Życie Buddy/Część pierwsza/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wezwał masztalerza swego, chybkiego Czandakę.
— Przyprowadź mi — rzekł mu — konia mego Kantakę. Chcę jechać ku szczęśliwości wiekuistej. Odczuwam wnętrzną radość, siła niezmożona mnie przenika i mam pewność, że chociaż samotny, posiadam potężnego opiekuna. Wszystko to świadczy, że bliski jestem upragnionego celu. Wybiła godzina, w której wkroczyć mam na drogę wyzwolenia.
Czandaka znał rozkaz królewski, mimo to jednak uczuł siłę wyższą nad sobą i przywiódł konia.
Kantaka był to najlepszy, silny i zręczny koń. Sidharta pieścił go długo, potem zaś rzekł łagodnie:
— O jakże często, szlachetny koniu, ojciec mój, przez ciebie niesiony, rozgramiał wrogów. Dziś pomóż mi, o Kantako, osiągnąć szczęśliwość najwyższą. Nie zbraknie towarzyszy temu, kto bojuje, czy zażywa rozkoszy, lub wreszcie rusza na zdobycie skarbów, natomiast w drodze pobożności, trudno o przyjaciela. Wiedz jednak, że ten, kto pomaga w złem, czy dobrem, bierze udział w zyskach. Udaję się na ścieżkę cnoty, rozumiesz to, Kantako, przeto użycz mi chybkości i siły twojej. Idzie o twe wyzwolenie i o wvzwolenie świata.
Objawiwszy rumakowi swe pragnienie, skoczył pospiesznie na siodło i był, jak zachodzące słońce, jak płynąca chmura jesienna.
Dobry koń mknął bez hałasu ciemną nocą, tak, że nie zbudził nikogo ze służby, ni mieszkańców Kapilavastu. Miasto zamknięte było żelazną ciężką bramą, którą ledwo słoń mógł poruszyć, gdy jednak dotarł do niej książę, rozwarła się bezgłośnie sama.
Porzucając ojca, syna i lud swój, opuścił Sidharta miasto bez żalu, potem zaś zawołał gromkim głosem:
— Dopóki nie ujrzę kresu życia i śmierci, nie powrócę, zaprawdę, do rodzimej Kapili!