Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom IV/Część druga/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.
WYZNANIE.

Podczas opisanej powyżej sceny, żywe wzruszenie odkryło rumieńcem twarz panny Adrjanny de Cardoville, zbladłej, zmizerniałej od zmartwienia.
Po chwili Garbuska odzyskała przytomność.

O czasu osobliwego zdarzenia w teatrze, przy Bramie Św. Marcina, kiedy Dżalma, z narażeniem swego życia, rzucił się na czarnego rysia, tuż przed oczyma panny de Cardoville, młoda ta dziewica doświadczyła różnych, głęboko przejmujących zmartwień. Zapominając o zazdrości i upokorzeniu na widok Dżalmy... Dżalmy, afiszującego się w oczach wszystkich obecnych z godną pogardy kobietą, Adrjanna, omamiona na chwilę bohaterskim postępkiem księcia, pomyślała sobie:
— Pomimo najgorszych pozorów, Dżalma kocha mnie jeszcze, kiedy odważył się narazić prawie na śmierć, dla pochwycenia mojego bukietu.
A jednakże Adrjanna czuła ku rywalce zazdrość, tem boleśniejszą, tem bardziej upokarzającą, że ta rywalka żadną miarą nie mogła się z nią zrównać.
Tegoż samego jeszcze dnia, kiedy Adrjanna, dowiedziawszy się nareszcie o miejscu zamieszkania Garbuski, tak cudownie uratowała ją od śmierci, Agrykola Baudoin, znajdujący się podówczas w pałacu Cardoville, dla po mówienia w interesach pana Hardy, prosił Adrjannę, aby pozwoliła towarzyszyć jej na ulicę Klodoweusza, i oboje się tam udali.
Dzięki przytomności Adrjanny i jej zręcznemu zmyśleniu, wyrobnica dała się przekonać, że Cefiza mogła jeszcze być przeniesiona do najbliższego ambulansu, gdzie udzielano jej potrzebnej pomocy i, jak się zdawało, nie tracono nadziei, że wyzdrowieje.
Garbuska powali przychodziła do siebie; nie wszystko odrazu pojmowała, co jej mówiono, dlatego i powyższą bajkę przyjęła bez najmniejszego podejrzenia, i o tem także nie wiedząc, że Agrykola znajduje się w towarzystwie panny Cardoville.
— Pani to, Cefiza i ja winnyśmy życie — rzekła Garbuska, zwróciwszy swoją łagodną melancholijną twarz do Adrjanny. — Pani to, klęczącej na tem poddaszu... przy tem łożu nędzy, na którem ja i moja siostra, chciałyśmy umrzeć... bo Cefizie... jak mnie pani zapewniasz... równie jak i mnie wcześnie udzielony został ratunek?
— Tak, bądź spokojną, moje życie, dopiero co powiedziano mi, że odzyskała przytomność. Lecz, powiedz mi — dodała panna Cardoville wzruszonym głosem — nim powzięłaś tak rozpaczliwy krok, pisałaś do mnie, nieprawdaż?
— Tak, pani.
— Niestety! — rzekła smutnie Adrjanna — nie odebrawszy odpowiedzi ode mnie, pewno sądziłaś, że ja o tobie zapomniałam... że okazałam się względem ciebie okrutnie niewdzięczną?...
— Sądziłam, że słusznie obraziłaś się, pani, mojem nagłem odejściem od niej...
— Ja... obrazić się!... Niestety! twojego listu... nie otrzymałam...
— A przecież pani wiesz, żem do pani pisała?
— Tak jest, wiem nawet i o tem, żeś go pisała u mego odźwiernego; nieszczęściem, oddał on ów list jednej z moich służących imienia Floryna, mówiąc jej, że list był od ciebie.
— Florynie; tej pannie, niegdyś tak dobrej dla mnie? — Floryna zdradzała mnie niegodziwie; zaprzedawszy się mym nieprzyjaciołom, służyła im za szpiega. Ale umarła, ona także... tak młoda... tak piękna!... Pomimo błędu, śmierć jej głęboko mnie wzruszyła; bowiem wyznała swoje błędy z żalem; dzięki jej wyznaniom przekonałam się, jak słuszny był twój wstręt do pewnego nędznika, którego ja ciągle broniłam przeciwko twym podejrzeniom.
— Pana Rodina... — rzekła Garbuska, wzdrygnąwszy się.
— Tak jest... — odpowiedziała Adrjanna — ale nie mówmy teraz o tych ludziach... Myśl o nich popsułaby mi radość oglądania ciebie... chwała Bogu, coraz lepiej ci... bo głos twój już nie jest słaby, a lica zaczynają się rumienić Bogu dzięki, szczęśliwa jestem, że cię znajduję!... Tyle ci chcę powiedzieć!
Tu lica panny de Cardoville pokryły się żywym rumieńcem.
— A czemże zasłużyć sobie mogłam na takie zaufanie pani? — zapytała coraz mocniej zdziwiona Garbuska.
— Delikatność twojego serca, pewność twego charakteru — odpowiedziała Adrjanna z małem wahaniem... — zresztą, jesteś kobietą... i pewna jestem, że lepiej niż ktokolwiek inny pojmiesz, co ja cierpię, i litować się będziesz nade mną...
— Nad panią litować się... — rzekła Garbuska, której zdziwienie powiększyło się jeszcze — ja, nad panią... która jesteś tak dostojną damą i której tak zazdroszczą.. ja tak niska, tak nic nie znacząca, litować się mam nad panią?
— Powiedz raczej, moja kochana przyjaciółko — rzekła Adrjanna po chwilowem milczeniu — najdotkliwszemi są te udręczenia, których nie śmiemy wyjawić nikomu z obawy, aby z nas nie szydzono lub nie pogardzano nami ... Jak bowiem ośmielić się można żądać, aby się nami zajmowano lub żałowano nas w cierpieniach, których same przed sobą nie śmiemy wyznać, gdyż same się przed sobą rumienimy za nie.
— Oh! tak, pani, okropna to rzecz, taka dolegliwość, zmartwienie, za które się człowiek wstydzić musi!... Oh! bardzo okropna!
Myśl, że panna Cardoville wie o jej miłości ku Agrykoli, zrazu tak przykra, wkrótce zamieniła się w sercu Garbuski, dzięki szlachetnemu instynktowi tej rzadkiej, dobrej istoty, w tkliwy żal, który dowodził całego jej przywiązania, całego uwielbienia dla Adrjanny.
— Może to być — myślała sobie Garbuska — zwyciężona będąc wpływem, jaki wywiera na mnie przezacna dobroć mej dobrodziejki, uczynię jej wyznanie, któregobym nikomu nie uczyniła, wyznanie, o którem niedawno sądziłam, że je do grobu z sobą poniosę... byłby to przynajmniej dowód mej wdzięczności dla panny Cardoville; lecz na nieszczęście ogołocona jestem ze smutnej pociechy po wierzenia mej dobrodziejce jedynego w mem życiu sekretu. A zresztą, jakkolwiek szlachetna jest dla mnie litość, jakkolwiek rozsądnem jest jej przywiązanie, nie zdoła ona nigdy pojąć całej okropności położenia takiej, jak ja, istoty, ukrywającej w głębi zbolałego serca miłość zarówno pełną rozpaczy, jak śmieszną. Nie.. nie; i, po mimo delikatności jej przywiązania do mnie, żałując mnie, moja dobrodziejka razić mnie będzie, nie wiedząc o tem, bo sami tylko współnieszczęśliwi pocieszać się mogą... Niestety! czemuż nie pozwoliła mi umrzeć?
— Moje dziecko — rzekła smutnie Adrjanna — jeżeli obieram tę prawie uroczystą chwilę do przykrego dla mnie zwierzenia... czynię to dlatego, że się spodziewam, iż, gdy mnie wysłuchasz, przywiążesz się, pewna tego jestem, tem bardziej do życia, gdy się dowiesz, jak wielce potrzebne mi jest twoje przywiązanie... twoja pociecha... twoje politowanie...
Na te słowa Garbuska usiłowała podnieść się, usiadła więc, ręką się podparłszy, i patrzała na pannę Cardoville ze zdziwieniem. Nie mogła uwierzyć temu, co słyszała.
— Opiekunka moja — myślała Garbuska, — uczyniła mi przykre dla siebie wyznanie, prosi mnie o pocieszenie, o litość... mnie... biedną istotę...
— Kocham... — mówiła znowu Adrjanna z wybuchem długo tłumionego żalu — kocham... a nie jestem kochana... Miłość moja jest godna politowania, litości... pożera mnie... zabija mnie... a nie śmiem powierzyć nikomu tej nieszczęsnej tajemnicy.
— Podobnie jak ja... — powtórzyła Garbuska, wlepiwszy oczy w Adrjannę.
I pomyślała:
— Ona... królowa... przez swoją piękność, przez swoją godność, przez bogactwa i dowcip... cierpi równie jak ja... I podobnie jak ja, nieszczęśliwa istota... kocha...a nie jest kochana...
— Tak więc... tak... podobnie jak ty... kocham... a nie jestem kochaną... — zawołała panna Cardoville — czyż więc nie słusznie powiedziałam ci, że tobie jednej zwierzyć się będę mogła... bo, wyczerpawszy podobne udręczenia, ty jedna będziesz mogła odczuć je.
— Pani, wzgardzona... Ach! nie mogę temu wierzyć! — zawołała Garbuska.
— W to, co ty ledwo mogłaś powierzyć swemu dziennikowi, nieprawdaż? A więc dobrze, dowiedz się teraz o wszystkiem... Floryna, umierając, wyznała mi swoją zdrożność. Dopuściła się ona takiej niegodziwości, że ci wykradła twoje papiery, wszakże zniewolona będąc do tego przez ludzi, którym musiała być posłuszną... ale twój dziennik przeczytała... A ponieważ nie wygasły w niej jeszcze dobre uczucia, to czytanie, w którem malowała się twoja przedziwna rezygnacja, twoja smutna, czysta miłość, wszystko to uderzyło ją tak mocno, iż na łożu śmierci mogła była przytoczyć mi jeszcze niektóre ustępy z twego dziennika, tym sposobem tłumacząc mi przyczynę twego nagłego zniknięcia; nie wątpiła bowiem, że obawa rozgłoszenia twej miłości ku Agrykoli, była pewno przyczyną twego oddalenia.
— Pani, to przeraża...
— Uspokój się, moje dziecko; widzisz, jak broń złośliwych zwraca się częstokroć przeciwko nim samym, gdyż od chwili, kiedy się dowiedziałam o przyczynie twego oddalenia, tem mocniej jeszcze pokochałam cię. Od owej chwili używałam wszystkich sposobów dowiedzenia się o tobie; nakoniec, po długich poszukiwaniach, właśnie dziś rano, osoba, którą zobowiązałam, aby się dowiedziała o miejscu twego zamieszkania, potrafiła dowiedzieć się, że mieszkasz w tym domu. Pan Agrykola, będąc właśnie u mnie, prosił mnie, aby mógł udać się ze mną.
— Agrykola! — zawołała Garbuska, składając ręce — przybył...
— Tak, moje dziecko, uspokój się... Kiedy ja udzielałam ci pierwszego ratunku... on tymczasem zajmował się twoją biedną siostrą... wkrótce go ujrzysz. Mówię ci tylko, że nie powinnaś była umierać, gdyż ludzie, kochający cię i ci, których ty kochasz, jeszcze cię potrzebują.
— Ja sądziłam, że pani jesteś szczęśliwą. Agrykola ożenił się z młodą dziewczyną, która kocha i która, jak się spodziewam, uszczęśliwi go. Komuż zresztą mogłam być użyteczną?
— Najprzód mnie, wiedz o tem... A potem, któż ci to powiedział, że Agrykola nigdy nie będzie potrzebować cię? Któż cię zapewnił, że szczęście jego lub jego rodziny będzie zawsze trwało i żadnych nie dozna niepomyślności? A i w takim nawet razie kiedyby wszyscy, co cię kochają, mieli być ciągle szczęśliwymi, czyżby ich szczęście było zupełne bez ciebie? A twoja śmierć, którąby może wyrzucali sobie, czyżby nie pozostawiła w nich wiecznego po tobie żalu?
— To prawda, pani... — odpowiedziała Garbuska.
— Biedne dziewczę! jak mówisz, opanował cię w owej strasznej chwili pewien rodzaj szału. Dlatego nie śmiem wyrzucać ci, żeś na chwilę o mnie zwątpiła. Bo i jakżebym ganić ci mogła? Alboż ja nie miałam myśli odebrania sobie życia?
— Czy to być może!... Pani? — zawołała Garbuska.
— Tak... myślałam już o tem... gdy przyszli powiedzieć mi, że umierająca Floryna życzy sobie mówić ze mną... wysłuchałam jej; zaznania jej natychmiast zmieniły moje postanowienia; owe ponure, nieznośne dla mnie życie, nagle się rozjaśniło. Wtedy poczucie obowiązku dodało mi nowych sił, mogłam wyjść z mego odrętwienia; przy pomocy księdza Gabrjela, nieoszacowanego księdza, oh! nieoszacowanego... ideału prawdziwego chrześcijanina... godnego brata przybranego Agrykoli, odważnie rozpoczęłam walkę.
W chwili, kiedy Adrjanna mówiła te słowa, słyszeć się dały prędkie kroki po schodach i odezwał się młody, świeży głos.
— Ach! mój Boże! biedna Garbuska!... w jak dobrą przybywam porę! Gdybym przynajmniej mogła w czem dopomóc jej!
I w tejże prawie chwili Róża-Pompon weszła z pośpiechem do poddasza. Niebawem przybył Agrykola i, wskazując otwarte okno, usiłował dać Adrjannie do zrozumienia, że nie wypadało mówić biednej wyrobnicy o nieszczęśliwej śmierci Bachantki. Panna Cardoville nie spostrzegła, czy nie zrozumiała tej pantomimy. Omal nie wyskoczyło serce Adrjanny z żalu, gniewu, dumy, gdy poznała dziewczynę, którą widziała w teatrze rasem z Dżalmą, a która właśnie była przyczyną strasznych męczarni, jakie cierpiała od owego nieszczęsnego wieczoru. Jeżeli głębokie było zdziwienie panny Cardoville, niemniej zdumiała się Róża-Pompon. Nietylko poznała w osobie Adrjamny piękną młodą dziewicę ze złocistemi włosami, która się znajdowała naprzeciwko niej w teatrze podczas przypadku z czarnym rysiem, ale miała ważne powody życzenia sobie tego tak nieprzewidzianego spotkania, niepodobna też odmalować złośliwego, triumfującego wzroku, pełnego radości, jaki niby od niechcenia rzuciła na Adrjannę. Pierwszą myślą panny Cardoville było oddalić się z poddasza; ale nietylko wieleby ją kosztowało, gdyby miała porzucić Garbuskę w tej chwili i tłumaczyć się przed Agrykolą, jaki jest powód tego nagłego oddalenia, lecz nadto zatrzymała ją trudna do pojęcia, mimowolna ciekawość pomimo obrażonej dumy. Pozostała więc.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.