Życie Buddy/Część pierwsza/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pojazd dotarł do gaju, o młodych, kwieciem osypanych drzewach. Upojone światłem i powietrzem ptaki polatywały radośnie, a lotosy piły błogą rzeźwość stawów. Wszystko tu uśmiechało się miłośnie.
Z niechęcią wszedł tam Sidharta, niby młody pustelnik, bojący się pokus, przemocą wprowadzony do pałacu, gdzie tańczą boskie apsary. Kobiety wyszły naprzeciw, jakby witały oblubieńca, podziw błyszczał w ich oczach i wyciągały doń dłonie, podobne kwiatom. Wszystkie myślały:
— Zaprawdę, Kama to istny, który zstąpił na ziemię.
Ale żadna nie rzekła słowa, uśmiechając się, gdyż przygniatał je majestatem swoim Udayin wezwał najśmielsze i najpiękniejsze, mówiąc im:
— Zgromadziłem was tu dzisiaj, byście oczarowały księcia, przyjaciela mego, a oto widzę, że zachowujecie się, jak trwożne dzieci? Wdzięk wasz, piękność i śmiałość zniewoliłyby nawet serce kobiety, wy zaś drżycie przed mężczyzną? Jestem niezadowolony. Zbudźcież się i olśnijcie go, by uległ miłości!
Jedna z nich przerwała mu:
— Onieśmiela nas, mistrzu,— rzekła — przeraża majestatem swoim.
— Nie bójcie się go, chociaż wielki jest, przedziwnych bowiem rzeczy dokazać może kobieta. Wspomnijcie, że czułe spojrzenie było zwycięskiem przez wszystkie wieki. Wielki asceta Vyasa, którego bali się bogowie nawet, uległ, potrącony stopą kurtyzany, zwanej „Piękną z Benares“ i zaznał szczęścia. Pustelnik Mantalagotama, słynny z długich postów, ubiegał się o kobietę z najniższej kasty, nieczystą Jangę, i Santa zdołała sztuczkami swemi uwieść Riszjasringę, mędrca, który nie zaznał w życiu kobiety, a sam pełen chwały Visvamitra dał się uwieść w lesie apsarze Gritaczi. Mógłbym przytoczyć mnóstwo jeszcze mężczyzn, którzy ulegli istotom, wam podobnym, to też nie miejcie obawy przed synem królewskim, ale uśmiechajcie się doń, a pokocha was.
Słowa Udayina dodały otuchy kobietom, które zaraz otoczyły księcia, wabiąc go i nęcąc.
Uciekały się do przeróżnych sztuczek, by go skusić, dotknąć bodaj, lub pocałować. Jedna, udając potknięcie, chwyciła się jego pasa, druga podeszła tajemniczo i szepnęła, że mu chce zwierzyć pewien sekret, inna, niby to zlekka pijana, odsłoniła piersi, i oparła mu się o ramię, któraś znowu zeskoczyła nagle z drzewa mango w ego i, śmiejąc się, usiłowała go zatrzymać w przejściu, potem dalsza podała mu lotos. Rozbrzmiał też śpiew pięknej dziewczyny: — Patrz, oto mój ukochany, na drzewo kwietne, którego zapach upaja. Niby w klatce zamknięte, śpiewają w koronie ptaki szczęśliwe, a pszczoły brzęczą, żarem słońca pijane. Liana objęła gałęzie miłośnie i wiatr je muska, a ono drży z rozkoszy. Tam oto znowu śni staw, poświatą oblany srebrzystą, podobny pięknej dziewczynie, śniącej o szczęściu z kochankiem.
Ale nie wywołało to wszystko uśmiechu księcia, ni wesołości, bowiem rozmyślał o śmierci.
— Zaliż kobiety te nie wiedzą, jak znikoma jest młodość, czyliż nie wiedzą, że zwiędną w starości, ponadto zaś je opanują choroby, światem władające. Nie znająż śmierci niezbłaganej, niszczycielki wszystkiego? Może nie wiedzą o tem i dlatego bawią się tak naiwnie?
Starając się przerwać rozmyślania Sidharty, przemówił Udayin:
— Jakże możesz być tak nieczułym dla tych kobiet? Czyż ci się nie podobają ? Mniejsza z tem! Powiedz im coś miłego, choćby za cenę małego kłamstewka, gdyż inaczej wstydzić się będą, iż niemi gardzisz. Cóż warta piękność bez uprzejmości? Przypomina ona las bez kwiatów.
— Nacóż zda się kłamać? — spytał książę. — Nacóż schlebiać? Nie chcę oszukiwać tych kobiet. Czeka mnie wszakże starość i śmierć, Udayinie, nie kuś mnie rozkoszami niskiemi. Widziałem starość, chorobę i nic już nie ukoi duszy mojej. Przekonany o nieuniknionej śmierci, kochać już nie mogę. Czemże byłby człowiek taki? U drzwi życia jego czuwa strażnik okrutny, a on nie płacze?
Słońce zachodziło, kobiety śmiać się przestały, książę nie spojrzał na zdobiące je kwiaty i klejnoty, czując tedy, że wszelkie zalecanki byłyby daremne, odeszły zwolna do miasta.
Po powrocie księcia do pałacu, Udayin zawiadomił o wszystkiem króla Sudhadanę, a tenże spędził noc bezsennie.
Gopa czekała na męża, ale odwrócił się od niej. Zaniepokojona, długo zasnąć nie mogła, potem zaś miała widzenie.
Ziemia trzęsła się, góry drżały w podstawach, wichr trzaskał i wyrywał drzewa. Z nieba spadło słońce, księżyc i gwiazdy na ziemię. Gopa utraciła szaty, ozdoby, koronę i została naga. Obcięto jej włosy, rozbito łoże małżeńskie, a suknie księcia i klejnoty leżały rozsypane po ziemi. Nad zapadłem w ciemność miastem unosiły się meteory, a król gór, stary Meru, drżał.
Zerwała się przerażona i krzyknęła, biegnąc do męża:
— O panie! Okropne rzeczy nastaną! Miałam sen, który oczy me napełnił łzami, a myśli przerażeniem.
— Opowiedz mi go! — poprosił.
Gopa uczyniła to, a Sidharta uśmiechnął się radośnie.
— To dobra nowina, Gopo! — powiedział. — Niechże serce twe radość ogarnie. Powiadasz, że drżała ziemia? Oto bogowie pokłonią się tobie! Spadło słońce i księżyc? Oto przezwyciężysz zło i wszystko zacznie cię wielbić w nieskończoność. Drzewa wyrywał wichr? Oto wynijdziesz z lasu pożądań! Obcięto ci włosy? Przetniesz sieć miętności, która cię oplątuje. Suknie moje były rozrzucone? Oto idę ku wyzwoleniu. Meteory unosiły się ponad ciemnem miastem? Znaczy to, że roztoczę jaśń mądrości nad światem, tonącym w niewiedzy, ci zaś, którzy uwierzą nauce mojej, osiągną najwyższą rozkosz i radość. Szczęśliwą bądź, Gopo, i porzuć smutek, doznasz bowiem rychło zaszczytów, A teraz idź spać, Gopo, zaprawdę miałaś piękny sen.