Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom IV/Część druga/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.
RYWALKI.

Łatwo sobie wyobrazić zdziwienie i pomieszanie panny Cardoville, gdy Róża-Pompom wesołym i swobodnym tonem rzekła do niej:
— Rada jestem, że tu panią zastaję; będziemy miały do pomówienia z sobą... Chcę tylko wprzód ucałować biedną Garbuskę, jeżeli mi pani pozwoli.
Agrykola rzekł cichutko do Adrjanny, nie zwracając uwagi na bezczelność gryzetki:
— Niestety, pani... już po niej... Cefiza wydała ostatnie tchnienie... nie odzyskawszy przytomności.
— Biedna dziewczyna! — rzekła Adrjawna z rozrzewnieniem, zapominając na chwilę o Róży-Pompon.
— Trzeba będzie ukrywać tę smutną wiadomość przed Garbuską, a potem dopiero, powoli, ostrożnie, zawiadomić ją — rzekł Agrykola. — Szczęście też, że Róża-Pompon nic o tem nie wie.
Tu Agrykola wzrokiem wskazał pannie de Cardoville na Różę-Pompon, siedzącą w kuczki przy Garbusce.
— Ach! moja Garbusko — mówiła ona prędko i z uczuciem, gdyż piękne jej oczy łzami się zrosiły — czy to podobna, żebyś ty miała popełnić takie głupstwo?... Alboż to biedni ludzie nawzajem się nie ratują?... Nie mogłaś udać się do mnie?... Wiedziałaś dobrze, że co moje, to i twoje...
— Wiem, że jesteś litościwa — rzekła Garbuska, albowiem wiedziała od swej siostry Bachantki, że Róża-Pompon, jak tyle jej podobnych kobiet, miała dobre serce.
A Róża-Pompon zrobiła nadętą minkę i ciągnęła dalej:
— Bądźcie spokojne. Przynajmniej to dobrze, że niech tylko w lepszym znajdę się stanie, a zaraz uczują to mniej szczęśliwe przyjaciółki; bo też pięknieby to było zachować szczęście dla siebie samej tylko! Pozwól więc raz jeszcze ucałować się serdecznie... a nie martw się już... i Cefiza niech się nie martwi... rozumiesz?... bo ja teraz jestem tu.
I Róża-Pompon serdecznie uściskała Garbuskę.
Takież to więc było stworzenie, dla którego poświęcił ją Dżalma?
Jeżeli pierwsze uczucia Adrjanny na widok Róży-Pompon były niezmiernie przykre, zastanowienie jednak nasunęło jej niebawem wątpliwości, które prędko zamieniły się w miłą nadzieję. Wkrótce więc powątpiewania Adrjanny o gorącej miłości księcia dla takiej Róży-Pompon przemieniły się w pewność, w zupełne niedowierzanie; zbyt przenikliwym obdarzona rozsądkiem i zbyt wielką przezornością, iżby nie miała odgadnąć, że te pozorne związki, tak niepojęte ze strony księcia, ukrywać w sobie musiały jakąś tajemnicę; nad tem się zastanowiwszy, uczuła panna de Cardoville odradzającą się w sobie nadzieję. W miarę, jak ta błoga myśl rozwijała się w duszy Adrjanny, jej serce, boleśnie dotąd ściśnięte, otwierać się zaczynało; jakaś tęsknota za lepszą przyszłością coraz mocniej się w niej budziła.
Róża-Pompon, raz jeszcze ucałowawszy serdecznie Garbuskę, wstała i, zwracając się do Adrjanny, która zmierzyła zuchwałem okiem od stóp do głowy rzekła natrętnie-poufalym tonem:
— Teraz, pani, będziemy miały do pomówienia z sobą — Jestem na rozkazy pani — odpowiedziała Adrjanna z wielką łagodnością i szlachetną prostotą.
Na widok zwycięskiej, nakazującej miny Róży-Pompon, słysząc jej odezwanie się do panny Cardoville, zacny Agrykola, powiedziawszy jeszcze kilka tkliwych słów Garbusce, nadstawił ucha i na chwilę osłupiał, słysząc bezczelność gryzetki, potem zbliżył się do niej i rzekł jej pocichu, pociągnąwszy ją za rękaw:
— Ah! czyś zwarjowała? Czy wiesz, z kim mówisz?...
Adrjanna, obawiając się jakiego śmiesznego wybuchu o Dżalmie w obecności Agrykoli, dała mu znak i odpowiedziała gryzetce:
— Gotowa jestem słuchać panią, ale nie tu... Pojmujesz pani, dlaczego...
— Słusznie, uważa pani... mam przy sobie klucz.. jeżeli pani chce... idźmy do mnie...
To do mnie wymówione było chełpliwym tonem.
— Idźmy więc do pani, kiedy pani chce uczynić mi zaszczyt przyjęcia mnie u siebie... — odrzekła panna de Cardoville swym miłym, przejmującym głosem, lekko się skłoniwszy, tonem tak uprzejmie grzecznym, iż Róża-Pompon, pomimo swojej rubaszności, nie wiedziała, jak się ma znaleźć.
— Proszę panią, przebaczyć mi, że pójdę naprzód dla pokazania jej drogi; bo też prawdziwie w tym baraku można kark skręcić — powiedziała, przyciskając łokcie do ciała i przygryzając sobie usta, dla pokazania, że i ona też umiała pięknie mówić.
I dwie rywalki wyszły z poddasza, gdzie pozostał Agrykola z Garbuską.
W kilka chwil potem, gryzetka z panną de Cardoville stanęły w apartamentach Filemona. Osobliwe to pomieszkanie znajdowało się w tym samym malowniczym nieładzie, w jakim je zostawiła Róża-Pompon, gdy Nini-Moulin, przybywszy po nią, zabrał ją i zawiózł na miejsce tajemniczej awantury. Róża-Pompon, pomimo swojej śmiałości, uczuła głębokie, niespokojne wrażenie od chwili, jak się znajdowała sam na sam z panną le Cardoville; najprzód rzadka piękność młodej patrycjuszki, jej postępowanie, godny i uprzejmy zarazem sposób, jakim odpowiedziała na rubaszne wyzwanie gryzetki, mocno zaczynały jej imponować; nadto Róża-Pompon, dobra zresztą dziewczyna, wielce wzruszyła się, gdy usłyszała pannę de Cardoville, nazywającą Garbuskę swoją siostrą, swoją przyjaciółką. Z tem wszystkiem, nie chcąc okazać, że ulega z krzywdą miłości własnej, usiłowała, w miarę możności, utrzymać swój ton i, zamknąwszy drzwi na rygiel, rzekła do Adrjanny:
— Pozwól sobie pani usiąść.
Zawsze starała się pokazać, że i jej nie zbywa na pięknych sposobach mówienia.
Panna de Cardoviłle od niechcenia wzięła krzesło, a tymczasem Róża-Pompon, pragnąc okazać swą gościnność, żywo zawołała:
— Nie bierz pani tego krzesła; brak mu nogi.
Adrjanna sięgnęła ręką po inne.
— I tego niech pani nie rusza, bo poręcz wcale się nie trzyma — zawołała znowu Róża-Pompon.
I prawdę mówiła, gdyż poręcz tego krzesła pozostała w ręku panny de Cardoville, która ją ostrożnie położyła na krześle, mówiąc:
— Sądzę, że równie dogodnie będziemy mogły pomówić, stojąc.
— Jak się pani podoba — odpowiedziała Róża-Pompon, tem bardziej podpierając się pod boki, że czuła, jak się zmieszała.
I rozmowa panny de Cardoville z gryzetką rozpoczęła się w następujący sposób.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.