Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Furyusz Kamillus

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Furyusz Kamillus
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


FURYUSZ KAMILLUS.

Zdarza się rzecz wielce osobliwa w życiu tego zacnego męża, iż tyle otrzymawszy zwycięztw, pięć razy bywszy dyktatorem, drugim Rzymu fundatorem uznany, i razu konsulem nie został. Pochodziło zaś to z tej przyczyny, iż za jego czasów wielkie były zatargi i zamięszania w Rzeczypospolitej; lud albowiem obruszony na senat, sprzeciwiał się wybraniu konsulów, a przeto trybunowie wojskowi w liczbie sześciu, po większej części zastępowali to namiestnicze władzy najwyższej urzędowanie; Kamillus zaś, lubo miły pospólstwu mógłby był jego względy dla siebie zyskać, nie chciał jednak wręcz sprzeciwiać się powszechnej woli.
Familia Furyuszów nie była z najcelniejszych w Rzymie, on ją dopiero dziełmi swojemi wzniósł, i znakomitą uczynił.
W pierwiastkach na wzór innej młodzieży, wiódł żołd wojenny, i pierwsza jego była wyprawa pod dyktatorem Postumiuszem Tubertem; tam w bitwie przeciw Wolskom i Ekwom dał dowód waleczności swojej, gdy pierwszy na nieprzyjaciela natarł, i chociaż ranny, wyrwawszy z nogi tkwiące żelezce, póty z placu nie zszedł, póki przeciwną stronę wraz z mężnymi towarzyszmi do ucieczki nie przymusił. Oprócz wieńców, które w nagrodę odwagi dawano, tak sobie zasłużył na wzgląd i szacunek, iż wkrótce zyskał wielce znakomite, osobliwie w młodym wieku, dostojeństwo cenzora. Sprawując straż obyczajności wymógł na bezżennych obywatelach, iż przybrali sobie za małżonki wdowy pozostałe po zabitych na wojnie. Że zaś z krzywdą dochodów publicznych wolne były od podatków ich dzieci osierociałe, wzgląd ten lubo przyzwoity, jednak iż był uciążliwy, ile w czasiech wojen ustawicznych, łagodną namową zniosł. Od lat siedmiu trwała wojna i oblężenie miasta stołecznego Wejanów. Narzekał lud na opieszałość wodzów, z której tak długa zwłoka ze szkodą krajową pochodziła. Odebrano więc władzę tym, na których były zaskarżenia, i gdy innych wyznaczono na ich miejsce, Kamill który powtórnie był naówczas Trybunem, w tej liczbie umieszczonym został. Nie mógł jednak iść pod Weje, ponieważ tak było z losu wypadło, iż był użyty przeciw Faliskom i Kapenatom, którzy posiłkując sprzymierzone sobie Wejany, weszli w kraj i pustoszyli osady rzymskie. Szedł więc przeciw nim, a gdy przyszło do bitwy, wojsko ich zniosł; reszta niedobitków ledwo do swego stołecznego miasta dostać się mogła.
Już rok dziesiąty mijał oblężenia Wejów, gdy uczyniono Kamilla Dyktatorem; szedł więc naprzód przeciw już raz zwyciężonym, a w wojnie jeszcze trwałym Faliskom i Kapenatom, których powtórnie gdy pokonał, udał się do oblężonego miasta, a widząc iż szturmem trudno je było dostać, zaczął się podkopywać pod mury i twierdzę, tak zaś rzecz tajemnie prowadził, iż wtenczas się dopiero o przedsięwzięciu jego dowiedzieli oblężeńcy, gdy już ujrzeli wpośród siebie Rzymianów.
Poszło na łup chciwego żołnierza to możne miasto, a gdy Kamili nie mógł zabieżeć rabunkowi i gwałtom, patrzał z płaczem na tak smutne widowisko, i wznosząc ręce i oczy ku niebu zawołał. « Bogowie! wy sędzie i świadki złych i dobrych spraw ludzkich, wiecie iż nie bez przyczyny broń podnieśliśmy przeciw temu miastu, przymuszeni będąc bronić nas samych od ich napaści. Jeżeli teraz po tak wielkiem szczęściu, które nas potyka, ma przypaść i na Rzym zła kolej niedoli, odwróćcie ją od mojej ojczyzny, a spuśćcie raczej na mnie.
Powtórzone nad Faliskami zwycięztwo, a bardziej jeszcze zdobycie Wejów, tak dalece wzniosły ku niejakiej dumie i chełpliwości umysł Kamilla, iż odprawując za powrotem swoim do Rzymu tryumf, śmiał wjechać w miasto na wozie czterma białemi końmi zaprzężonym, co nikomu przedtem nie było pozwolono, i na potem nie było w użyciu. Obraził się lud takowem okazaniem wyniosłości, a bardziej jeszcze w dalszym czasie, gdy Kamill sprzeciwił się żądaniu trybunów pospólstwa, którzy nalegali, aby połowa Rzymian przeniosła się do zdobytego miasta, i senat się rozdwoił, wybór zaś takowy miał przez losy być urządzonym. Lud nadzieją zysków uwiedziony, a nowości chciwy zgromadzał się licznie i nalegał, aby rzecz do skutku przywiedziono. Ale senat i baczniejsi obywatele upatrując w tem nie tak podział i ulgę, jak upadek i zgubę Rzymu, opierali się żądzy porywczej, mając na czele Kamilla, który jednak obawiając się niepewnych skutków sporu, zwlekał rzecz, ile możności.
Trzecia przyczyna nienawiści ludu ku Kamillowi pochodziła z zyskanej na wojnie zdobyczy, która gdy między obywateli już była podzielona, ozwał się naówczas Kamill, iż dziesiątą jej część, przed zaczęciem jeszcze wyprawy bogom był poświęcił. Nakazał więc senat wrócenie tej części z podziału; czego gdy wymagano, nie obeszło się bez uciemiężenia i gwałtu; niechętnie albowiem każdy w szczególności wracać musiał to, co sądził już być swoją należytością.
Gdy w tym stanie rzeczy zostawały, nastąpiła znowu wojna z Faliskami, i wraz z pięciu innemi obrano wodzem na tę wyprawę Kamilla. Wszedł więc w kraj nieprzyjacielski, i miasto Falerę obiegł; że było wielce obronne, w żywność i rynsztunki opatrzone, zaufani mieszkańcy urągali się z Rzymian, i tak się zachowywali, jak wśród pokoju. Dzieci nawet ich we dni wolne od nauki wychodziły za miasto z bakałarzem. Ten umyśliwszy zdradę, coraz je bliżej w przechadzkach wodził ku obozowi rzymskiemu, na końcu zaszedł aż tam, gdzie stały pierwsze straże, i oddawszy dzieci żądał, aby go do wodza zaprowadzili. Gdy stanął przed Kamillem, rzekł : « Jestem mistrz szkoły w Falerze, pewen iż istotną czynię przysługą, daję ci w ręce dzieci obywatelów tamecznych. » Słysząc to Kamili zwrócił się do swoich mówiąc : « Wojna jest rzeczą z istoty swojej i mniej dobrą, przecież ma uczciwe swoje przepisy. Chwalebna jest rzecz zwyciężać, ale używać do zwycięztwa sposobów podłych i bezbożnych, rzecz jest nieprzyzwoita; nie cudzą albowiem zbrodnią, lecz własną cnotą wódz prawy wzmagać się powinien, » To powiedziawszy kazał odrzeć z sukien owego zdrajcę, ręce mu w tył skrępować, a dając dzieciom pęki rózg w ręce, kazał im obnażonego smagać, i tak pędzić aż do samego miasta.
Obywatele Falery, postrzegłszy zdradę, zostawali w ostatniej rozpaczy po straceniu dziatek swoich; w tem postrzegli, iż się wracały z związanym i dobrze smaganym od nich nauczycielem. Pocieszeni więc nad zamiar, wielbiąc cnotę Kamilla, natychmiast otworzyli bramy miasta, i dobrowolnie się poddali. Wyprawił ich posły, tak jak żądali, do Rzymu; ci stanąwszy wśród senatu, imieniem współziomków z tem dali się słyszeć : iż lud Falery widząc, jak Rzymianie przenoszą sprawiedliwość nad zwycięztwo, przenosi poddanie się im nad wolność własną; nie przewyższacie nas, rzekli, potęgą, ale uznajemy się być zwyciężonymi cnotą waszą. Ze zlecenia senatu i ludu zdano na Kamilla, jak ma z nimi postąpić; zawarł więc przymierze z Faliskami, a od obywatelów Falery wziął niektóre summy pieniężne w porachowaniu za te, co wyprawa przeciw nim kosztować mogła.
Lubo wspaniałość umysłu i dzielność Kamilla zyskała powszechne uwielbienie, ludzie wojskowi nie byli mu przyjaźni, z tej przyczyny, iż przymierze zawarte ze zwyciężonemi narodami pozbawiało ich spodziewanego łupu. Udawali go więc przed ludem, i czernili kroki wodza swego, jakby nie z innej przyczyny działał, tylko jedynie dla tej, aby ich, a zatem powszechność ludu martwił, a przezto utrzymywał w swojej i senatu podległości, odbierając sposoby do zapomożenia się, i polepszenia nędznego stanu, w którym zostawali.
Skoro tylko sposobną do tego porę upatrzyli, odezwali się znowu trybunowie gminni z dawnem żądaniem, aby lub i senat podzielić i przenieść do Wejów. Stanął równie, jaki pierwej, na czele sprzeciwiających się Kamill, i usilność pospólstwa, lubo z największą popędliwością utrzymywana, nie wzięła skutku.
Takowe powtórzone sprzeciwienie się oburzyło tym srożej gniew pospólstwa przeciw Kamillowi : znalazł się wkrótce niejaki Lucyusz Apulejus, który go oskarżył, jakoby znaczną część łupów zdobytych, dla siebie zatrzymał. W takowym razie udał się po wsparcie do przyjaciół, ale ci widząc niepodobieństwo ratowania, to mu tylko przyrzekli, iż gdy lubo niesprawiedliwie grzywnami skaranym zostanie, gotowi część ich na siebie wziąć i zapłacić. Nie mógł znieść zakały ukarania Kamill, i wolał porzucić dobrowolnie niewdzięczną ojczyznę, niżeli obelżywego wyroku czekać. Pożegnawszy więc żonę i syna wyszedł z domu, gdy zaś był przy bramie, obróciwszy się ku miastu, prosił bogów, aby jeźli niesłusznie karanym był, lecz przez gwałt i złość ludu wygnanym został, sprawili to, iżby żałowali Rzymianie postępku swego, i uznali naówczas w oczach całego świata, jak był im potrzebnym, jak wiele stracili przez jego niebytność.
Nastąpił sąd, wskazano Kamilla na zapłacenie tysiąc pięćset drachm.
Wkrótce potem Gallowie, naród Celtycki zbyt rozmnożony w siedliskach swoich, opuścili kraj, który ich wyżywić nie mógł, i postanowili żyżniejszych osad dla siebie szukać. W niezmiernej liczbie ruszyli się od siebie wiodąc mnogie orszaki starców, niewiast i dzieci. Jedni z nich udali się ku północy, przeszli Ryfejskie góry i osiedli w tamtejszych okolicach; drudzy ustanowili się między górami Pyrenejskiemi i Alpami w pobliżu Senonów i Celtryanów, gdzie jak twierdzą niektórzy pisarze, zakosztowawszy wina, dotąd sobie nieznajomego, a mając wieść, iż najlepsze w krajach się włoskich rodzi, tam się udać postanowili. Jakoż przeszedłszy Alpy, wkroczyli w kraj Toskanów, i obiegli miasto Kluzyum. Mieszkańcy jego udali się natychmiast do Rzymian prosząc o pomoc. Wysłuchawszy poselstwa wysłali Rzymianie do Gallów trzech braci Fabiuszów; ci ze czcią przyjęci gdy weszli w zgromadzenie, zapytali Gallów, coby za przyczynę mieli urazy do Kluzyanów, których miasto trzymają w oblężeniu. Brennus ich król śmiejąc się takową dał odpowiedź: « Ta jest a nieinna : « krzywdę nam w tem czynią Kluzyanie, iż mając więcej ziemi, niż im potrzeba, nie chcą jej ustąpić nam cudzoziemcom zbyt rozmnożonym, a ubogim. Takież same było niedawno wykroczenie przeciw wam Alhanów, Fidenatów, a świeżo, Kapenatów, Falisków i Wolsków, przeciw którym wodziliście i wodzicie wojska wasze; i gdy się z wami tem co mają nie dzielą, pustoszycie ich własności, palicie miasta, i ludzi bierzecie w niewolą. My was o to nie obwiniamy, bo używacie dawnego prawa, które każe, aby słaby mocnemu ulegał. Nie wstawiajcież się za innemi, żebyśmy się do was podobnie nie odezwali.
Po takowej odpowiedzi udali się posłowie rzymscy do Kluzyum, a widząc, iż rzecz była niepodobna Gallów od przedsięwzięcia odwieść, dodawali serca oblężonym, zachęcając ich ku jak najżwawszej obronie; jakoż ułożono z miasta uczynić wycieczkę i napaść na stanowiska Gallów. Wyszli zbrojno Kluzyanie w niemałej liczbie, i stoczyli bitwę, w której Fabiusz Ambustus poseł rzymski jednego z przedniejszych Gallów na placu położył. Skoro to Brennus postrzegł, wojsko z bitwy odwołał, a wzywając bogów na świadectwo, jako on pierwszy z narodem swoim od Rzymian był zaczepionym, porzucił oblężenie, i szedł prosto ku Rzymowi : wprzód jednak wysłał przed sobą woźnego, który gdy stanął w senacie domagał się imieniem Brenna aby mu był wydany, jako zaczepnik, Fabiusz Ambustus.
Większa część senatu, a najbardziej kapłani Feciales ganili Fabiuszów postępek, i żądali aby Gallom wydany był : ale gdy rzecz do ludu poszła, próżne były żądania, i owszem Fabiusz trybunem wojskowym okrzykniony został.
Obranie takowe mając sobie za wzgardę, zamyślali Gallowie o zemście, i zbliżali się ku Rzymowi, po drodze jednak, nad zwyczaj swój, zachowywali się skromnie. I gdy szli pomimo miasta, kazali obwoływać, iż do Rzymu jedynie zmierzają, i z Rzymianami tylko chcą mieć sprawę, wszystkich zaś innych narodów pragną zachowywać przyjaźń.
Nie ścierpieli Rzymianie, iżby ów dziki naród bez odporu kraj ich pustoszył : wyszli przeciw nim w liczbie czterdziestu tysięcy, zbrojnego w prawdzie, ale naprędce zaciągnionego żołnierza, i rozłożyli się obozem nad rzeką Allią. Gdy przyszło do bitwy, z taką natarczywością wpadli Gallowie na hufce rzymskie, iż oprzeć się ich popędliwości nie mogły : zajadłe a mnogie tłumy przeparły lewe wprzód skrzydło, to cofając się ku rzece wiele utraciło z żołnierzy, reszta chcąc iść w pław, w wielkiej liczbie pogrążoną została. Ci co byli na skrzydle prawem, mniej utraciwszy, poszli w rozsypkę zmierzając ku Rzymowi, reszta nocą schroniła się do Wejów.
Skoro wieść przyszła do Rzymu o tak wielkiej porażce, niezmierna powstała trwoga, i gdyby byli Gallowie szli prosto po otrzymanem zwycięztwie, nie znaleźliby żadnego odporu; ale zostali przez czas niejaki w obozie, trawiąc go na okazaniu radości i zbytkach, jako też i na podziale zdobytych łupów. Przez ten czas opłonęli Rzymianie z przestrachu; a nie dufając murom i twierdzom, któremi miasto było osłonione, przenieśli się do Kapitolu, i zabrali z sobą broń, rynsztunki wojenne, zgoła cokolwiek tylko ku obronie służyć mogło : reszta ludu schroniła się do okolic.
Gdy przyszło miasto opuszczać, panny Westalskie zabrawszy z sobą posągi bogów i rzeczy ku tajemnym ofiarom służące, schroniły się w miejsce bezpieczne, toż samo uczynili kapłani i ofiarnicy innych bożyszcz. Starcy zaś najznakomitsi, z których wielu takowych było, co pierwsze niegdyś piastowali urzędy, i tryumfy odnieśli, nie dali się do tego przywieść, iżby opuścić mieli rodowite siedlisko; a niegodną powagi i sławy swojej mieniąc ucieczkę i bojaźń, postanowili zostać, oddając się na ofiarę miłej ojczyźnie. Przybrani zatem w urzędowne szaty swoje, zasiedli wpośród rynku na krzesłach ze słoniowej kości, których używali w senacie, czekając spokojnie, jaki ich los potkać miał.
We trzy dni po bitwie podstąpił Brennus pod Rzym, a widząc bramy otwarte, zrazu wnijść nie śmiał, obawiając się jakowego podejścia; gdy jednak po niejakim czasie uznał, iż miasto było od mieszkańców opuszczone, wszedł w nie, i opanował Rzym w lat trzysta sześćdziesiąt po jego założeniu. Zastał na rynku starców owych poważnych, siedzących na krzesłach, wspartych na laskach, w głębokiem milczeniu; żaden z nich z miejsca się swego nie ruszył, z twarzy ich ani trwogi, ani zadziwienia znać nie było. Widok takowy zastanowił Gallów, i zdaleka patrzali na nich; w tem jeden śmielszy nad innych przystąpił do Maniusa Papiryusza, i zlekka ruszył dostatnią brodę jego. Nie zniósł tej nieczci starzec, i laską, którą w ręku trzymał, ranił mu głowę; czem żołnierz rozgniewany mieczem go przebił, a zatem i wszyscy inni, tak jak siedzieli na krzesłach, legli. Nastąpił potem rabunek miasta, a chcąc Gallowie zatrwożyć, a zatem przywieść do poddania tych, co się byli zawarli w twierdzy, zapalili domy, i całe miasto w perzynę poszło.
Przypuścili potem szturm do Kapitolu, ale gdy mężny odpor znaleźli, widząc iż oblężenie długo trwać będzie, rozdzielili wojsko, część jedna z królem została w Rzymie, druga we trzech częściach szła kraj okoliczny pustoszyć. Gdy niektórzy z nich zbliżyli się ku Ardei, gdzie wygnany naówczas Kamill przemieszkiwał, widok takowy wzbudził w nim chęć ratowania ojczyzny, i przemyślać począł, jakimby sposobem dać odpór nieprzyjacielowi, i przymusić go do odstąpienia od Kapitolu i wyjścia z kraju. Że zaś lubo liczni i dostatni Ardeanie, nie przywykli jednak byli do wojny, a bojaźń Gallów tym bardziej ich od przedsięwzięcia wojennego wstrzymywała, im mniej zdatnych do boju wodzów mieli; udał się przeto Kamili do ich młodzieży, i przekładał im, iż zwycięztwy, które nad Rzymianami odnieśli Gallowie, nie męztwu ich przypisać należało, jak raczej losowi, który w tym razie zwyciężonym sprzyjać nie chciał; że im oczywistsze jest niebezpieczeństwo, tym większa dla tych, którzy się na nie narażają, sława roście; teraz czas i pora zyskać ją, gromiąc tłumy dzikiego ludu : co łatwo stać się może przy stałości i męztwie. Skuteczne były Kamilla namowy, udał się zatem do starszych, i do tego przywiódł nakoniec, iż wszyscy jęli się do oręża.
Powracając Gallowie z rabunków, obciążeni zdobyczą rozłożyli się obozem nie daleko Ardei; a gdy noc zaszła, pędzili ją zwyczajem swoim za ucztach, nakoniec snem zmorzeni, jęli się do spoczynku, nie opatrzywszy wprzód obozu strażą. Gdy się o tem dowiedział Kamill przez szpiegów swoich, szedł cicho z uzbrojonymi Ardeanami, i około północy z wielkim krzykiem wpadł na śpiących. Rozmarzeni pijaństwem porwali się znienacka; większą część śpiących w pień wycięto, reszta ledwo z obozu uszła.
Wieść takowego zwycięztwa rozeszła się zaraz po okolicach, a gdy doszła owych Rzymian, którzy się byli w Wejach zawarli, udali się wraz z innemi, przybyłemi z okolic, do Kamilla, prosząc usilnie, aby na czele ich stanął, i wiódł Rzymowi na odsiecz. Przyjął ich chętnie, i czułym się być pokazał na wezwanie, ale urzędu przywodzcy dopóty przyjąć nie chciał, pókiby wprzód zezwolenie zamkniętych w Kapitolu Rzymian nie zaszło, w nich albowiem uznawał zawartą najwyższą władzę. Rzecz się zdawała prawie niepodobna przebrać się do oblężonych, dokazał jednak tego z niewymowną śmiałością i przemysłem niejaki Pontyniusz, i stanąwszy w Kapitolu oznajmił o zwycięztwie Kamilla, i jako urzędu i władzy wodza bez wiedzy i potwierdzenia ich przyjąć nie chciał. Ucieszyła i wzmogła ta powieść pozostałe Rzymiany w Kapitolu, i natychmiast dyktatorem Kamilla wyznaczyli; a Pontyniusz z równem szczęściem powróciwszy do swoich, tę im pożądaną wiadomość przyniósł.
Znajdowało się zebranego wojska dwadzieścia tysięcy przy Kamillu, do których gdy się sąsiedzko narody przyłączyły, i liczba przez to znacznie powiększoną została, przedsięwziął iść do Rzymu.
Tymczasem oblężeńcy postrzegłszy jedno miejsce dość słabe i mniej opatrzone, z tej strony nocą się dostać chcieli, i wedrzeć do Kapitolu; jakoż korzystając z ciemności i zaciszy już byli pod mury przystąpili, gdy gęsi które ku ofiarom chowano, usłyszawszy szelest, krzykiem swoim obudziły straże. Przypadli na ów wrzask nagły niektórzy z oblężonych, a między innemi Manlius, mąż niegdyś konsulatem ozdobiony, który wręcz potykając się z Gallami, już będącymi na murach, wsparty od mężnych współ towarzyszów, wielu z nieprzyjaciół na placu położył, resztę ze skał zepchnięto.
Gdy się ten zamysł Gallom nie powiodł, widząc próżne usiłowania swoje, i że choroby zaraźliwe między nimi panować zaczęły, poczęli się skłaniać ku ugodzie; czemu gdy nie byli przeciwni oblężeni, weszli z Brennem w umowę, i obiecali dać pewną kwotę złota, żeby Gallowie od Rzymu odstąpili.
Już z obustron przysięgi wykonane były, i złoto przyniesione, gdy postrzegli Rzymianie, że ich ów dziki naród chciał w wadze oszukać; skarżyli się więc na takowe podejście. Brennus, zamiast odpowiedzi, odpasawszy od boku swego miecz, położył go na szali, gdzie złoto ważono. Spytany coby to znaczyć miało, rzekł : « Biada zwyciężonym. » Jeszcze spór trwał, gdy nadszedł Kamill, a przybywszy na owe miejsce, kazał Gallom wziąć wagi nazad, mówiąc : « Ojczyzna nie złotem, lecz żelazem zachowana być powinna. » Uderzyły zatem z obu stron na siebie wojska, i po żwawej bitwie Brennus z placu ustąpić musiał. Wszczęła się drugi raz nazajutrz bitwa sroga i zapalczywa; po żwawym odporze Gallowie nakoniec zwyciężeni zostali; i tak Rzym przez siedem miesięcy dzierżany od dzikiego narodu, walecznością Kamilla oswobodzony został.
Nie dał się więcej Kamill zastanawiać i zgromadzać ku odporowi Gallom, ścigał ich w ucieczce, i oswobodziwszy kraj z drapieżnych rabowników, do wolnego już Rzymu dnia trzynastego lutego z tryumfem wjechał, powszechnemi odgłosy wybawicielem i drugim Rzymu fundatorem mianowany.
Jęli się zatem mieszkańcy do nowego budowania domów swoich zgorzałych i rozrzuconych : ale gmin pospolity, znużony nędzą i niewczasem, możniejszym ku budowli dopomagać nie chciał, ani własnych dla siebie stanowisk zakładać, obierając raczej sobie do mieszkania niedawno zdobyte, a w całości zachowane Weje. Powstawali więc znowu na Kamilla, jakoby on, dla dogodzenia jedynie wyniosłości swojej, aby zwany był Rzymu założycielem, przymuszał ich do mieszkania wśród pustek i obalin. Słysząc to senatorowie nie pozwolili mu tak, jak już zamyślał, złożyć przed rokiem dyktaturę; sami zaś, ile możności, łagodzili lud, ukazując im świątynie bogów przez Rumulusa i Numę zbudowane, miejsca gdzie zwłoki ojców ich i przodków złożone były; przywodzili na pamięć wieszczby, do starodawnej a wiekami trwającej już osady przywiązujące los państwa, i pewną od głowy człowieczej w kopaniu murów Kapitolu znalezionej otuchę, iż Rzym panowanie świata obejmie. Gdy się więc ku naradzeniu wspólnemu senat i lud zgromadził, a dyktator najpierwszemu z senatu zdanie otworzyć kazał, właśnie w tę porę straż wiodący rotmistrz przez owe miejsce przechodząc, zawołał na niosącego proporzec : « Zostańmy tu, dalej iść nie potrzeba. » Wziął przypadkowe owe zdarzenie za wyrok nieba Lukrecyusz, i oddawszy pokłon i dzięki bogom, rzekł : iż przestaję na tym wyroku : toż uczynili senatorowie wszyscy, a lud wskroś wzruszony i przerażony z taką ochotą nieodwłócznie jął się do pracy, iż w przeciągu roku miasto na nowo powstało. Ale takowy nadzwyczajny pośpiech lubo wzniósł budowlą, to jednak sprawił, iż nie dając sobie czasu do rozmiaru placów i ulic, domy bez żadnego porządku zabudowane stanęły, a przeto nie miał Rzym symetryi ku wygodzie i okazałości razem służącej.
Jeszcze nie ze wszystkiem powstały były zabudowania, gdy nowa nastąpiła wojna przeciw Wolskom, Ekwom i Latynom, którzy zbrojno w granice rzymskie weszli, a w tymże samym czasie Toskanie obiegli Sutryum miasto, z Rzymiany sprzymierzone. Wojsko rzymskie, pod rządem trybunów wojskowych zostające, na górze Marcyuszowej otoczyli zewsząd Latynowie; wodzowie zatem wysłali do Rzymu żądając pomocy. Obrał lud po trzeci raz Kamilla dyktatorem, i polecił mu tę wyprawę. Szedł naprzeciw nieprzyjaciołom wstępnym bojem i zagarnąwszy ich obóz, gdy śpieszył na ratunek oblężonych Sutrynów, zaszli mu drogę bezbronni, przymuszonemi albowiem byli od Toskanów opuścić własne siedliska. Litość nad nędznym ich stanem pobudką była tym większą Rzymianom ku daniu pomocy, i tak się śpieszyli, iż tegoż samego dnia zszedłszy zbytkujących w zdobytem mieście Toskanów, z wielką klęską z Sutryum wygnali. To więc miasto w przeciągu dnia jednego wzięte i odzyskane zostało.
Gdy do Rzymu Kamill powrócił, znalazł tam najżwawszego przeciwnika w osobie owego Manliusza, klóry Kapitolium obronił, i zwany był przez to Kapitolińskim. Ten uwiedziony dumą, torować sobie chciał drogę do najwyższej władzy. Postrzegli zamiary buntownicze obywatele baczni, i chcąc zabieżeć wcześnie przyszłemu niebezpieczeństwu, obrali Kamilla dyktatorem; on zaś skoro wszedł w sprawowanie urzędu, wichrzącego coraz bardziej Manliusza w więzieniu osadził. Krok takowy sprzyjając winowajcy, pospólstwo wzruszył, przyszło do buntu, i Manliusza wypuścić z więzienia musiano : co gdy go bardziej jeszcze utwierdziło w zuchwalstwie, a właśnie się wymiar czasu dyktatury Kamillowi kończył, poruczono mu władzę Trybuna wojskowego, która naówczas konsulowską zastępowała. Porwać i stawić przed siebie kazał natychmiast Manliusza, a przekonanego o bunt i zdradę na śmierć skazał. Poniosł ją jako winowajca stanu, i z tejże Kapitolu skały, której niegdyś obronił, zepchniętym został.
Szósty raz jeszcze piastował Kamili urząd trybuna wojskowego, i w tem urzędowaniu szczęśliwa była wyprawa, którą uczynił przeciw zbuntowanym narodom, podległym Rzymowi.
Ostatni raz szedł na wojnę przeciw Gallom, w lat dwadzieścia pięć po wzięciu Rzymu, i zrazu ukazywał, jakoby się ich obawiał, pomału ku nim postępując, i nie wypuszczając z obozu żołnierzy swoich. Gdy postrzegł, iż nim gardząc, nie mieli się na ostrożności, nagle wpadł na ich obóz, zdobył go, i póty gonił zwyciężonych, dopóki ich z Włoch nie wypędził. Powrócił natychmiast do Rzymu powtórnie wybawionego, i tam syt sławy i wieku w zarazie powietrznej życia dokonał.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.