<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Szolc-Rogoziński
Tytuł Świt nowej rasy
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŚWIT NOWEJ RASY.


Wśród ogólnego ruchu walki o byt, sięgającego do najdalszych punktów ziemi, nasuwa się etnografowi z dziwną siłą myśl: jakim będzie w pewnych częściach świata skład rasowy w pewnej, stosownej do przedmiotu przyszłości.
Najciekawszemi polami dla podobnych obserwacji są wyspy Oceanu Spokojnego i Afryka. Ta ostatnia staje się szczególnie interesującą przez kalejdoskopową mieszaninę i amalgamaty rasowe, jakie w niej chwile obecne n. p. wytwarzają, jakie zresztą wogóle wytwarzały systematycznie całe rzędy wieków ubiegłych.
Tu mamy przed sobą proces, który zdumiewa swą olbrzymią doniosłością.
Stara mapa lub karton kolorowany, jeden z tych, który wisi zwykle w szkółkach powiatowych lub tu, w misjach kolonjalnych (któż nie pamięta ich z lat dziecinnych!) pokazuje zwykle „5 ras ludzkich“, a między nimi „czarną“, którą przedstawia, czarna głowa murzyna „o spłaszczonym nosie“ i wargach wydętych koloru prawie ponsowego.
Otóż rasa ta znika! Niema jej już teraz prawie w zupełnej czystości.
W Ameryce przerzedzały się rzędy autochtonów środkami gwałtownej natury. Indjanie, wyparci ze swych obszarów przez przybyszów innych zamorskich, musieli ustępować sile. Tu, w Afryce proces rasowy innego rodzaju: rasa przeistacza się przez nieustane domieszki innych żywiołów.
Kiedyindziej, w wolniejszej chwili, postaram się rozwinąć obszerniej tę metaformozę antropologiczną, jak a przez osiem lat przedemną się odsłania, przedstawiając coraz wyraźniejsze i pewniejsze kształty. Dziś, ograniczony miejscem, postaram się skreślić tylko główne jej zarysy.
Codziennie mam sposobność obserwowania zbioru typów, pochodzących z najróżniejszych części Afryki: od Przylądka Dobrej Nadziei do marokońskich brzegów; tworzy on bogaty materjał ciał i rysów ludzkich, a liczne wspomnienia z innych części tego lądu powiększają i uzupełniają te szeregi.
I widać wyraźnie, jak owa pierwotna rasa „czarnych“ ustępuje miejsca innej, przechodząc przez stadjum rozpryskiwania się na mnóstwo odcieni czegoś, co pod względem fizycznym stoi niżej, pod względem estetycznym jednakże przewyższa ją bezwarunkowo, niejednokrotnie do wysokiego stopnia.
W 1883 roku uderzyło mnie to po raz pierwszy w stolicy afrykańskiego państwa Assini.
Piękne, owalne twarze proste, (bynajmniej nie spłaszczone) nosy, indoeuropejskie prawie rysy twarzy i najróżniejszych odcieni bronzowa karnacja ciał wytwarzały całość harmonijną, estetyczną. Widziałem czasem poprostu postacie apollińskie.
Te same spostrzeżenia (choć może nie zawsze tak silnie uwydatnione dawały rezultaty na pierwszy rzut oka) nastręczały mi się na sąsiednim Złotym Brzegu (Aszanti), na rzece Niger, w Lagosie (porcie etnograficznym, że tak rzekę, ludnej Abeokuty stolicy Joruby i wogóle krajów dolnego Nigru) w Sierra Leone i Senegambji, w Kalabarze, Kamerunie, Gabonie; wyspy zaś zatoki Gwinejskiej (Fernando Poó, Principe, Sao Tomé i Annobom) oraz kraje Loango, Kabinda (Kongo), a szczególniej Angola budzą również wielki interes pod względem owej transformacji rasowej.
Rysy twarzy stają się tu wszędzie coraz regularniejszemi. Nosów prostych, zupełnie indoeuropejskich, gdzie okiem rzucić, pełno; kości policzkowe coraz mniej uwydatnione lub nieuwydatnione zupełnie; czoła coraz bardziej dalekie od utartego pojęcia o czole murzyna. Zatraciły się też w znacznej bardzo liczbie odstające uszy, co do warg zaś, spostrzega się wielką, niekiedy nawet ujemną zmianę: stają się one bardzo szczupłe, proste, płaskie, wyglądając niejednokrotnie, jakby ich wcale nie było, kolorem zaś częstokroć odróżniają się mało od koloru twarzy. Z warg takich mówi zwykle anemja. Niezmiernie kstałtnem i stają się w tych amalgamowanych „neoafrykanach“, jeżeli mogę użyć takiego wyrazu, ręce i nieraz nogi; skóra zaś bywa u nich niezmiernie delikatną, miękką, matową, przedstawiając wszystkie odcienie bronzowe od europejskiego śniadego jasno-żółtego do koloru palonej kawy. Ujawnia się w niej jednak większa niż w dawniejszej, pierwotnej rasie bezkrwistość, jak już zaznaczyłem, i skłonność do ulceracji.
Transformacja ta zaczęła się od dawnych czasów.
Starożytny Egipt, którego wpływy i ślady uderzają do dziś dnia podróżnika, nawet w oddalonych kątach lądu afrykańskiego rzucił prawdopodobnie pierwsze ziarno na polu tej rasowej przemiany.
Mahometanizm pędzący przez wieki siłą miecza swe zastępy z brzegów morza Śródziemnego przez piaski Sahary za pasmo Sudanu, a nacierający dziś już na kraje Zatoki Gwinejskiej i Górnego Kongo był innym, olbrzymim, czynnikiem; dołączyły się wreszcie i inne:
1. Transmigracja plemion afrykańskich jest jednym z nich. Wojny domowe zmuszają całe partje krajowców przesiedlać się w inne strony. Kilka lat temu jeszcze, n. p. mówiono w Gabonie (Zach. Afr.) o plemieniu Mpangue (Fanowie-identyczni prawie z Niamniamami na południu Kordofanu), jako o dzikich z wnętrza, oddzielonych długim marszem od wybrzeża. Dziś Mpangue (mające w sobie pierwiastki południowego Egiptu) zaludniają brzegi Gabonu i mieszają się z plemionami Bakele i Bulu; całe znów partje tych ostatnich przesiedliły się w głąb lądu. Podobne transmigracje mają ustawicznie miejsce w Sudanie, na Nigrze, w Jorubie, na Kongo i w częściach położonych między Transwaalem a Angolą.
2. Niewolnictwo stało się czynnikiem niezmiernie ważnym w tej przemianie rasy. Tak wewnętrzne, „domowe“, jak zamorskie, wlało ono najróżniejsze pierwiastki w skład obecnych mieszkańców Afryki. Całe obywatelstwo tutejszej Rzeczypospolitej Liberji (oswobodzeni niewolnicy, a głównie potomkowie ich przybyli po emancypacji murzynów z powrotem z Ameryki do lądu swych przodków, gdzie utworzyli na zachodnim brzegu Afryki rzeczpospolitą), wielka część kolonji Sierra Leone, Lagos, Abeokuta, wyspy zatoki Gwinejskiej i olbrzymia część Angoli mają dziś w sobie z tej przyczyny mieszaninę ras „czarnej“, amerykańskiej i indoeuropejskiej. Wpływ amerykański wytworzył okazy oryginalne, co do koloru zwykle ciemnej cery, lecz z krogulczemi poprostu nosami. We wschodniej Afryce dochodzą do tych pierwiastków jeszcze domieszki malajskie i z Indji Wschodnich pochodzące tam wytworzone mieszaniny.
3. Kilkowiekowa styczność z białymi jest wreszcie ostateczną sprężyną w tym procesie. On był ręką, która zatrzęsła tą puszką kalejdeskopu, zmieszała jej zawartość w amalgamujące się ciało, tworząc typ „neoafrykański“. Wiele byłoby jeszcze do powiedzenia o etycznej, psychicznej stronie tego typu, ale to nie należy już do dzisiejszej naszej wzmianki.
Sama rasa biała, jednostki jej, które bezpośrednio brały i biorą udział w tym procesie rasowym, odgrywają w nim zresztą dość smutną rolę.
„Losem naszej rasy, jak mówi R. Burton, jest tu być rodzajem guana, które pada na ląd ten i użyźnia jego pola pod jakąś ludność przyszłości.

Farnado-Poó, w Zatoce Gwinejskiej.Stefan S. Rogoziński.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Szolc-Rogoziński.