Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom III/Część trzecia/Rozdział V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.
MASKARADA.

Maskarada składała się z poczwórnego rydwanu, któremu towarzyszyli konno mężczyźni i kobiety; jeźdźcy i amazonki mieli fantastyczne ubiory, zarazem eleganckie i bogate; większa część tych masek należała do klasy średniej, zamożnej.
Rozeszła się była wieść, że zbiera się maskarada dla zadrwienia z cholery i dla ożywienia tym uciesznym sposobem ducha przelęknionego ludu; natychmiast artyści, młodzież światowa, studenci, czeladź kupiecka i t. p. zgłosili się na to wezwanie, i, lubo dotąd jedni drugim wcale nieznani, prędko się ze sobą zbratali; wielu było takich, co, dla uzupełnienia uroczystości, przyprowadzili swoje kochanki; zebrana przez podpisy składka pokryła koszta zabawy, i rano, po świetnem śniadaniu na końcu Paryża, wesoła kompanja wyruszyła odważnie w pochód, dla zakończenia dnia sutym obiadem, na placu, przed kościołem Matki Boskiej.
Mówimy odważnie, bo prawdziwie wytrwałego musiały być umysłu te młode kobiety, i rzadkiej stałości charakteru, aby tak przebyć to wielkie miasto, pogrążone w trwodze i rozpaczy, aby wymijać co krok targi, lektyki, karawany, napełnione chorymi, trupami, aby wreszcie na nich nie zważać i jeszcze żartować i śmiać się z klęski, która dziesiątkowała ludność miasta.
Dwaj mężczyźni, dziwacznie przebrani za pocztyljonów żałobnych, ozdobieni ogromnemi fałszywemi nosami, mający w kapeluszach plorezy z różowej krepy, a w dziurkach od guzików wielkie bukiety różane i z czarnej krepy fontazie, powozili rydwanem.
Na tym rydwanie postawione były alegoryczne osoby, wyobrażające:
Wino. — Wesołość. — Miłość. — Grę.
Powołaniem tych symbolicznych osób było ożywiać pochód, zapomocą żarcików, śmiechów, igraszek, przedrzeźniań, uczynić otoczenie szczególnie nieczułem, a przeto nieprzystępnem dla cholery. Chciano ją tym szyderskim sposobem pognębić, uśmierzyć.
Wino miało za reprezentanta Sylena otyłego, brzuchatego, rogatego, mającego skronie bluszczem uwieńczone, rysią skórę na barkach, a w ręku wielką pozłocistą czarę, otoczoną kwiatami.
Co chwila Nini-Moulin (któż byłby odpowiedniejszy do tej roli?) wypróżniał czarę, poczem obracał się i wyśmiewał z poczciwej Cholery.
Cholerzysko przedstawiał trupowaty Geront, na pół obwinięty w prześcieradło; maska jego, z zielonawej tektury, z czerwonemi, zapadłemi oczami, zdawała się bezustannie przedrzeźniać śmierć w sposób bardzo ucieszny; na głowie upudrowana, ufryzowana peruka. Tym śmiesznym reprezentantem cholery był Leżynago.
Nieodstępny towarzysz Jakóba, Morok, przebrany za króla karowego, przedstawiał Grę.
Wesołość, bezustannie śmiejąca się, wywijała około uszów Cholery pozłacanem berłem z dzwoneczkami; Wesołością była młoda, żywa, dziewczyna, która piękne czarne włosy nakryła czerwoną czapką frygijską.
Inna ładna dziewczyna, panna Modesta Bornichoux, wyobrażała Miłość i przedziwnie ją wyobrażała; nie można było dobrać na Miłość piękniejszej twarzy i ładniejszych form ciała.
Oberża, w której odbywać się miała uczta uczestników maskarady, była właśnie położona niedaleko od nieszczęsnego głównego szpitala, a stąd krzyki umierających i śpiewy bachickie biesiadników musiały kolejno i nawzajem przeplatać się i głuszyć.
Maski, wysiadłszy z powozu i zsiadłszy z koni, udały się na ucztę.
Aktorowie maskarady zasiedli do stołu w wielkiej sali oberży. Hałaśliwi są, weseli; w ich wesołości przecież daje się spostrzegać coś niezwykłego...
Większa część biesiadników pozajmowała miejsca, każdy według swego gustu, przy swojej kochance, a celibaci mieścili się, gdzie mogli.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.