Życie Buddy/Część trzecia/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor André-Ferdinand Hérold
Tytuł Życie Buddy
Podtytuł według starych źródeł hinduskich
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



*   VII.   *

Mistrz przybył do miasta, imieniem Kausambi, gdzie zrazu wszystko szło pomyślnie. Mieszkańcy słuchali go chętnie i wstępowali licznie do zakonu, a nawet sam król Udaina uwierzył prawu i oddał mistrzowi na ucznia syna swego Rasztropalę.
A jednak właśnie w Kausambi doznał Mistrz wielkiego zmartwienia. Pewien mnich dopuścił się czynu złego, a chociaż nagana nie była ostra, ani wina zbyt wielka, nie chciał się ukorzyć i odmówił pokuty. Miłym będąc i zręcznym w rozmowie, zyskał obrońców i nie chciał wrócić na prawą drogę.
— Nie bądź zarozumiałym! — doradzono mu. — Nie sądź, że nie podlegasz grzechom, słuchaj napomnień tych, którzy szerzą wiarę, gdyż dobro gminy wiernych polega właśnie na takiem wzajemnem pouczaniu się mnichów.
— Nie wasza to rzecz uczyć mnie co złe, a co dobre! — odpowiadał. — Oszczędźcie sobie napomnień waszych.
— Nie mów tak! — mówili mu dalej. — To się sprzeciwia prawu i dyscyplinie. Siejesz w gminie niezgodę, zmień się, żyj w spokoju z wszystkimi, unikaj sporów i pełń wiernie prawo.
Nic nie pomagało, postanowiono wykluczyć buntownika z gminy, on zaś oparł się i temu także, twierdząc, że jest niewinny, nie podlega niesprawiedliwej karze i zostanie pośród mnichów.
Wreszcie Mistrz wmieszał się do dysputy, usiłując łagodzić, i zaklinał mnichów, by porzucili wzajemne napaści i wspólnie żyli dla świętego dzieła. Ale nie słuchano go, a nawet pewnego dnia rzekł mu zuchwale jeden z mnichów:
— Zachowaj spokój, Mistrzu, i nie narzucaj nam rad swoich. Osiągnąłeś poznanie prawa, rozmyślaj nad niem przeto i rozkoszuj się tem. My wiemy, o co nam idzie, i mimo sporów, każdy trafi na drogę swoją. Medytuj tedy i milcz!
Mistrz nie rozgniewał się wcale. Usiłował przemówić, gdy mu jednak przeszkodzono, poznał, że nie opanuje zwaśnionych mnichów w Kausambi, których jakiś szał nagle ogarnął. Postanowił ich tedy opuścić, mówiąc na pożegnanie:
— Szczęsny ten, kto posiada wiernego przyjaciela, gdyż we dwu przezwycięża wszelkie przeszkody. Ten, kto nie ma przyjaciela, jest jak król bez królestwa i chodzi samotny, niby słoń w dzikim lesie. Ale lepiej podróżować samotnie, niż w towarzystwie szaleńca. Niechże tedy mędrzec kroczy samotnie, niby słoń w dzikim lesie, unikając zła i zachowując pokój.
Obojętnie patrzyli mnisi, jak odchodzi, on ruszył do pewnej wioski, gdzie był Brighu, a serdeczne powitanie przyjaciela dodało mu otuchy. Niedługo przyłączyli się też Anurudha, Nanda i Kimbila, oddając Mistrzowi cześć i wyrażając mu szacunek i przyjaźń. Pomyślał sobie:
— Są tedy pośród uczniów moich ludzie, którzy kochają mnie i nie wiodą sporów.
Pewnego jednak dnia, siedząc pod drzewem, jął myśleć o zajściu w Kausambi. W tej chwili ujrzał stadko słoni. Największy z nich podszedł do rzeki, przyniósł w trąbie wody i napoił towarzyszy. Gdy ugasiły pragnienie, zaczęły słonie szydzić z przywódcy, a nawet bić go trąbami, wreszcie wygnały precz. Mistrz powiedział sobie że taki sam go spotkał los, padł, jak ów słoń, ofiarą niewdzięczności. Widząc, jak jest smutny, słoń zbliżył się, spojrzał nań życzliwie, potem zaś przyniósł mu pożywienie i wodę.
Odpocząwszy, dotarł Mistrz do Sravasti i znalazł ukojenie w parku Dżety.
Nieraz wspominał jednak z bólem o mnichach z Kausambi. Otóż jednego ranka ujrzał ich u wnijścia do parku. Bardzo byli przygnębieni, nie dostawali jałmużny od mieszkańców, oburzonych tem, co uczynili Mistrzowi, tak że wkońcu zdecydowali się iść przeprosić go. Winny mnich uznał swój błąd, został łagodnie ukarany, przeciwnicy jego i obrońcy obustronnie zaświadczyli, iż nie mieli słuszności i przyrzekli przestrzegać ściśle prawa. Przepoiło to Mistrza radością wielką i wszelkie spory w gminie ustały.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: André-Ferdinand Hérold i tłumacza: Franciszek Mirandola.