<<< Dane tekstu >>>
Autor Paulina Krakowowa
Tytuł Żabki mokotowskie
Pochodzenie zbiór powiastek Niespodzianka
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1890
Druk St. Niemiera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
27.
ŻABKI MOKOTOWSKIE.

Zosia przyjechała z rodzicami do Mokotowa, bo tam mieszkała dobra pani, znajoma jej mamy. Oglądali wszyscy pokoje w pałacu; Zosi podobały się bardzo okna z maleńkich kolorowych szybek, obrazy, posadzka w kwiaty układana, krzesła haftowane ręką tej pani, która ten pałac stawiać kazała; ale najlepiej podobał się dziewczynce ogród: ogromne drzewa, kręte uliczki, woda sitowiem zarosła, i zielona murawa posiana drobnemi kwiatkami, między któremi młode żabki skakały.
— Jakbym ja chciała złapać taką żabkę! — zawoła Zosia i schyliła się w trawkę; ale żabki zwinne, żwawe, skakały prędzej od dziewczynki. Pomógł jej dobry ojciec, i wkrótce Zosia śliczną, zieloną żabkę w ręku trzymała.
— Zawiozę ją do domu — mówiła — pokażę braciszkom i będziemy się z nią bawili.
Niedługo jednakże namyśliła się:
— Biedna żabka! — rzekła — sama jedna będzie pomiędzy nami, może jej będzie smutno? Trzebaby złapać drugą.
Złapano drugą; Zosia zdjęła ażurową rękawiczkę, wsadziła w nią żabki i leciuchno trzymając, szczęśliwie przywiozła do domu.
Był to już wieczór; jak tylko przyniesiono światło i braciszkowie zobaczyli żabki, chcieli je wziąć do rąk, ale im Zosia nie pozwoliła, bo nieuważne chłopczyki mogliby podusić maleńkie stworzenia; poprosiła o miseczkę, nalała trochę wody (bo żabki lubią wilgoć), nakruszyła chleba, posadziła żabki, i dopiero nakrywszy je obszernym szklanym słoikiem, patrzyła z braćmi jak żwawo i zręcznie skakały, jak się pluskały w wodzie.
Nazajutrz służąca chciała żabki wyrzucić na podwórze: dzieci oburzyły się na nią.
— A! nie można, one po kamieniach skakać nie umieją: kotek je pozjada.
I wzięły żabki ze słoikiem, zaniosły je do ogródka, i puściły w świeżą zieloną trawkę; bo nie należy niszczyć tego, co nas bawiło przed chwilą, i dla naszej igraszki najmniejsze nawet stworzenie cierpieć a tembardziej życia tracić nie powinno.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paulina Krakowowa.