Życie Mahometa/Rozdział XXXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Mahometa |
Pochodzenie | Koran (wyd. Nowolecki) |
Wydawca | Aleksander Nowolecki |
Data wyd. | 1858 |
Druk | J. Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Armja gotuje się do pochodu. Dowództwo powierzone Osamie. Pożegnanie proroka z wojskiem. Ostatnia jego choroba. Przemowa w Meczecie.
Z początkiem jedenastego roku Hegiry, ukończono wojenne przygotowania, armja gotowa była wyruszyć w pochód. I to może służyć za dowód osłabienia umysłu proroka, iż dowództwo tak potężnéj siły, w tak ważnéj wyprawie, zamiast złożenia w ręce którego z doświadczonych wodzów, powierzył Osamie dwudziestoletniemu młodzieńcowi. Spowodowały go do tego, zapewne wspomnienia wdzięczności. Osama był synem Zeida, wiernego wyzwoleńca. Zeid do ostatnich chwil dawał mu dowody poświęcenia, poległ bohatersko walcząc za wiarę.
Postrzegłszy niestosowność swego wyboru, począł się lękać, by wojsko nic było krnąbrne i nieposłuszne tak młodemu dowódcy. Przy głównym więc przeglądzie zachęcał żołnierzy do karności i posłuszeństwa; przywodził im na pamięć świetne czyny i zaszczytny zgon ojca Osamy. Następnie umieściwszy sztandar w ręku młodego wodza, zaklął go, by go do ostatniéj kropli krwi bronił. Armja opuściła Medynę tegoż samego dnia, i rozłożyła się na noc o kilka mil od miasta w wiosce Dżorf, ale zaszłe okoliczności, spowodowały zaniechanie wyprawy.
Tejże nocy miał Mahomet napad choroby, na którą już od kilku lat cierpiał, a którą otruciu w Chaibar przypisują. — Poczęła się od silnego bólu i zawrotu głowy, później dołączyła się gorączka i maligna.
Zerwawszy się w głęboką noc z łoża, krzyknął na sługę, by mu towarzyszył; mówiąc: iż go umarli na cmentarz Medyny wzywają, by się modlił za nich. Z niewolnikiem przebiegi we śnie i ciszy pogrążone miasto i podążył na cmentarz. — Tu wśród mogił, wzniósł ręce i zawołał: „Cieszcie się grobowi mieszkańcy! Stokroć spokojniejszym będzie poranek przyszłego życia, niźli na tym świecie śmiertelnych. Szczęśliwsi jesteście od nich. Bóg uwolnił was od nawałnic, które im grożą, i które coraz groźniejsze i czarniejsze, gromadzą się nad ich głowami.“
Pomodliwszy się, wrócił z niewolnikiem do domu.
Od tego dnia, mimo to iż nie zmieniał trybu życia, i hardo stawiał się chorobie, ta poczęła zastraszające robić postępy. Czując blizką śmierć, pragnął ostatnie chwile przepędzić obok ukochanéj Ajeszy. Wsparty na ramieniu Alego i Fadla syna Ala‑Abbasa, zawlókł się do jéj mieszkania. — Ajesza również cierpiała na ból głowy, i poczęła go prosić o lekarstwo.
„Na co ci lekarstwo?“ rzekł: „lepiéj dla ciebie że umrzesz przedemną. Mógłbym wówczas zamknąć ci oczy; otulić w całun; złożyć w grobie i modlić się za ciebie.“
„Tak,“ odrzekła: „a późniéj wrócić do domu i pieścić się z drugą żoną.“
Ta czuła zazdrość kobieca, wywołała uśmiech na usta Mahometa. Fatyma, jedyna pozostała córka, żona Alego, przybiegła do łoża ojca. Spotkanie ich tak opisuje Ajesza:
„Witaj mi dziecię,“ rzekł prorok i posadził ją obok siebie; następnie szepnął jéj coś do ucha, na co zalała się łzami. Widząc jéj żałość znów coś powiedział i Fatyma rozjaśniła oblicze. „Cóż to ma się znaczyć?“ spytałam się Fatymy. „Nie mogę wyjawiać tajemnic proroka Bożego,“ odrzekła. Po śmierci ojca powiedziała wszystko. Zrazu szepnął jej, iż czuje śmierć zbliżającą się, późniéj widząc jéj łzy dodał, iż niedługo pośpieszy za nim, do nieba, gdzie ją książęca godność czeka.
Następnego dnia, trawiła go okropna gorączka, co moment oblewano mu głowę i plecy wodą; on wołał: „Czuję truciznę Chaibaru szarpiącą wnętrzności moje.“
Przyszedłszy cokolwiek do siebie, zawlókł się do Meczetu; tu modlił się gorąco, następnie rzekł do słuchaczy. „Jeśli któremu z was, cięży co na sumieniu, niech mi wszystko wypowie, bym błagał Boga o przebaczenie jego grzechów.“
Słysząc to człowiek, uchodzący dotychczas za żarliwego Muzułmana, powstał i wyznał, iż był obłudnikiem, kłamcą i niewiernym. „Precz“ zawołał Omar, „czemuż wyjawiasz to, co Bóg chciał, by zostało ukrytem?“ Mahomet zwrócił się z wyrzutem do Omara, i rzekł: „Synu Kattaba! lepiéj rumienić się na tym świecie, jak cierpieć na tamtym.“ Następnie wznosząc oczy wniebo: „Boże!“ zawołał: „Umocnij go w wierze, wléj w niego stałość!“
A potem powtórnie zwracając się do pobożnych powiedział: „Jestże taki między wami, któregom uderzył; oto moje plecy, niech mnie w zamian bije. Jestże taki, któregom oczernił; niech mi czyni wyrzuty. Jestże taki, któremum co wydarł nieprawnie, niech stanie, bym mu wynagrodził stratę.“
Słysząc to człowiek z tłumu, wspomniał mu o długu trzech denarów srebrnych; zapłacono mu go natychmiast. „Lepiéj“ rzekł prorok, „być na tym świecie karanym, niż cierpieć przez całą wieczność.“
Następnie począł gorąco modlić się za tych, co padli mężnie walcząc przy jego boku pod Ohud i w innych bitwach.
Potém zaklinał Mohadżerynów czyli wychodźców, by miłowali i czcili Ansarianów, czyli sprzymierzeńców Medyny.
„Liczba wyznawców,“ rzekł „powiększy się, liczba sprzymierzeńców, niepowiększy się nigdy. To była moja rodzina, u nich przytułek znalazłem. Czyńcie dobrze tym, którzy im dobrze czynią, a strońcie od tych, co są ich nieprzyjaciółmi“.
Następnie dał trzy pożegnalne przykazania:
Pierwzse. Wypędźcie niewiernych z Arabji.
Drugie. Dozwólcie wszystkim nawróconym używać przywilejów na równi z wami.
Trzecie. Poświęcajcie się ciągle modlitwom.
Po skończeniu téj mowy, wycieńczonego, zaniesiono do mieszkania Ajeszy.
Choroba z każdym dniem groźniejszą przybierała postać; co moment w obłąkaniu wspominał o odwiedzinach anioła Gabrjela, który miał przybywać od Boga, by pytać się o jego zdrowie.
W Piątek w dniu świątecznym, przygotował się do sprawiania obrządków w Meczecie, dla orzeźwienia oblał się wodą, ale wychodząc zemdlał. Przyszedłszy do siebie, naznaczył Abu‑Bekera do przewodniczenia w jego miejscu modlitwom, mówiąc: „Allah dał słudze swemu prawo naznaczać, kogo zechce na zastępcę.“
Za zjawieniem się Abu‑Bekera na mównicy, powstał głuchy szmer i zamięszanie, lud myślał iż prorok już nie żył. Dowiedziawszy się o tém Mahomet, wsparł się na ramionach Alego i Al‑Abbassa, zawlókł się do Meczetu, gdzie zjawienie się jego żywą wywołało radość. Abu‑Beker przeształ się modlić, ale prorok rozkazał mu aby kończył, usiadł za nim wtyle, i powtarzał jego słowa. Następnie zwracając się do słuchaczy: „Słyszałem,“ rzekł, „że wieść o śmierci proroka przeraziła was; czyż przedemną który prorok żył wiecznie, myślicież że nigdy was nieopuszczę? Każda rzecz dzieje się wedle woli Bożej i ma swój kres nieomylny.“
„Wracam do tego, co mnie zesłał; ostatniém mojém życzeniem jest, byście pozostali w zgodzie, miłowali się, czcili i wspomagali nawzajem, zachęcali się w spełnianiu przykazań wiary; te jedynie prowadzą człowieka do szczęścia, inne zaś wiodą go do zguby.“
W końcu dodał: „Poprzedzam was tylko, wkrótce podążycie za mną. Śmierć czeka nas wszystkich. Życie moje było dla waszego dobra, taką też i śmierć moja będzie.“ Były to ostatnie słowa do ludu; Ali i Abbas odprowadzili go do mieszkania Ajeszy.
Następnego dnia czuł się tyle lepiej, że Ali, Abu‑Beker i Omar nieodstępnie czuwający przy jego łożu, oddalili się na chwilę do swoich zatrudnień. Pozostała jedna Ajesza. Polepszenie było chwilowe. Boleści wróciły stokroć dotkliwsze. Czując blizką ostatnią godzinę, obdarował wolnością niewolników swoich, a pieniądze znajdujące się w domu, rozkazał rozdać ubogim; potém wlepiając oczy w niebo: „Niech Bóg będzie zemną w passowaniu się ze śmiercią,“ zawołał. Ajesza posłała niewolnika po ojca i po Hafsę. Pozostawszy z nim sama, wsparła głowę jego na swém łonie i usiłowała czułą pieczołowitością osłodzić jego konanie. Co chwila Mahomet, zanurzał rękę w wodę i skrapiał nią twarz. Wreszcie wlepiwszy oczy nioruchomie w niebo. „O Allahu!“ zawołał przerywanym głosem, „niech spełni się twa wola między świetnemi towarzyszami w raju.“
W parę chwil zlodowaciały mu ręce, skonał. — Ajesza złożyła jego głowę na poduszce; a bijąc się w głowę i piersi, oddawała rozpaczy. Jęki jéj sprowadziły drugie żony Mahometa, i wkrótce wieść o jego śmierci gruchnęła po mieście. Przestrach opanował lud. Rzucono z rąk wszystko. Armja, która zwinąwszy namioty, miała ruszyć w pochód, otrzymała rozkaz wstrzymania się. Osama zaś dosiadłszy konia cwałem przybiegł do Medyny, i zatknął swój sztandar u drzwi proroka. Lud tłumnie okolił trupa. Wielu niechciało własnym wierzyć oczom. „Czyż mógł umrzeć?“ wołali. „Nie jest że pośrednikiem naszym u Boga? Mógłże on umrzeć? To tylko uśpienie jak w niebo uniesiony został Isa, (Jezus), i inni prorocy.“
Lud oblegający dom, głośno domagał się, by nic chowano trupa; gdy w tém zjawił się Omar. Wyrwał bułat z pochwy, a rzuciwszy się w tłum, groził śmiercią każdemu, coby śmiał wierzyć w śmierć proroka. „Na czas jakiś tylko opuścił nas“ mówił, „tak jak Messa (Mojżesz), syn Imrama na czterdzieści dni oddalił się w góry; on również powróci do nas.“
Abu‑Beker, który dowiedział się o zgonie proroka w odległéj części miasta, przybył w porę by przytłumić wybuchy Omara i uniesienie ludu. Wszedłszy do izby, gdzie spoczywały zwłoki, podniósł całun, a całując zimne usta. „O Ty!“ zawołał; „coś mi był ojcem i matką, który oddychasz słodyczą po śmierci! Żyjesz teraz w wieczném szczęściu, bo Allah nigdy nie ześle na ciebie powtórnego zgonu!“
„Bóg sam powiedział w Koranie, że Mahomet był posłannikiem jego i podlegał śmierci. Macież przeto wyrzekać się jego wiary? Pamiętajcie! odszczepieństwo wasze nie dotknie Boga, tylko was samych, błogosławieństwo zaś Allaha, spłynie na wiernych.“ Lud słuchał tych słów, rzewne łzy lejąc. Przekonały one Omara, ale nic pocieszyły go, cisnął się na ziemię w rozpaczy, opłakując zgon wodza i przyjaciela.
Śmierć proroka wedle historyków Abulfedy i Al‑Dżanabi nastąpiła w sześdziesiątą trzecią rocznicę jego urodzin, w jedenastym roku Hegiry, a sześćset trzydziestym drugim ery chrześcijańskiéj.
Ciało umyte i skropione wonnościami, owinięto w trzy powłoki, dwie białe, a trzecią z sukna pasistego Yemen. Następnie perfumowano aloesem, bursztynem, piżmem i wonnemi ziołami. Potem wystawiono na widok publiczny, i siedemdziesiąt dwie modlitw odmówiono nad niém. Trzy dni tak stało wedle zwyczaju wschodniego. Gdy już poczynały pokazywać się ślady zepsucia, wzięto się do pogrzebu. Tu powstała sprzeczka, co do miejsca, gdzie zwłoki złożyć miano. Mohadżerynowie, obstawali za rodzinnem miastem proroka Mekką. Ansarianie za Medyną. Inni znów, chcieli by je przeniesiono do Jerozolimy; gdzie spoczywają drudzy prorocy. Wreszcie Abu‑Beker, którego słowa rozstrzygały wszelkie spory, oznajmił życzenie Mahometa; „spocząć, gdzie umarł.“ Życzenie to spełniono dosłownie i pogrzebano go w domu Ajeszy, pod łożem, na którém skonał.
Nota. Dom Ajeszy stał obok meczetu, skromnego budynku, ze ścianami lepionemi z gliny, dachem krytym palmowemi liściami, wspartym na drewnianych słupach. Przemieniono go późniéj w obszerną świątynię, w kształcie kolumnady, sto trzydzieści kroków w kwadrat mającą, z czterema bramami.
Kolumnady złożone są z kilku szeregów słupów, pokrytych bogatemi malowidłami. Po rogach stoją cztery minarety.
W południowo wschodniéj części budynku, jest miejsce zagrodzone, zielono malowanemi kratami, tak szczelnie przeplatanemi drutem, że tylko przez małe sześciocalowe okienka zajrzeć doń można. Tu są groby proroka i jego dwóch następców i przyjaciół Abu‑Bekera i Omara. Wyniosła kopuła z pół księżycem na wierzchu wznosi się nad niemi. Meczet, gdzie leży prorok, uległ zniszczeniu, i był rozwalonym przez burzę, odbudował go Sułtan Egiptu; rozszerzył zaś i wzbogacił Kalif‑Walid. Zrabowali potem Wehabici. Teraz czuwa nad nim trzydziestu Agów z wodzem zwanym Szeik‑al‑Haram, to jest wódz świętego domu. Szczegóły te czerpaliśmy z opisów Burckharda.