Życie Buddy/Część pierwsza/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie mógł znaleźć pokoju Sidharta. Jak lew, przebity zatrutym oszczepem, błądził smutny po komnatach.
Pewnego dnia zapragnął zobaczyć wieś, wyruszył tedy z pałacu, błądząc naoślep po polach i dumając:
— Smutne to, zaiste, że człowiek, pozbawiony w istocie wszelkiej realnej siły, narażony na choroby, skazany na starość i opanowany śmiercią, w pysze swej i głupocie gardzi chorym, starcem i konającym. Czyniąc tak, dopuściłbym się niesprawiedliwości i nie byłbym godny poznać najwyższego prawa.
Roztrząsając w ten sposób nędze istot żywych, zatracił pustą złudę siły, młodości i życia. Nie odczuwał już radości, strapienia, wątpliwości, znużenia, pożądania, miłości, nienawiści i wzgardy.
Nagle zjawiła mu się istota, niewidzialna dla drugich, a mająca postać żebraka.
— Kto jesteś? — spytał książę.
— Bohaterze — odpowiedziała zjawa. — Z obawy urodzenia i śmierci uczyniłem się mnichem żebrzącym i szukam wyzwolenia. Świat czeka zagłada, przeto w przeciwieństwie do innych ludzi unikani rozkoszy i namiętności, a żyję samotny pod drzewami, na szczytach gór wysokich, lub w gęstych borach. Niczego nie posiadam, nie żywię żadnych nadziei, a żyjąc z jałmużny, zmierzam do doskonałości najwyższej.
Powiedziawszy to, uleciał żebrak w niebo. Był to bóg, który przyjął postać żebraczego mnicha, by podniecić myśli księcia.
Rozradował się Sidharta, zrozumiał swój obowiązek, postanowił opuścić pałac i zostać mnichem.
W drodze powrotnej napotkał młodą kobietę, która mu rzekła, składając ukłon:
— O jakże szczęśliwą jest małżonka twoja, piękny książę!
Słuchał tych słów ze spokojem wielkim, rozmyślając o szczęśliwości nirwany. Stanął przed królem i powiedział:
— Spełń, o panie, prośbę moją bez oporu. Chcę opuścić dom i udać się w drogę wyzwolenia. Postanowienie zapadło, musimy się rozstać, ojcze
drogi.
Zadrżał król i jął mówić z łkaniem do syna:
— Porzuć te myśl, o synu mój. Nie czas ci jeszcze rozpoczynać życia pustelniczego. Postanowienia człowiecze zmienne są, zwłaszcza w wiośnie życia. Wielki to błąd, oddawać się ascetycznym praktykom, gdy się jest młodym. Najsilniejsze chęci słabną w niedostatkach pokuty, a myśl wymyka się z lasu samotnika. Młodości brak jest doświadczenia. Mnie to raczej przystoi rozpocząć takie życie, opuszczę przeto dom, oddając ci królowanie. Rządź, synu mój, bądź silny i mężny. Potrzebny jesteś rodzinie swojej jeszcze, a gdy poznasz uciechy młodości i wieku dojrzałego, wtedy dopiero zostaniesz mężem bogobojnym w głębinie lasu.
Książę odparł:
— Przyrzeknij mi cztery rzeczy, ojcze, a nie opuszczę domu.
— Cóż to takiego? — spytał król.
— Przyrzeknij, że śmierć nie będzie mi kresem życia, że choroba go nie nadwątli, starość nie nastąpi po młodości, a niedola nie zniszczy szczęścia,
— Zbyt wiele żądasz! — zawołał król. — Wyrzeknij się zamysłu twego. Złe jest działać pod wpływem nierozsądnego pragnienia.
Jak góra Meru poważny, rzekł na to książę:
— Jeśli mi nie możesz, ojcze, przyrzec tych czterech rzeczy, nie zatrzymuj mnie. Czyż wolno wstrzymywać tego, który chce ujść z płonącego domu? I tak nadejdzie dzień rozłąki, cóż warta jednak rozłąka niedobrowolna? Śmierć zabierze mnie, nie pozwalając osiągnąć celu, ni zaspokoić pragnień. Świat jest więzieniem, ja zaś pragnę wyzwolić tych, którzy jęczą w więzach pożądań. Świat jest błędnikiem, pełnym ślepców i nierozsądnych, ja zaś chcę zapalić im pochodnię mądrości. Świat kroczy pod złowrogim sztandarem pychy, ja zaś chcę go potargać. Świat pełen jest niepokoju, świat przypomina koło ogniste, ja zaś chcę dać mu pokój i prawo dobra!
Ze łzami w oczach wrócił do sali, gdzie towarzyszki Gopy śpiewały i śmiały się. Nie spojrzał nawet na nie. Noc zapadła, a one zmilkły.
Bez póz wabnych, z rozwichrzonemi włosami leżały, oczy ich przestały miotać blaski, usta miały rozwarte, piersi zmięte, sztywne ramiona i nogi, a książę zawołał:
— Trupy! Trupy! Jestem pośród cmentarza!
Potem poszedł ku stajniom królewskim.