Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Temistokles

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Temistokles
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


TEMISTOKLES.

Urodził się w okolicach Aten; ojciec jego nie był majętnym, ani używanym do spraw publicznych, matka cudzoziemka. Z młodości wydawała się w nim raźność i śmiałość nadzwyczajna; z pojętnością łączył pilność, i gdy rówiennicy jego rozrywkami po nauce bawili się, on ten czas na pisaniu, czytaniu lub rozmyślaniu trawił : co widząc nauczyciel częstokroć do niego mawiał : « Nie takim ty będziesz, jak drudzy, ale albo
« zbyt złym, albo bardzo dobrym zostaniesz. »
Ze wszystkich nauk i kunsztów te tylko miały dla niego powab, które zmierzały ku obyczajności, albo sposobiły ku sprawowaniu urzędów; przeto gdy w późniejszych czasiech żartowano raz z niego w posiedzeniu, iż nie znał się na tem, co przymila i kształci, rzekł : « Nie umiem ja wprawdzie grać na lutni, ale dajcie
« mi jakie nikczemne miasteczko, a ja go zrobię wielkiem. »
Pierwiastki młodości jego były burzliwe i rzezkie, odmieniał często sposób myślenia i działania; czas jednak i starszych przestrogi uśmierzyły takową niedogodną porywczość, co sam przyznawał; zawsze jednak to dodawał : iż z rozhukanych źrebców najlepsze bywają rumaki, byleby je dobry jezdziec uswoił.
Widząc ojciec, iż się do sprawowania urzędów zabiera i sposobi, razu jednego zaprowadził go nad morze, a pokazując stare okręty, na brzeg wyrzucone, rzekł. « To się w Rzeczypospolitej dzieje z urzędni-
« kami, co na morzu z okrętem : póki zdatny, służyć musi, jak się nie zda, bótwieje. »
Nie przekonały te uwagi młodego Temistoklesa, a biorąc rzeczy z zwykłą zapalczywością, żądzą sławy uniesiony, na pierwszym wstępie sprawowania publicznych interesów, oparł się żwawo w zdaniu najznakomitszym obywatelom, najbardziej zaś Arystydowi, któremu w każdej zdarzonej okoliczności był sprzecznym. Ten spór trwał z obu stron przez cały czas, który w usługach ojczyzny przepędzili; a ile sądzić można, najbardziej pochodził z różnicy charakterów. Arystyd albowiem był spokojny, łagodnych obyczajów; a cnotę za cel jedynie mając, mniej dbał o blask sławy, ani na to, iżby wziętość u ziomków zyskał. Temistokles zaś porywczy, niestateczny, wyniosły, wzbudzał lud do rzeczy okazałych i nadzwyczajnych : sprzeciwiał mu się przeto Arystyd bojąc się tego, aby ów zbyteczny ku sławie zapał nie stał się kiedyżkolwiek szkodliwym Rzeczypospolitej.
Wydała się w młodym jeszcze wieku ta jego niepohamowana sławy chciwość; gdy bowiem po owem sławnem u Maratonu zwycięztwie, wszyscy najwyższą radością przejęci byli, on posępny i w myślach zanurzony stronił od innych, i choć go wielokrotnie wzywano, nie chciał być uczestnikiem igrzysk i biesiad; spytany zaś o przyczynę, rzekł : « Zwycięztwo Milcyada spać
« mi nie daje. »
Chcąc i ojczyźnie uczynić przysługę i sobie drogę usiać ku wielkim czynom, najpierwsza rzecz, którą wniósł w publiczne obrady, ta była, aby znieść dawny zwyczaj dzielenia między obywateli kruszców srebrnych, które wykopywano w górach Lauryjskich, a obrócić je na budowlą okrętów wojennych : zwiększywszy tym sposobem siły morskie, wojnę Eginetom zamożnym w okręty wypowiedzieć radził. Stało się wedle żądania jego, i zbudowano sto galer, które wielce się potem przydały, gdy Xerxes wojnę przeciw Grekom podniosł.
Nie dla samej tylko wojny z Eginetami, chciał Temistokles powiększyć siły morskie ojczyzny swojej, ale widząc iż na lądzie ledwo sąsiadom wydołać mogła, chciał ją tym sposobem uczynić zdolną, do odporu nie tylko Persom, ale i Grekom, a przez to ku najwyższemu stopniu wziętości i mocy przywieść. Jakoż skutek stwierdził użyteczność zamysłów jego, nie tylko w wojnie z Xerxesem, ale i w dalszych czasiech, gdy Ateńczycy stali się przywódzcami innych Greków, i w tem pierwszeństwie zostając wielką część Azyi nadbrzeżnej posiedli.
Widząc się być użytym do rządów, a przekonanym u siebie będąc, iż w takowej porze trzeba się, ile możności, pospólstwu przymilać, szukał wszelkich sposobów, ażeby mógł zjednać sobie nie tylko względy, ale i miłość powszechną. Żeby więc dostarczało mu na to sposobów, dość chciwym był zysku, ale te zbiory szły na zjednanie wziętości; żył więc wspaniale i dóm jego był otwarty, sprawiał kosztem własnym igrzyska publiczne z taką okazałością, iż najpierwszych w tej mierze przechodził, a nawet niekiedy Cymona, najmajętniejszego i najszczodrobliwszego ze wszystkich naówczas obywatelów ateńskich.
Gdy się coraz bardziej szerzyły i powiększały wieści o wojnie Perskiej, i że Xerxes, niezmierne wojska i floty na to przygotowywał, aby Greków podbił pod jarzmo swoje; ci za rzecz potrzebną uznali być na pogotowiu, a przeto wcześnie się wzmocnić i uzbroić przeciw napaści tak potężnego nieprzyjaciela. Niedość było na tem dostawić wojska, trzeba było jeszcze dobrać wodzów jak najzdatniejszych do dania odporu. W Atenach niejaki Epicydes krasomowstwem tylko zalecony, gdy się inni wzbraniali ciężaru przodkowania na wojnie, wzdęty śmiałością, natarczywie do rządów wojska zalecał się, i wielką już był cześć ludu do siebie skłonił. Widząc Temistokles, iż wszelkiemi, których używał sposobami, oddalić go od przedsięwzięcia nie mógł, wiedząc zaś iż był na zyski łakomy, znaczną mu summę z własnych pieniędzy ofiarował, żeby tylko starania swojego odstąpił : z chęcią to uczynił chciwy matacz, a natomiast lud Temistoklesa wodzem wyprawy jednomyślnie ogłosił.
Gdy się ujrzał w tym stopniu, jął się z wszelkiem natężeniem do zadość uczynienia obowiązkom swoim : a będąc przekonanym, iż jedność tylko, a przeto połączona siła przeciw niezmiernej potędze Persów mogła być Grekom obroną, tyle dokazał przemysłem i sprawnością swoją, iż wszystkie wewnętrzne niesnaski między rozmaitemi Grecyi narodami uspokoił.
Już się był wyprawił Xerxes z niezmiernem tak lądowem wojskiem, jako i flotą na morzu. Zebrani Grecy gdy się naradzali, jakim sposobem dawać odpór, w owem zgromadzeniu otworzył zdanie, aby flota Ateńska wyszła niebawnie przeciw Persom jak najdalej. Nie w smak to poszło Ateńczykom, iż ich na pierwszy ogień narażał; sprzeciwili się więc takowemu zdaniu, i złączywszy się z Lacedemonami szli ku Artemizyi, chcąc tym sposobem zasłonić Tessalią od wtargnienia Persów, gdyż się ku tamtym stronom zbliżali. Ale gdy wieść nadeszła, iż się Tessalczykowie złączyli z Persami, a przy nich i inne narody aż do granic Beocyi, poznali natenczas Ateńczycy, iż w samej tylko morskiej sile była nadzieja obrony. Uzbroiwszy więc jak najprędzej okręty wysłali na nich Temistoklesa, aby się pod Artemizyą z innemi flotami greckiemi złączył. Zastał już wszystkich sprzymierzeńców, i gdy wodzowie na radę zasiedli, oddana została najwyższa władza Eurybiadowi, wodzowi Lacedemońskiemu. Obraził takowy wybór Ateńczyków, ale Temistokles widząc, jakieby z takiego poróżnienia dla wszystkich mogło wyniknąć niebezpieczeństwo, chociaż tyle sam stawił okrętów, ile wszyscy inni wspołem, przecież mimo przyrodzoną wyniosłość swoję, skłonił ku zgodzie i uleganiu ziomków, i sam najpierwszy dobrowolnie poddał się pod rząd wyznaczonego od innych wodza, mówiąc do swoich : « Jeźli się najlepiej sta-
« wimy, pewnie nam wtenczas inni miejsca ustąpią,
« i co teraz zazdroszczą, będą się potem szczycić, iż
« pod naszym rządem zostaną. » Takowym wspaniałym postępkiem stał się Grecyi wybawicielem, a ziomkowie jego dwojaką odnieśli sławę, zwyciężając męztwem nieprzyjaciela, a powolnością swoją sprzymierzonych.
Zbliżała się coraz flota Persów ku stanowisku greckiemu; Eurybiad widząc niezmierną mnogość okrętów, któremi morze okryte było, a dowiedziawszy się, iż jeszcze dwieście innych nadejść miało, sądził rzeczą potrzebną zwrócić się ku Peloponezowi i zbliżyć do wojsk lądowych, które tam zebrane były. Temistokles obawiając się, aby Ateny nie zostały bez obrony, tyle przyłożył starania, iż flota została na miejscu.
Xerxes tymczasem korzystając ze sposobnej pory, wkroczył w kraje greckie i pustoszył je, a coraz dalej w opuszczonej krainie postępując, zbliżał się ku Atenom. W tak okropnym stanie zostając miasta tego obywatele, a widząc nieuchronną zgubę, udali się do Temistoklesa, żądając od niego wsparcia i rady; tę dał, aby miasto opuścić i przenieść się na okręty. Ze wstrętem i niezmierną boleścią opuszczać im przyszło siedliska swoje. Niektórzy spuszczając się na los, i jakoweś dawne wieszczby, zamknęli się w górnym zamku; starych i niedołężnych schroniono do miasta Trezeny, gdzie z wielką ludzkością byli przyjęci, i podejmowani przez cały czas tej wyprawy aż do powrotu obywatelów innych do Aten.
Już nastawał czas walki morskiej; wodzowie zgromadzili się na radę. Eurybiad czyli niezmiernością sił perskich zastraszony, czyli zbyt ostrożny i przezorny, znowu otworzył zdanie, aby zwrócić flotę ku brzegom Peloponezu. Gdy się Temistokles takowemu zdaniu sprzeciwił, rzekł : « Wiesz ty o tem, że nie-
« posłusznych karzą? Wiem, odpowiedział Temisto-
« kles, ale i to wiem, iż nie wieńczą tych laurem, co
« rzeczy zwłoczą; » Wzruszony gniewem Eurybiad gdy się laską na niego zamierzył . « Bij, rzekł, ale słu-
« chaj. » Opłonął na tak wspaniałą odpowiedź wódz Lacedemonów, i wielbiąc wstrzymałość heroiczną Temistoklesa, poszedł za jego radą, i na bitwę stanęła powszechna zgoda.
Nastąpiła wkrótce przy brzegach wyspy Salaminy; Grecy z pomocą dzielną Ateńczyków pamiętne wiekom odnieśli zwycięztwo. Najwięcej się do tego wielkiego dzieła przyłożył Temistokles, a w tem większą prawie jeszcze uczynił całej Grecji przysługę, gdy przemysłem swoim tego dokazał, iż przywiódł Xerxesa do sromotnej ucieczki. Tyle on miał jeszcze i po przegranej okrętów, a do tego wojsko lądowe w całości, iż gdyby trwał był w przedsięwzięciu, trudnoby się było, chociaż zwycięzcom, do końca utrzymać. Przybrawszy więc na siebie postać zdrajcy, przez namówione osoby ostrzegł tajemnie Xerxesa, iż ułożono w radzie opasać go w koło, i wziąć w niewolą. Przestraszony świeżą porażką Xerxes, tejże samej nocy porzucił flotę, a przebywszy ciaśninę Hellespontu do państw się swoich wrócił, zostawiwszy i flotę i wojsko lądowe pod władzą Mardoniusza. Ten pod Plateą wkrótce zwyciężony, tamże sam poległ, a reszta rozproszonych tłumów, w małej liczbie ledwo się do własnych siedlisk przebrać mogła.
Opuszczone od mieszkańców Ateny stały się zdobyczą Persów, którzy zgładziwszy ze świata pozostałych, zrabowali co znaleźli, gmachy zaś tak publiczne, jak i domy mieszkańców zburzyli. Po wyjściu nieprzyjaciół wrócili mieszkańcy do spustoszonego miasta, a Temistokles na to usilność swoję wszelką i przemysł łożył, ażeby je wzmocnił, i do pierwszego stanu ozdoby i obszerności przyprowadził. Port Pirejski przyległy pierwsze w takowem naprawianiu miejsce otrzymał, poznali albowiem Ateńczycy, iż od morskiej siły los ich najwięcej zawisł; rozszerzyli go więc i wzmocnili nowemi twierdzami. W jednem zgromadzeniu ludu z tem się odezwał był Temistokles; iż miał zamysł jeden do uskutecznienia takowy, któryby w okolicznościach, w których zostawali, nieskończenie służył pomnożeniu mocy i sławy Aten; ale iż go wyjawić wszystkim była rzecz nieprzyzwoita, żądał, aby wyznaczono osobą, którejby go mógł powierzyć. Przykazał więc lud, iżby go objawił Arystydowi. Opowiedział go i był takowy : iż miał sposób spalić wszystkie wojenne okręty Greków zgromadzone naówczas w porcie Pegazyjskim. Wrócił się do zgromadzonego ludu Arystyd i rzekł : zamysł Temistokla użyteczny, ale niesprawiedliwy. Nie wchodząc w dalsze uwagi, lud go odrzucił.
W radzie najwyższej Amfiktyonów żądali Lacedemończykowie, aby oddalone były od powszechnego Grecyi sprzymierzenia te narody, które się były nie przyłożyły do obrony wspólnej w świeżej wojnie przeciw Persom; sprzeciwił się żądaniu takowemu przytomny naówczas Temistokles : obawiał się albowiem, aby wyłączenie Tessalczyków, Argiwów i Tebanów z tego przymierza, a więc i z rady powszechnej, nie nadało Spartanom nadto wielkiej wziętości, a przez to nie uczyniło ich zczasem rządzicielami Grecyi. Skuteczny był odpor Temisloklesa, ale zawiedzeni w nadziejach Spartanie sprzysięgli się na niego; i ażeby tym dzielniej mogli szkodzić, namówili i wznieśli przeciw niemu Cymona, syna Milcyadesa, który właśnie natenczas wchodził w sprawowanie interesów publicznych.
Oburzył w dalszym czasie na siebie sprzymierzone z Atenami narody, z takowej przyczyny, iż będąc wysłanym na odbieranie od nich, według dawniejszej umowy, posiłków pieniężnych, gdy przybył do Andru, zgromadzonemu na przybycie swoje ludowi tak się z przyjścia swojego sprawił : « Przychodzę (mówił do
« nich), w towarzystwie dwóch bóztw, z tych jedno
« namowa, drugie przymus; » Odpowiedzieli: « I my
« dwa z sobą mamy, z tych jedno ubóztwo, a drugie nie możność. »
I to przeciw niemu obruszyło umysły, iż wkrótce po zakończonej wojnie perskiej zbudował nie daleko domu swego świątnicę : « Dyanie dobrej rady, » dając przez to poznać, iż cokolwiek dobrego w Grecyi i w Atenach się stało, wszystko to poszło za jego namową. Że zaś w posiedzeniach i przed ludem zgromadzonym ustawicznie pochwały własne opiewał, tak dalece nakoniec znudził i obraził ziomków, iż go na wygnanie Ostracyzmu wskazali. Kara ta nie była osławą, używano jej bowiem przeciw obywatelom, których nad zamiar wzrosła wziętość, mogłaby być w równości niebezpieczną. Trwało to wygnanie przez lat dziesięć, i jak się już rzekło, nie tak było ukaraniem bezprawia, jak raczej ostróżnością za zwyczaj podejrzliwego w swobodzie rządu.
Wyszedłszy z Aten właśnie przebywał natenczas w mieście Argos, gdy Spartanie przekonywali wodza swego Pauzaniasza o zdradę i zmowę z Persami przeciw własnej ojczyznie : pokazało się z sądowych wyłuszczeń, iż obwiniony zwierzył się był zamysłów swoich już naówczas wygnanemu Temistoklesowi. Doszła ta wieść do Aten i natychmiast przywołano go, aby się z zarzutów, a żalem i z podejrzenia usprawiedliwił. Nim jeszcze był wezwany, już się był o tem dowiedział; udał się więc do Korcyry, stamtąd do kraju Epirotów; a i tam mniej się jeszcze bezpiecznym mniemając, gdy nie wiedział, gdzieby się schronić; lubo znał być nieprzyjaznym sobie Admeta króla Molossów, dla tego iż był odradził ziomkom dać mu pomoc w potrzebie; w ostatniej jednak rozpaczy do niego się uciekł, i jak twierdzą niektórzy, wszedłszy do domu, gdzie on mieszkał, w przysionku usiadł, czekając w milczeniu, jaki go los miał spotkać. Ujęła postać upokorzona zagniewanego króla, tym dzielniej, iż był syna jego wziął na łono swoje, i w tej postaci względom się jego i litości polecał. Zyskał zatem przyjęcie ludzkie, i był podejmowanym i opatrzonym według stanu swojego.
Jeszcze się bawił Temistokles na dworze Admeta, gdy niejaki Epikrates rodem Akarnejczyk uprowadził z Aten, i przywiódł do niego żonę i dzieci; za takową przysługę wskazanym na śmierć został. Majątek Temistoklesa i sprzęty pozostałe zachowali mu po części przyjaciele, i wartość nienaruszenie przesiali do niego, wyrokiem albowiem ludu wszystka fortuna jego sprzedaną została, a pieniądze stąd zebrane do skarbu powszechnego poszły. Pokazało się naówczas, iż umiał z wziętości korzystać, jak bowiem twierdzą współcześni pisarze, gdy wszedł w urzędowanie, nie więcej miał nad trzy talenta, a blizko sta po nim się zostało. Widząc więc, iż próżno miał się powrotu do ojczyzny spodziewać, udał się do Azyi, i zataił imie swoje; wielka albowiem kwota pieniężna wyznaczona była w Persyi temu, któryby go stawił przed królem. Nie będąc więc poznanym, szedł prosto do miasta stołecznego, w którem naówczas monarcha Persów przebywał. Byłto Artaxerxes syn Xerxesa, świeżo zabitego.
Gdy wszedł na pałac królewski, udał się do Arbalana, wodza straży, opowiadając mu, iż był rodem z Grecyi i po to przyszedł, iżby królowi objawił rzeczy takowe, które pewnie rad będzie słyszał : Na to rzeki Artaban : « Cudzoziemcze! prawa i zwyczaje u ludzi różne
« są, jednym się to podoba, czem drudzy gardzą; ale
« dobrze jest i przystojnie stosować się do zwyczajów
« krajowych. Powiadają o was, iż nad wszystko przeno-
« sicie równość, my czcimy naszego króla : jeżeli więc
« oddasz mu zwykły pokłon, przypuszczonym będziesz
« przed oblicze jego, inaczej go widzieć nie możesz. » Na to odpowiedział Temistokles: « Gdym przyszedł
« po to, iżbym wzmógł i rozpostarł królewską możność,
« nie tylko sam oddam mu cześć, ale wielu innych ku
« temu skłonię. »
Stawiony przed królem, po zwyczajnym ukłonie tak mówił : « Wielki monarcho! jam jest Temistokles
« Ateńczyk; wygnany z Grecyi do ciebie się udaję.
« Wielem złego Persom zdziałał, alem więcej dobrego
« wyświadczył; ja albowiem przeszkodziłem temu, iż za
« wami Grecy w pogoń nie poszli, wtenczas gdy prze-
« zemnie i oni wszyscy i moja ojczyzna została ocaloną,
« Przychodzę do ciebie korzystać z dobrodziejstw, je-
« żeliś ułagodzony i względny; albo cię prośbą pokorną
« ułagodzić i zmiękczyć, jeźli jeszcze trwasz w gniewie
« twoim przeciw mnie. Nieprzyjaciele moi teraźniejsi
« sami wyświadczą, wieleśmi winien; masz mnie w ręku :
« użyj więc nieszczęścia mojego bardziej na okazanie
« cnoty, niżli na dogodzenie zemście twojej; cnotą pro-
« szącego ocalisz, zemstą wybawisz Greków od najwię-
« kszego nieprzyjaciela. »
Nie dał zaraz odpowiedzi Artaxerxes, ale rzecz odłożył do dalszego czasu; nazajutrz kazał przywołać Temistoklesa do siebie, i upewniwszy o względach i łasce, wyznaczył mu na obchód i wyżywienie tyle, ile nie tylko do wygodnego, ale i do wspaniałego życia prowadzenia potrzeba było. Twierdzą niektórzy, iż na chleb, wino i jadło miał sobie dane trzy miasta Magnezyą, Lampsak i Myoncyum. Powiadają i to, iż Artaxerxes tak był z przyjścia jego radosny, iż słyszano go tejże nocy wołającego przez sen po trzykroć : « Mam w ręku Temistoklesa. » W posiedzeniach zaś swoich zwykł był mawiać, iż prosi bogów, ażeby dawali podobne zdania nieprzyjaciołom, jakie mieli wówczas Ateńczycy, gdy takiego obywatela z pośrodka siebie wygnali.
Przemieszkawszy czas niejaki na dworze królewskim, udał się do Azyi nadbrzeżnej, tam gdy w mieście Sardach postrzegł posąg Dyany z Aten wzięty, który był sam niegdyś postawił, prosił rządcy miasta, aby go nazad do Aten odesłał : ale nieostrożnego żądania ledwo życiem nie przypłacił. Nauczony więc własnym przykładem, postanowił ostatek wieku w spokojności i zaciszu przepędzić; co żeby wykonał, obrał sobie na mieszkanie miasto Magnezyą, ile wyznaczone sobie od króla. Tam przez długi czas żył w wielkim dostatku, używając hojnie łaski Artaxerxa, i wraz z dziećmi i towarzyszami mieszkał aż do czasu, w którym się na wojnę Persów z Grekami zanosiło. Dowiedziawszy się albowiem, iż go król stawić na czele wojsk swoich zamyślał, uczuł z goryczą okropność stanu swojego, a miłość kraju, która nie była w sercu jego wygasła, przywiodła go do tego, iż raczej obrał śmierć dobrowolną, niżli broń podnieść przeciw własnej, lubo niewdzięcznej ojczyznie. Zaprosiwszy więc na ucztę krewnych i przyjaciół, i oddawszy ofiary bogom, trucizną tamże w Magnezyi życia dokonał.
Gdy się o śmierci jego dowiedział Artaxerxes, wielce go i żałował i uwielbiał Obywatele zaś miasta Magnezyi, dla wiecznej pamiątki, tam gdzie zwłoki jego złożono, wspaniały mu nagrobek postawili.
Bystrość Temistoklesa i żywość wydawała się w odpowiedziach; z tych niektóre tu się kładą.
O współziomkach swoich Ateńczykach mawiał częstokrotnie, iż wtenczas go tylko kochali i czcili, gdy przeczuwali, iż miała wojna nastąpić : « I dzieje się zemną (mawiał) naówczas to, co z drzewem wyniosłem a rozłożystem : kiedy burza, każdy się pod nie tuli, a gdy pogoda, lada kto gałęzie obcina. »
Starało się dwóch o jego córkę, jeden ubogi, ale cnotliwy, drugi bogaty złych obyczajów : pierwszemu ją dał mówiąc : « Lepiej z cnotą bez bogactw, niż z bogactwem bez cnoty. »
Przedawał razu jednego folwarczek, i gdy woźny według zwyczaju miał obwoływać, jaka jego była wartość, jakie grunta i wygody; dodaj i to, rzekł, że nie ma złego sąsiada.
Prawił mu jeden obywatel niebardzo zdatny, a przeto mniej używany do spraw publicznych, o usługach które czynił dla ojczyzny, tak jak i on, i że z ich starania teraz się Ateny pokojem cieszą. Wysłuchał go i rzekł : « Jednego razu powadziły się z sobą święto uroczyste z dniem powszednim, co po nim następował; powszedni mówił : Ty odpoczywasz, a ja razwraz pracować muszę. Odpowiedział uroczysty : żem był czynnym, i stałem się uroczystym, a ty żeś był takim, jak drugie, takim też i zostaniesz. »
O swoim synu powiadał, iż był najznakomitszym ze wszystkich Greków, i tak tego dowodził. « Ateny rozkazują Grekom, ja Atenom, moja żona mnie, a on mojej żonie. »
Mieszkaniec jeden miasteczka dość znikomego, które się nazywało Seryfa, wymawiał mu jednego razu, iż winien był wziętość i sławę, nie sobie, ale ojczyznie swojej. « Prawdę mówisz, rzekł Temistokles : ale jak ja nie byłbym przeto sławnym, iżbym się w Seryfie urodził, tak ty nie byłbyś tylko tem, czem jesteś, choćbyś był i z Aten. »



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.