Światła i kwiaty/Rozdział VII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Światła i kwiaty |
Podtytuł | Myśli zebrane z utworów Henryka Sienkiewicza |
Wydawca | K. Kozłowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Istnieje prawdziwy wielki świat, który się wspiera na tradycyi, a prócz tego istnieje kanalia, która, mając trochę grosiwa, udaje wielki świat.
Jestem człowiekiem nadto ucywilizowanym, abym stał bezwzględnie po stronie arystokracyi lub demokracyi. W takie rzeczy bawią się jeszcze po zaściankach lub dalekich stanach, gdzie idee przychodzą tak, jak mody, o kilkanaście lat zapóźno. Od czasu, jak nie istnieje przywilej, kwestya jest, podług mnie, zamknięta; tam zaś, gdzie ją zacofanie podtrzymuje, stała się kwestyą nie zasad, ale próżności i nerwów. Co do mnie, lubię ludzi rozwiniętych, wyrobionych nerwowo i szukam ich tam, gdzie ich znaleść łatwiej.
Prawdziwe bogactwo — to ziemia.
Co za dziwne natury? — Ot, np. studenci niemieccy knajpują — i co? — i nie przeszkadza im to ani pracować, ani wyrabiać się na praktycznych ludzi. Ale niechże Słowianin przejmie się tą modą i zacznie knajpować, to zginął, to zaknajpuje się na śmierć! I tak ze wszystkiem. Niemiec będzie pessymistą, będzie pisał tomy o tem, że życie jest rozpaczą — i będzie przytem pił piwo, hodował dzieci, zbijał pieniądze, polewał ogród i sypiał pod pierzyną. Słowianin się powiesi, albo się zgubi szalonem życiem, rozpustą; zdusi się błotem, w które będzie właził umyślnie.
Dawno myślę, że jeżeli ludzie, wyznający zasady liberalne, są często jeszcze wężsi od konserwatystów, to natomiast zasady liberalne, same w sobie, są szersze od konserwatywnych i zgodniejsze z nauką Chrystusa.
Tu się ludzie bawią jeszcze w arystokracyę i demokracyę. Demokracyi nerwowo nie znoszę — to jest, nie ludzi gminnego pochodzenia, ale takich, którzy uważają się za patentowanych demokratów. O arystokracyi myślę, iż jeśli istotnie racyę jej bytu stanowią historyczne zasługi przodków, to większość tych zasług jest u nas tego rodzaju, że spadkobiercy ich powinni włożyć włosiennice i posypać sobie głowy popiołem.
Niemcy, jak również Anglicy, są to ludzie pozytywni, którzy wiedzą, czego chcą. Zagłębiają się nieraz i oni w bezbrzeżne morze zwątpień, ale czynią to metodycznie, jako uczeni, nie jako ludzie czujący i nie jako geniusze bez teki, skutkiem czego niedawna filozofia transcedentalna, ich obecny naukowy pesymizm, ich poetyczny weltszmerc, mają znaczenie tylko teoretyczne. W praktyce dostosowują się oni doskonale do warunków życia. Według Hartmana, im ludzkość potężniej i świadomiej żyje, tem jest nieszczęśliwszą, tenże sam zaś Hartman nawołuje w praktyce, z całym spokojem, Niemca-kulturträgera, do spotęgowania niemieckiego życia kosztem Poznańczyków. Ale pominąwszy ten wypadek, należący zresztą do kategoryi nikczemności ludzkich — Niemcy nie biorą wogóle do serca teoryi, dlatego są spokojni i zdolni do czynu.
Zauważyłem to już dawno, że w Polsce jak każdy szlachcic mą swojego żyda, którego wyłącza z ogólnej niechęci dla żydów, tak każdy demokrata ma swego arystokratę, do którego czuje wyjątkową słabość.
Ja nie wiem, co jest w was Polakach, ale to wiem, że nigdzie na świecie nie ma takiego braku równowagi w kulturze klas społecznych, jak tu. Z jednej strony wykwit, albo może i przekwit kultury, z drugiej strony absolutne barbarzyństwo i ciemnota.
Każde z europejskich miast ma jakąś swoją osobliwość, którą istotnie widzieć warto: Paryż ma ich tysiące, Londyn również, Wiedeń ma swego Stefana, Berlin swego Kaulbacha, Bruksela Wirteza i św. Gudullę, Wenecya swoje kanały, Rzym papieża i Rzym starożytny, Kolonia tum najpierwszy na świecie, Kraków Wawel i Matejkę, Warszawa dobre chęci, któremi jest brukowana, wielkich ludzi do małych interesów, najdłuższe na świecie języki, Saski ogród i dobro społeczne w kształcie dziurawego orzecha, na którym świszcze, kto chce i jak mu się podoba. Wszędzie jest jakaś tradycya, wszędzie z murów patrzy na ciebie, jeśli nie czterdzieści wieków, jak było raz powiedziane na pewnym obiedzie dla jednego z jubilatów warszawskich, to przynajmniej kilkanaście; wszędzie widzisz historyą zakrzepłą w mur i kamień; wszędzie pewną oziębłość narodową, wszędzie jakiś wielki ideał, którego początek w mrokach przeszłości. W New-Yorku niema tego wszystkiego. Główne ciekawości miasta, to hotele i banki, czyli inaczej mówiąc, niema tu żadnych pamiątek historycznych, żadnych ciekawości. Historyi Stanów Zjednoczonych szukaj w Waszyngtonie: w New-Yorku masz tylko kupców.
W Ameryce demokracya nietylko jest państwowa, ale i obyczajowa; nietylko istnieje jako instytucya i teorya, ale jako praktyka.
Jest jedna zasada demokracyi obyczajowej, to jest poszanowanie pracy. Tam, gdzie każda praca jest jednakowo szanowaną i jednakowo świętą, tam niema racyi dzielić przedstawicieli prac na niższych i wyższych społecznie.
My Polacy jesteśmy dawnem społeczeństwem. U nas panuje czysto republikańska zazdrość. Ja piszę komedyę, pracuję dla teatru — dobrze! Zyskałem pewien rozgłos — jeszcze lepiej! — Otóż tych komedyi będzie mi zazdrościł — myślisz, że tylko drugi komedyopisarz — nie prawda. Będzie mi ich zazdrościł inżynier, urzędnik bankowy, pedagog, agent kolejowy, słowem ludzie, którzyby i tak nigdy nie pisali komedyi. Ci wszyscy w stosunkach z tobą będą ci okazywali, że mało sobie z ciebie robią, w rozmowach poza twojemi oczyma będą cię lekceważyli, będą cię naumyślnie umniejszali, żeby się przez to sami mogli więksi wydać. Jeśli kto kazał sobie u tego samego krawca surdut zrobić, to przy pierwszej sposobności ruszy ramionami i powie: »Śniatyński? Wielka rzecz! ubiera się u Pacukiewicza, tak jak i ja!« Oto, jak u nas jest.
Ziemia ciągnie, i ciągnie z taką siłą, że każdy, przyszedłszy do pewnych lat, do pewnej zamożności, nie może się oprzeć chęci posiadania choćby kawałka ziemi.
Tłum zwykle bywa bezlitosny.
Paryż posiada jedną wyższość nad wszystkiemi innemi ogniskami życia. Oto nie znam żadnego miasta w świecie, gdzieby pierwiastki wiedzy, sztuki, wszelkiego rodzaju idee ogólnoludzkie krążyły tak w powietrzu i wsiąkały tak w głowy ludzkie, jak tam. Człowiek nietylko przyswaja sobie tam mimowoli to, co w dziedzinie umysłowej jest najnowszem, ale umysł jego traci jednostronność, staje się wyrozumiały i ucywilizowany. Powtarzam: ucywilizowany, bo we Włoszech, Niemczech i Polsce spotykam głowy, nawet bardzo mocne, ale tak nie chcące dopuścić, aby mogło coś istnieć poza promieniem ich światła, tak wyłączne i tak barbarzyńskie, że dla ludzi, którzy chcieli zachować swój własny sposób widzenia rzeczy, stosunek z nimi był wprost niemożliwy. We Francyi, a ściślej mówiąc w Paryżu, podobne objawy nie istnieją. Jak potok bystro bieżący wyokrągla kamienie, trąc je jeden o drugi, tak prąd życia wyokrągla i harmonizuje tam umysły.
Jeśli wysoka cywilizacya nie zapewnia szczęścia, tedy należy ją odrzucić, i wrócić do czasów, w których ludzie chodzili na czworakach; jeśli zaś, jak powszechnem jest mniemaniem, zapewnia — to musimy przyznać, że i dola społecznego szczęścia, na ogół wziąwszy, w Ameryce bez porównania jest większą, niż gdziekolwiek w Europie, czyli, że demokracya amerykańska najbliżej jest owego społecznego ideału, za którym uganiamy się od wieków.
Obok starych ekonomów, karbowych i leśników, drugim typem, niknącym coraz bardziej z powierzchni ziemi, jest stary sługa.
Z moich własnych spostrzeżeń dawno doszedłem do wniosku, że jesteśmy jednem z najruchliwszych, ale najbardziej w stosunkach pieniężnych lekkomyślnych i nie szanujących terminu społeczeństw. Ja, który lubię dociekać wszelkich przyczyn, zastanawiam się nieraz nad tym objawem — i oto co sądzę: Podług mnie pochodzi on stanowczo z wyłącznie rolniczego zajęcia narodu. Handlem zajmowali się u nas Żydzi i ci nie mogli nauczyć nas ścisłości — rolnik zaś często musi być nierzetelnym, bo ziemia jest niesłychanie nierzetelna, musi być bezterminowym, bo ziemia jest bezterminowa. Ten jej charakter udziela się i tym, którzy w niej grzebią — wchodzi następnie w skład moralnej istoty całego społeczeństwa i powoli staje się wadą dziedziczną.
Ostatecznie wszelkie bogactwo może być uważane za fikcyę, prócz ziemi. Wszystko wychodzi z niej i wszystko istnieje tylko dla niej. Jak bilet bankowy jest kwitkiem na monetę metalową, leżącą w banku państwa, tak i przemysł i handel, co chcesz, jest ostatecznie zmienioną na inny kształt ziemią, — a co do was zwłaszcza, którzyście z niej wyszli, musicie do niej wrócić.
Pomijam, że ogólny stan rolnictwa jest w całej Europie zły, bo to rzeczy znane, ale... Ma szlachcic czterech synów, więc każdy z nich odziedziczy tylko czwartą część ojcowskiego majątku. Tymczasem cóż się dzieje? Każdy, przywykłszy do ojcowskiej normy życia, chce żyć jak ojciec — ot już koniec łatwy do przewidzenia. Po drugie: ma szlachcic czterech synów — to zdolniejsi obierają rozmaite zawody; na roli, o zakład, zostaje najmniej zdolny. Po trzecie: to, co całe szeregi pokoleń zapracowały, jedna lekkomyślna głowa zniszczy. Po czwarte: my jesteśmy nieźli rolnicy, a źli administratorowie, dobra zaś administracya znaczy więcej od dobrej uprawy roli: więc cóż za wniosek? ziemia zostanie, ale my, którzy ją dzisiaj przedstawiamy pod formą większej własności, prawdopodobnie musimy z niej wyjść. Tylko — wyszedłszy, może z czasem wrócimy.