. Pod jego światłym kierunkiem, przeważnie w Krakowie, a podczas miesięcy letnich w Tyńcu, w zamku niepołomickim, kształcił się młody Kazimierz pospołu ze swym starszym i młodszymi braćmi, a że, jak zapewnia Długosz, był »młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności« i pilności, więc pojąc się z tak czystego i hojnego źródła, »we wszystkie cnoty rósł, i jako dobra a bujna ziemia, rodzaj dawał nie tylko trzydziesty, ale i setny«. W miarę, jak podrastał, rozwijał się umysłowo, a najwyżej ceniony przez swego dostojnego nauczyciela, równie biegle wysławiał się po łacinie, jak po polsku, łaciną posługując się w rozmowach np. z dygnitarzami kościelnymi, a polszczyzną, gdy był z ojcem lub braćmi. Wszyscy podziwiali w nim »niepospolitą naukę«, a gdy go w r. 1471 zaproszono na tron węgierski, »wielu doradców korony — według relacyi Długosza — jak najsilniej za tem przemawiało, aby takiego raczej dla ojczystej ziemi zachować, niż go oddawać obcym«. Mimo to, odprowadzony przez ojca aż do Sącza, wyruszył 13-letni królewicz w świetnym orszaku do Węgier, niebawem jednak, nie mogąc wytrzymać współzawodnictwa z potężnym Maciejem węgierskim, wrócił »ze smutkiem i wstydem« do Dobczyc, gdzie przebywając przez czas dłuższy, zniechęcony i upokorzony, nie pokazywał się nawet w Krakowie. W takim nastroju wrócił do przerwanych studyów... Ukończywszy je w r. 1475, zaczął się, wraz ze swym młodszym bratem Olbrachtem, zaprawiać przy boku ojcowskim do spraw publicznych: bywał przy wielkich przyjęciach posłów zagranicznych, towarzyszył ojcu do Wilna, w r. 1476 uczestniczył na zjeździe z wielkim mistrzem krzyżackim w Malborgu, w roku 1478 brał udział w sejmie w Piotrkowie, a że, dzięki swym zdolnościom, zwracał powszechną na siebie uwagę, więc vox populi upatrywał w nim następcę tronu, od czego on się nie wzbraniał... Z końcem r. 1479 przeniósł się król z całą rodziną na Litwę, gdzie miał tym razem zabawić lat pięć przeszło. W ciągu tego czasu zaszedł wypadek, który nie pozostał bez silnego wpływu na usposobienie Kazimierza: oto w porze wielkanocnej roku 1481 odkryto spisek wśród książąt naddnieprzańskich, mający na celu zamordowanie króla wraz z synami. Wspomnienie tego »barbarzyńskiego zamachu« bardzo przykro zapisało się w pamięci królewicza, tak iż odtąd daje się w nim zauważyć jakby odcień niekorzystnego uprzedzenia względem Litwy i Rusi... Jakoż przeniósł się do Korony, gdzie, przemieszkując głównie w Radomiu, miał sobie poruczone przez ojca wykonywanie pewnego rodzaju władzy namiestniczej. Na stanowisku tem okazał się tak wielkodusznym, że nawet współczesny kronikarz pruski nie może się go dosyć nachwalić. »Er war seer klugk und sittigk und hatte gerethe 2 jar geregireth, das der her Konig im zculies und die herschafft und alle leutte sagten im gros lob nach«[2]. Niestety, zdrowie psuło mu się coraz bardziej, a rozwijające się suchoty nie pozwalały wróżyć długiego żywota. W przeczuciu rychłej śmierci, pod koniec r. 1483, udał się na Litwę, głównie dlatego prawdopodobnie, ażeby ostatnie chwile spędzić razem z rodziną. Stanąwszy w Grodnie, zaczął się czuć nieco lepiej, ale niebawem pogorszyło się znowu, tak dalece, że o tem niepokojące wiadomości doszły aż do Lublina, gdzie właśnie bawił król na sejmie... Odwołany stamtąd, gdy zjechał z powrotem do Wilna, zastał już swego ukochanego syna umierającym. D. 4 marca nastąpiła śmierć, w 25 roku życia Kazimierza.
Gdy żałobna wiadomość o zgonie królewicza-następcy tronu rozeszła się po całym obszarze Rzeczypospolitej, wszystkie serca napełniły się szczerą boleścią, wszyscy szczerze żałowali swego przyszłego króla i pana. Oto np. co pisał pod wrażeniem tej śmierci wojewoda malborski, Mikołaj Bażeński, w liście do Torunian: »Jestem przez pewnego człowieka, który to miał widzieć, uwiadomiony, jako zakończył swój żywot doczesny królewicz Kazimierz, drugi syn Najmiłościwszego Pana tych krajów, szczególnie łaskawy i przychylny pan, w którym pokładałem nadzieję, że te ziemie znowu dojdą do swych przywilejów i do swej sprawiedliwości. Bóg wszechmogący niech mu udzieli radości wiecznego życia i wiecznego w swem królestwie panowania! Mając na względzie dobroć tego księcia dla naszych ziem i to, że miał być ich przyszłym panem i dziedzicem, uważam za stosowne, aby i w naszem mieście oddane mu były winne przysługi religijne i honory pośmiertne«, bo chodzi o to, ażeby dać wyraz swemu żalowi i żeby »J. K. Mość spostrzegł nasz współudział w swojem cierpieniu«. Kallimach pisał o królewiczu, że »powinien był albo się nie urodzić, albo pozostać wiecznym«, a biskup przemyski, Jan z Targowiska, żałował w nim »księcia zdumiewającej cnoty i mądrości, tudzież nauki nadzwyczajnej, którymi to przymiotami wielu narodów serca do miłości ku sobie pociągnął«.
W słowach tych nie było przesady, królewicz bowiem, od dziecka odznaczający się gołębią łagodnością charakteru, w zachowaniu się cichy, skromny, nie myślący o wynoszeniu się nad innych, popularny, a nadzwyczaj miły i słodki w obejściu ze wszystkimi, w rządach był sprawiedliwym i miłosiernym. Jak dalece pragnął w niczem nie uchybić sprawiedliwości, świadczy jego list do wrocławian, datowany z Radomia 11 lutego 1482 roku, w którym tak pisał między innemi: »Byłoby mi to najmilszem, nietylko ze względu na samą sprawiedliwość, którą nad wszystko inne uprawiać winienem i pragnę, ale i ze względu na to, aby wam, jak sobie najbardziej życzę, stało się zadość«[3]. Świadczy o tem również wyrażenie rajców lwowskich, którzy, z powodu wyboru Olbrachta na króla w r. 1492, pisali o zmarłym bracie jego: »Ponieważ drugi syn królewski, książę Kazimierz, mąż nader rozumny i sprawiedliwy, jeszcze za życia ojca był umarł...« i t. d.
Inteligentny i wykształcony, z umysłem uprawnym, wyćwiczonym na literaturze łacińskiej, był Kazimierz zarówno pod względem obyczajów, jak i w sposobie myślenia nawskróś człowiekiem Zachodu, a hołdując jego cywilizacyi, miał instynktowy wstręt do wszystkiego, co tchnęło Wschodem i bizantynizmem. Dlatego przez całe życie marzył o koronie węgierskiej, któraby mu dała możność walczenia z Turkami, a zbawienie widział tylko w jedności Kościoła rzymsko-katolickiego...
Żarliwie nabożny, przestrzegający wszelkich praktyk religijnych, od dworskich rozrywek, ile mógł, stronił; przeważnie się modlił. »Częściej go w kościołach znajdywano, niźli na pałacu... W nocy porywał się i wychodził do kościołów, które, gdy zamknione znalazł, u drzwi się Panu Bogu upokarzał; często go bowiem straż leżącego na twarz w nocy przed drzwiami u kościoła znajdowała. Miał wielkie kochanie w rozmyślaniu życia i dostojności przeczystej Matki Bożej, o której, z gorącego ku Niej nabożeństwa, rytmy albo wiersze łacińskie złożył[4] i mądrą a niebieską oną filozofią chłodził zawżdy serce swoje. A iż czystość serdeczną przedsiębrał i w niej służyć Panu Bogu umyślił, przeto w czystości się też cielesnej chował, w której aż do śmierci przeżył, sam siebie i skłonności zepsowanej natury w sobie umartwiając tak dalece, iż z daru bożego dziewiczego kwiatu nigdy nie utracił: do czego iż potrzeba było wielkiej czujności i straży, krócił i umartwiał ciało swoje włosiennicą grubą, postami i potraw królewskich odstępowaniem, niespaniem, modlitwą długą i częstą, aby rozumowi i nabożeństwu ten osieł podlegał... Zmysłami swymi, a zwłaszcza okiem i uchem, dobrze rządzić umiał, białej się płci nie przypatrując i rozmów się nieprzystojnych strzegąc...« Natomiast lubił przestawać z ludźmi starszymi, mądrymi i bogobojnymi, zwłaszcza lgnąc do osób duchownych.
Wobec takich przymiotów, niedziw, że go kochano powszechnie, że gdy umarł, rodzice nie prędko uspokoili się po jego stracie. Król tak odczuł ten cios, że przez dłuższy czas całkiem był niezdolny do wszelkich spraw rządowych. W końcu zaczął w kościele katedralnym budować wspaniały grobowiec, dokończony przez Zygmunta Starego, a przez Wazów przyozdobiony. Grób ten, od chwili, gdy w nim spoczęły zwłoki świątobliwego młodzieńca, niebawem zasłynął cudami. »Roku Pańskiego 1518 — pisze Skarga — swoim Polakom i Litwie, w małej liczbie wojska będącym, sławne zwycięstwo zjednał pod Połockiem, gdzie w białym ubierze był widziany Święty Kazimierz, przeprawę przez Dźwinę rzekę i bród ukazujący temi słowy: tędy za mną idźcie! Toż samo i drugiego roku wzywany od wojska uczynił...«
Kanonizowany został dzięki zabiegom brata swego Zygmunta I, w roku 1521 za pontyfikatu Leona X. »Z tak tedy wysokiego stanu — powiada Skarga — i królewskiego rodu młodzieńca świętego bierzmy przykład i wzór pokory, wzgardy świata, czystości i cnót innych. A tem więcej modlitwie jego za nas dufajmy, iż jest krew nasza, domownik nasz, królestwa tego syn i miłośnik ludu swego!«[5].
- ↑ Dr. Fryderyk Papée, Św. Kazimierz, Ateneum 1896, I, 528.
- ↑ Script. rer. Pruss., IV, p. 687.
- ↑ Scriptores rerum Siles., XIV, 47 (cyt. u Papée).
- ↑ Myli się tu Skarga, autorem bowiem powszechnie św. Kazimierzowi przypisywanego Hymnu do Matki Boskiej: »Omni die Dic Mariae Laudes mea anima« — jest św. Bernard. Była to wszakże ulubiona modlitwa młodego Jagiellończyka.
- ↑ We Florencyi, w słynnej galeryi Pitti, znajduje się prześliczny obraz pędzla Carlo Dolci'ego, wyobrażający św. Kazimierza. Według Baldinucci'ego wizerunek ten miał być zrobiony na zamówienie Kuźmy III Medyceusza. Napis pod portretem głosi: Święty Kazimierz, książę polski, syn króla Kazimierza. Piękną reprodukcyę tego obrazu pomieścił Kraj w nr. 45 z roku 1898.