Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Focyon

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Focyon
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


FOCYON.

Na złe czasy trafił ten znamienity Aten obywatel, i tym jaśniej wydała się cnota jego.
W młodym wieku wiódł żołd wojenny pod Chabryaszem, i wiele, jak sam wyznawał, winien był temu biegłemu wodzowi. Wzajemnie Chabryasz znaczną miał z niego wysługę i pomoc, osobliwie iż niekiedy uśmierzał popędliwość jego, a tym sposobem zachowywał go od błędów, w któreby mógł wpaść z ujmą sławy swojej. Jako bowiem wódz był zbyt porywczy, tak namiestnik i z uwagi i z przyrodzenia wielką miał wstrzymałość. Przeciwne skłonności wzajemnie sobie były użyteczne : powierzał mu więc Chabryasz rozmaite wyprawy, i na jego radzie przestawał. Wysłał go razu jednego do wysp, z których miał odbierać podatki, i wyznaczył dwadzieścia okrętów, które z sobą miał wziąć. « Jeżeli tam są swoi, dość na jednym, rzekł Facyon; jeżeli nieprzyjaciele, dwadzieścia mało. » Na jednym więc puścił się, i nie tylko pieniądze przywiózł, ale dobrem obchodzeniem tak ujął obywatelów, iż dobrowolnie wiele statków zbrojnych na pomoc Ateńczykom w wojnie, którą naówczas wiedli, przysłali.
Powołany do usług krajowych, skoro urzędy piastować począł, wziął sobie za cel dobro powszechne : a że je na spokojności tak wewnętrznej jako i zewnętrznej zasadzał, wszystkę usilność na to łożył, iżby sprawiedliwość zachowana była, a rzeczy szły porządnie. Chciał, ile możności, zgody z sąsiadami, ale tak nadarzały okoliczności, iż ustawiczne prawie za jego czasów Ateńczykowie wojny prowadzili, a on po większej części wojska krajowe dowodził. Lubo więc to uczynił przeciw swojej chęci, gdy się jednak w tym stanie widział, wypełniał ściśle obowiązki, które na niego wkładano. Że był dalekim od wszelkiej wyniosłości, nie zabiegał o urzędy; ale im bardziej od nich stronił, tym częściej je piastować musiał, żeby zaś nie pokazywał wstrętu do spraw publicznych, ile razy żądano usługi jego, nigdy jej nie odmówił.
Wielom to było w podziwieniu, iż nie pochlebiając pospólstwu i owszem sprzeciwiając mu się niekiedy, tak wielkie względy dla siebie zyskał. Ale lud ateński znał się na wyborze, a gdy przyszło stanowić urzędniki, nie oglądał się na tych, którzy mu dogadzali, ale wynosił takich, których zdatności ufał. Gdy razu jednego taką z Delfów wieszczbę przyniesiono, iż jeden jest wśród Aten, który się ze zdaniem powszechnem nie zgadza, zabrał wówczas głos Focyon i rzekł : « Nie łamcie sobie głowy nad tem, ktoto jest ten jeden : ja nim jestem, bo mi się to, co pospolicie działacie, nie podoba. » Drugiego razu gdy miał rzecz do pospólstwa, a wszyscy się do razu na to, co mówił, zgodzili, zdziwiony pytał przyjaciół. « Czy jakiego głupstwa w mówienia jego nie postrzegli? »
Gdy był na czele wojska, a żołnierze koniecznie domagali się, aby je wiódł na nieprzyjaciela, i dla tego iż zwłóczył bitwę, zwali go bojaźliwym, zniewieściałym, bynajmniej wrzaskiem takowym nieporuszony rzekł : « Jeżeli ja się boje, wy mnie mężnym nie uczynicie, ani ja was bojaźliwemi, jeśliście mężni; dajmy sobie więc pokój, a niech każdy swojego patrzy. »
Przestrzegał go Demosten, iżby ludowi nie dowierzał, bo w wściekłości swojej, mówił, może cię kiedy życia pozbawić : « A ciebie odpowiedział, wtenczas gdy będzie przy rozumie. »
Z takowych mów okazuje się w nim zbyt wielka surowość i ostrość, mniej zgodna ze swobodnym, płochym i do pieszczot przyzwyczajonym Ateńskim ludem ztem wszystkiem przywara ta, która w innym byłaby nieznośna, w nim mniej odrażała. Wezwyczaił bowiem ciągłą ponurością wszystkich, przebaczali mu ją przez wzgląd na cnotę jego. Ta zaś wydawała się statecznie w tem wszystkiem, co mówił, lub działał. Nikt goręcej nad niego ojczyzny nie kochał, nikt czulszym w przygodach, opatrzniejszym nadal w tem co czynić należało, nie był, i jeżeli ganiąc, przymawiając, łając, nikogo nie oszczędzał; wiedziano, iż to nie ze szczególnych względów, ale jedynie z żarliwości ku dobru publicznemu czynił.
Jak w sprawach publicznych był nieużytym i surowym, tak w obcowaniu łagodnym i uczynnym. Z nikim jawnej nieprzyjaźni nie miał, gotów zaś był każdego czasu wszystkim czynić usługi, byleby sposobność do tego znalazł. Przebaczał nieprzyjaznym, skoro się do niego udawali; służył ochotnie wstawiając się za nimi i mówiąc u sądu. Gdy mu raz wymawiano, iż bronił złoczyńcy, rzekł : « Dobrzy obrony nie potrzebują. »
Takie w nim miały zaufanie sprzymierzone z Ateńczykami narody, iż gdy kogo innego do nich na czele wojska wyprawiano, strzegły się i miały na ostrożności; gdy się dowiedziały o przybywającym Focyonie, wszystkie miasta stały otworem, a lud uwieńczony w kwiaty przeciw niemu z radością wychodził.
Filip król Macedonji chcąc wyspę Eubeę opanować, zesłał tam swoje wojsko, i wiele już był miast i mocą i kunsztem zdobył. Przysłali na pomoc Eubejczykom Focyona Ateńczykowie; a gdy tam przybywszy poznał, iż złoto Filipa wielu na jego stronę przeciągnęło, i wielkie było niebezpieczeństwo, iżby całej wyspy nie posiadł; obrał miejsce wielce sposobne do obrony, i tam się obozem rozłożył, czekając pory zdatnej ku daniu ratunku mieszkańcom. Zwłoka takowa nie podobała się wielom, którzy żądali bitwy, powstawali więc przeciw niemu; a gdy i wołania i groźby nie były skuteczne, opuszczali obóz, i wielu wróciło się do Aten. O czem gdy się dowiedział, « Tym lepiej, że zli uciekają : zostając z nami psuliby dobrych : a powróciwszy do Aten czując się winnemi, nie będą śmieli nas obwiniać. »
Nadeszło wojsko Macedonów, i mimo wolą Focyona wyszedł przeciw nim Plutarch wodz Eubejczyków; przypłacił wkrótce klęską znaczną, nierozmyślną porywczość, i byłby zupełnie zniesionym, gdyby go nie wsparł Focyon. Gdy się bowiem ku obozowi jego zbliżało Macedonów wojsko, wpadł na nie z wybranemi poczty, i po żwawej bitwie do cofnienia przymusił. Zwycięztwo takowe wielką mu sławę przyniosło i powiększało zaufanie, które w nim miały sprzymierzone narody. Ale następca jego Molossus nie umiał korzystać z dobrego stanu, w którym rzeczy znalazł; zwyciężony albowiem dostał się sam w niewolą. Gdy świeże wojsko nadeszło Filipowi, opanował Chersonez, Perynt i Bizancyum, i rozpościerając się coraz bardziej, groził pobliższym krajom gwałtownem najściem. Chcąc zabieżeć złemu Ateńczykowie, wysłali przeciw niemu wojsko, i przełożyli nad niem Charesa, ale nie znalazł wiary u sprzymierzeńców. Gdy go albowiem do miast swoich przypuścić nie chcieli, nic nie sprawiwszy do Aten powrócić musiał. Srożył się lud na Bizantynów, iż floty nie przyjęli, ale Focyon powstawszy z miejsca swojego rzekł : « Nie trzeba się gniewać na Bizantynów, iż nam nie wierzą, ale na wodzów naszych. którym wierzyć nie chcą. Onito u sprzymierzeńców stracili ufność, iż choć w ostatniem niebezpieczeństwie pomocy naszej przyjąć nie śmieją. » Słysząc to lud, udać się Focyonowi z flotą rozkazał do Bizancjum : co gdy uczynił, natychmiast z ochotą przyjęli go mieszkańcy, i nie pozwolili, aby za miastem obozował, ale i jego i przybyłych z nim Ateńczyków wpuścili do siebie, i jak spółobywatelów w własnych swoich domach umieścili. Wyszedł wraz z nimi przeciw nieprzyjaciołom, i tak szczęśliwa była ta wyprawa, iż Filip z kraju zawojowanego ustąpić musiał.
Sprzykrzyły się Filipowi, nieskuteczne dotąd wyprawy, i słysząc jak się przeciw niemu gotowali Ateńczycy, wysłał do nich posły żądając pokoju. Powstali przeciw żądaniu takowemu krasomowcy; Focyon radził wejść w przymierze. Gdy jeden z nich powstał na niego mówiąc : « Czyliż śmiesz odradzać wojnę przygotowanym już na nię Ateńczykom? Śmiem, rzekł Focyon, chociaż wiem, iż gdy nastąpi, ja tobą władać będę, tak jak ty w czasie pokoju nademną przewodzisz. » Nie utrzymał się jednak przy zdaniu swojem, a gdy radził Demosten iść zaraz przeciw Filipowi i bitwę z nim stoczyć, choćby go i najdalej z wojskiem jego ścigać przyszło, rzekł Focyon : « Mniejsza o miejsce, gdzie się mamy potykać, o tem myślić należy, jak zwyciężyć; choćbyśmy albowiem w najodleglejszem od nas miejscu przegrali, trafi do Aten zwycięzca, i u wrót naszych przypłacimy błąd, który się za granicą stanie. »
Sprawdziło się przepowiedzenie, zwyciężył Filip, i gdy się zbliżał do Aten, wszyscy udali się do Focyona, a ten radził przestać na tem, czego zwycięzca żądał, ile że ludzkie i dość skromne były żądania jego. Uczyniono tak : ale gdy przyszło wyprawiać poczty, jezdnych i okręty na usługi Filipa, boleśno to było wielce Ateńczykom, narzekali więc i żałowali, iż dawniej rady jego nie chcieli słuchać. Na co tak odpowiedział : « Prawda, żem odradzał tej wojny. Ale gdy się już stało, trzeba mężnie znosić to, czemu już zabieżeć nie można. Nie traćcie więc serca, a pamiętajcie na to, jako przodkowie wasi czasem rozkazując, a czasem ulegając okolicznościom, zawsze zaś ściśle pełniąc obowiązki swoje, i siebie i Grecyą od zguby wybawili. »
Gdy przyszła wiadomość do Aten o śmierci Filipa, przyjął ją lud z radośnemi okrzyki, i wołał, aby bogom na dziękczynienie czynić ofiary. Oparł się takowym żądaniom Focyon, mówiąc : « Iż cieszyć się z śmierci nie przyjaciela jest znakiem podłego umysłu. To wojsko które nas zwyciężyło pod Cheroneą, straciło przywodzcę, ale z nim nie zginęło. » Jakoż wkrótce potem pokazało się na greckich granicach pod następcą Filipa Alexandrem, i gdy się zbliżyło do Teb, przegrażał się Demosten i lżył Alexandra. Nie mógł znieść takowych pogróżek Focyon, powstał więc przeciw niemu gniewem zapalony i rzekł : « Nieszczęsny człowieku! pocóż drażnisz chciwego sławy gwałtownika? Kiedy widzisz pożar na około, pocoż chcesz palić jeszcze swoje siedlisko? Nie ścierpię ja tego, żeby się samochcąc zgubił lud ateński, i jeżeli urząd, który mi powierzył, noszę na sobie, nie dla innej przyczyny przyjąłem go, tylko dla tej, żebym ostatni od nas upadek odwrócił. »
Po zburzeniu Teb słał posły Alexander do Aten domagając się, aby mu wydali zbiegłych Tebanów; z pomiędzy zaś siebie Demostenesa, Likurga, Hiperydę i Charyderna. Gdy wysłuchani byli posłowie, wszystkich oczy obróciły się na Focyona, ten powstawszy z miejsca tak mówił : « Domaga się od nas tych ludzi Alexander, którzy byli przyczyną nieszczęścia Greków. Grozi nam wojną : aby jej uniknąć, i sambym życie moje ofiarował, bo nad nie przenoszę ojczyznę moję. Dość i już na tem, iż płaczą nad Tebami Grecy, niech ta kolej na Ateny nie pada. Nie więc opierać się zwycięzcy, ale błagać go należy. » Wysłano więc do Alexandra posłów, ale gdy przyjąć ich nie chciał, sam Focyon podjął się powtornego poselstwa; a że wiedział Alexander, iż wielce od ojca był szacowany, przyjął go wdzięcznie, i dał się użyć na prośby jego. Zatrzymał go przy sobie przez czas niejaki; a gdy razu jednego rady jego żądał, rzekł Focyon : « Jeżeli uszczęśliwienia w spoczynku pragniesz, przestań wojować; jeżeli cię sława ku wojnie wiedzie, obróć oręż twój na Persy, a Greków zaniechaj. » Miła była młodemu zwycięzcy ta rada, ile stosująca się do jego zamysłów. Przyobiecując więc iść za nią, to jeszcze dodał : « Niechże w mojej niebytności mają baczność na wszystko, co się dziać będzie, Ateńczycy, bo gdybym miał zginąć, przy nichby zostać powinna najwyższa władza. » Przyjaźń i szacunek który powziął naówczas ku Focyonowi, statecznie zachował, pisywał do niego częstokroć, i w takiem go miał poważeniu, iż go pozdrawiał w listach, a tego wyrazu względem nikogo nie używał, oprócz samego Antypatra, którego był na swojem miejscu w Macedonji zostawił.
Alexander stawszy się panem Azyi, lubił świadczyć swoim przyjaciołom : posłowie jego przybywszy do Aten, przynieśli Focyonowi imieniem króla sto talentów. Pytał ich natychmiast, dla czego nie komu innemu z pomiędzy tylu Ateńczyków, ale jemu tylko Alexander słał tak wielkie dary? Dla tego rzekli : iż ciebie Alexander najpoczciwszym być mniema. « Jeżeli tak jest, jak wy mówicie, rzekł Focyon, niechże mnie tem zostawi, czem jestem, a dary swoje nazad odbierze. »
Zdziwili się na takową odpowiedź niezmiernie, ile widząc w domu jego wielkie ubóztwo, żona jego albowiem właśnie wtenczas chleb piekła, a on ze studni wodę ciągnął. Przekładali mu więc nieprzyzwoitość, iżby zaszczycony będąc przyjaźnią tak wielkiego króla zostawał w ubóztwie. W tem postrzegłszy idącego przez ulicę w lichej sukni ubogiego człowieka Focyon, rzekł : « Czyli mniemacie, iż on lepszy odemnie? Bynajmniej rzekli; a przecież choć mniej ma, niż ja, przestaje na swoim stanie. Na co mi się zda wasze złoto, gdy go używać nie będę, a jeźlibym go używał, i sobiebym zaszkodził i waszemu panu. » Powróciło więc złoto do Alexandra, a ten poznał, iż był od niego bogatszym, kto się bez jego bogactw mógł obejść. Pisał do Focyona Alexander uskarżając się na to, iż darami jego wzgardził, ale on stały w przedsięwzięciu prosił, iż jeżeliby mu łaskę wyświadczyć chciał, uwolnił w więzieniu trzymanych niektórych Greków, co natychmiast Alexander uczynić rozkazał. Tenże gdy już po zwyciężonym Daryuszu Kratera słał do Macedonji, przykazał, aby Focyona odwiedził, i ofiarował mu i jego imieniem jedno ze czterech miast najcelniejszych Azyi do wybrania : i w tej okoliczności równą wzgardę bogactw Focyon okazał, przestając na swojem ubóztwie.
Po śmierci Alexandra rwali się Ateńczycy do broni, a najbardziej wzbudzał ich żarliwy a mniej baczny Leostenes obiecując pewne tryumfy i sławę nieśmiertelną. « Młody człowiecze, rzekł mu naówczas Focyon, twoje słowa podobne do cedrów, wyniosłe są wprawdzie, ale owocu nie dają. » Kiedyż więc prowadzić mamy wojnę pytał go Hyperydes? « Natenczas, rzekł Focyon, kiedy młodzież będzie karna, majętni nie skąpi dla ojczyzny, a krasomowcy kraść ją i łudzić przestaną. »
Nastąpiła mimo radę Focyona wojna, Leostenes mianowany wodzem; gdy wojsko swoje porządne, szykowne i liczne chlubnie okazywał, rzekł Focyon : « Prawda, iż znaczne, ale ostatnie, na które się zdobyć było można : dziwię się wychodzącemu, ale się boję powrotu : » i słuszna była bojaźń jego. Z początku albowiem powodziło się Leostenesowi; Beocyanów zwyciężył, Antypatra z Macedończykami z miasta Lamij wygnał; ale gdy go śmierć zaszła i mimo zdania Focyona dalej wojnę prowadzić przedsięwzięli Ateńczykowie, lubo po kilkakrotnie zwyciężyli nieprzyjaciół, słabili się jednak swojemi zwycięztwy; wzmógł nakoniec Antypatra przyjściem z Azyi Krater, i gdy przyszło do bitwy, Greków pokonał. Zbliżył się zatem ku Atenom; a naówczas gdy żarliwi krasomowcy z miasta uciekli, a rzeczy w złym były stanie, udali się wszyscy do Focyona prosząc, iżby się poselstwa do Antypatra podjął. Przyjął na siebie ten ciężar mówiąc : « Gdybyście mi byli dawniej wierzyli, nie przyszłoby do tego. »
Na wszystkie przełożenia i namowy Focyona, tę tylko dał Antypater odpowiedź : « Niech się Ateńczykowie zupełnie na moję wolą zdadzą. » Opowiedział ten wyrok zwycięzcy za powrotem swoim do Aten Focyon zgromadzonemu ludowi, a gdy potrzeba kazała na nim przestać, wraz z Xenokratem posłany był do Antypatra : ten ile nie uczony, Filozofem wzgardził, a zaś Focyonowi takową dał odpowiedź, iż wejdzie w przymierze z Ateńczykami, ale z temi warunkami, iż mu wydadzą Demostenesa i Hyperyda, przyjmą ludzi jego do portu w Munichium, koszta wojenne zapłacą, i oprócz tego grzywny, które na nich za karę nałoży.
Innym posłom dość znośne zdały się takowe nakazy, sam Xenokrat z zwykłą filozofji powagą rzekł. « Niewolnikom mniej przykre, wolnym nieznośne. » Najprzykrzejszą było dla Ateńczyków rzeczą widzieć port żołnierzem cudzoziemskim obsadzony, wielu z obywatelów porzucili naówczas ojczyste siedliska, i przenieśli się do Tracyi, gdzie im Antypater osady wyznaczył. Lubo więc jawnie Aten nie opanował Antypater, jęczały pod jego jarzmem, a porównywając zdarzone swoje klęski pod Filipem i Alexandrem, przenosiły tamtejsze czasy nad te, w których im zostawać przychodziło. Używał prawda Antypater dość skromnie i względnie władzy swojej, przykra jednak była wezwyczajonym do władania i rozpieszczonym w swobodzie.
Smutnyto był los Focyona w całem życiu pasującego się o wolność ojczyzny, przy schyłku dni swoich widzieć ją w ostatnim stopniu nieszczęścia i poniżenia. Nie mogąc inaczej służyć jej, używał wziętości którą miał u Antypatra na ulżenie przynajmniej ciężaru jarzma, którego skruszyć nie mógł. Uprosił więc u niego powrót wielu wygnańców; a dla tych, których wrócić Alenom Antypater nie chciał, wyjednał takowe osady, w którychby wygodniej i bezpieczniej żyć mogli, niż przedtem : przeniesiono zatem wielu z odleglejszych krajów do Peloponezu, gdzie jeżeli nie w własnej ojczyźnie, przynajmniej wpośród Greków mieszkali.
Chcąc istotnie utwierdzić władzę swoję w Atenach Antypater, niespokojnych i nowości pragnących oddalił z miasta; takich zaś sadzał na urzędy, którym ufać mógł, iż się do żadnego buntu nie przyłożą.
Menyllus, któremu Antypater straż portu powierzył, szacując wielce Focyona, słał mu czasu jednego dary; odesłał mu je z takową odpowiedzią : iż nie większym on był panem od Alexandra, ani Focyon inakszy jak był naówczas, gdy Alexandrowi złoto jego odesłał. Gdy zaś go prosił o to usilnie Menyllus, aby synowi swojemu pozwolił wziąć co od niego, na to tak odpowiedział : « Jeżeli mój syn chce być dobrym, wystarczy mu ojcowski majątek; jeżeli złym, choćby wziął jak najwięcej, będzie to dla niego mało. »
Naprzykrzali się powtórzonemi prośbami Focyonowi współziomkowie, ażeby wymógł na Antypatrze, z którym miał zachowanie, iżby kazał odejść z portu żołnierzom swoim, ale on widząc jak nieskuteczne byłyby namowy i prośby jego, zwlekał ile mógł takowe poselstwo. Udali się więc do Demadesa, który natychmiast do Antypatra będącego naówczas w Macedonji wraz z synem się swoim wybrał. Ale nim przybył, Antypater śmiertelnie zachorował. Kassander zaś syn jego przejął list w którym Demades wzywał Antygona, aby szedł do Grecyi, i uwolnił ją z przemocy już dogorywającego Antypatra.
Skoro przybył do Macedonji Demades, wziął go wraz z synem do więzienia, i wymawiając zdradę w oczach jego, synowi życie odebrać rozkazał, a potem własną go ręką sam zabił.
Po śmierci Antypatra objął rządy państwa Kassander, i zaraz posłał rozkaz do Menylla, aby miejsca ustąpił Nikanorowi w straży portu ateńskiego. Zazdroszcząc władzy Kassandrowi Polyperchon, wódz niegdyś wojsk Antypatra, imieniem syna Alexandrowego, którego miał w straży, pisał do Ateńczyków, obiecując przywrócić im dawną wolność. Ukrywała ta chęć pozorna dobroczynności, zdradę, chciał bowiem ubiedz miasto przed Kassandrem, czego żeby snadniej dostąpił, obmawiał Focyona, jakoby on sprzyjał następcy Antypatra, tak jak był do ojca jego przychylnym, a przeto nieprzyjacielem był własnej ojczyzny, chcąc ją mieć w niewoli. Czego więc przedtem obmowy i najusilniejsze podejścia nieprzyjaciół dokazać nie mogły, wówczas kunszt zdradny Polyperchona uiścił. Focyon wpadł w podejrzenie. Widział wprawdzie wzmagającą się przeciw sobie niechęć, ale tylekroć niewinnością ocalony, zbytnie zaufał w cnocie swojej, a tymczasem tyle na niego zjadłych obmówek i jawnie i pokątnie miotano, iż porwanym został i oskarżonym sądownie, jakoby miał zmowę z nieprzyjaciółmi, i wraz z nimi czuwał na zgubę rzeczypospolitej.
Skoro przed sądem stanął, pokazało się jawnie, iż się wszyscy byli zmówili na zgubę jego. Nie dano mu nawet czasu do usprawiedliwienia, a Polyperchon, który sam zasiadał, skrępowanego na wóz wsadzić i do więzienia publicznego wieść rozkazał. Przeraził czułych widok bolesny; płakali patrząc na zhańbienie takowe prawi obywatele, ale mała ich była liczba, a lud niewdzięczny i płochy natrząsał się z wybawiciela swojego. Gdy przyszło dawać kreski, jeden z poczciwych obywatelów rzekł : Ponieważ my sądzić mamy Focyona, niechże z naszego zgromadzenia cudzoziemcy ustąpią. Nie dano mu dalej mówić, a natenczas z temi słowy ozwał się do ludu Focyon : « Ateńczykowie! jeźli ja mam ginąć, pocóż tylu niewinnych wraz ze mną gubić chcecie? Osądźcie mnie samego na śmierć, ja się na nię potępiam : ale tych, coście ze mną do sądu stawili, a którzy są niewinnemi, darujcie życiem. Na to lud krzyknął : « Zginą, bo byli twemi przyjaciółmi. » Umilkł zatem czekając wyroku, który był takowy : lud kreskować się będzie, i wielością głosów osądzi, czyli zasłużyli więźnie na śmierć; skoro ten sąd wypadnie, natychmiast śmiercią ukarani zostaną.
Nie wielością, ale jednostajnemi głosy skazany na śmierć został, a z nim Nikokles, Tudyp, Hegemon, nieprzytomni zaś Demetryusz z Falery, Kallimedon i Charykles.
Odprowadzono zatem więźniów do więzienia : a gdy jeden z pospólstwa śmiał plwać w oczy Focyonowi, obrócił się do sędziów i rzekł : « A nie maszże tu ta kiego, któryby nie dozwalał takowych nieprzyzwoitości. »
Tudyp społecznik kary widząc, iż truciznę przyprawiano, płakał rzewnie, że z Focyonem, umierać musi. « Niech ci to pociechą będzie » rzekł Focyon. Pytano go się zatem, jeżeli miał jakie zlecenie dla syna : « Powiedźcie mu, rzekł, niech o tem zapomni, że ojciec jego niewinnie zginął. »
Nie stało trucizny, gdy przyszła kolej na Focyona, a kat nie chciał przyprawiać nowej, pókiby mu za nię nie zapłacono. Gdy więc rzecz szła w zwłokę, zawołał do siebie jednego z przyjaciół i prosił go, żeby zapłacił, kiedy bez pieniędzy i umierać w Atenach nie można.
Nie dość było jeszcze na tem nieprzyjaciołom, iż mu odebrali życie : wypadł wyrok, aby zwłoki jego wymieciono za granicę, a tam iżby się żaden z Ateńczyków być przy obchodzie jego pogrzebowym nie ważył; i stało się tak, a niewiasta jedna z Megary widząc, iż je blizko jej domu prowadzono, zdjąć je kazała z wozu, i wielbiąc nieszczęśliwą cnotę, u siebie pogrzebła.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.