Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom IV/Część trzecia/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.
OCZEKIWANIE.

Łatwiej jest pojąć, niż odmalować uczucia, jakich naprzemian doznawała panna de Cardoville w miarę, jak zbliżała się chwila rozmowy z Dżalmą. Ich zbliżenie się do siebie tyle napotkało dotąd bolesnych przeszkód, Adrjanna wiedziała, że ich nieprzyjaciele są tak czynni, tak przebiegli, tak zdradzieccy, iż powątpiewała jeszcze o swem szczęściu. Co chwila mimowolnie spoglądała na zegar; już tylko kilka minut...
Nareszcie wybiła ta uroczysta godzina. Każde uderzenie dzwonka zegarowego długo rozlegało się w głębi serca Adrjanny. Lecz w miarę jak ta, bardzo wreszcie słusznie domniemywana różnica przedłużała się najprzód do kilku minut... do kwadransa... dwudziestu minut, i więcej... Adrjanna czuła coraz większy, prawdziwszy niepokój; dwa czy trzy razy niecierpliwa dziewica, cicho na palcach zbliżała się do drzwi salonu i nadsłuchiwała...
Lecz nic nie słyszała...
Nie mogąc przezwyciężyć mimowolnie nasuwającej się się obawy, ani chcąc zrzec się tej ostatniej nadziei, wróciła się do kominka, potem zadzwoniła. Stary, siwy, czarno ubrany lokaj otworzy! drzwi, i z uszanowaniem w milczeniu czekał na rozkazy swej pani; ta rzekła mu spokojnym, głosem:
— Andrzeju, poproś Hebe, aby ci dała flakonik, którego zapomniałam na kominku w mym pokoju, i przynieś mi go.
Andrzej skłonił się; Adrjanna dodała z obojętną miną wskazując na zegar:
— Czy dobrze idzie ten zegar?
Andrzej dobył swego zegarka, rzucił na niego oczyma i rzekł:
— Tak, proszę parni... zregulowałem go z zegarem na Tuilerjach.
— To dobrze!... dziękuję ci... — rzekła Adrjanna dobrotliwie.
Andrzej ukłonił się znowu, wyszedł z salonu, i wszystko się uciszyło.
Rzuciwszy bolesny wzrok na portret właśnie na ścianie przed nią zawieszony, obok kominka, rzekła pocichu żałosnym głosem:
— O! moja matko!
Ledwie panna de Cardoville wymówiła te słowa, gdy przytłumiony turkot powozu, wjeżdżającego na dziedziniec pałacu, lekko zatrząsł oknami. Młoda dziewica zadrżała, nie mogąc wstrzymać okrzyku radości; serce jej wyskoczyło przeciw Dżalmy; albowiem tym razem, iż tak powiem, uczuła, że on to przybył. I zresztą tak była pewna, jakgdyby go już widziała.
Usiadła, otarłszy oczy. Ręka drżała jej jak liść. Mocno słyszeć się dający odgłos kilkorga drzwi, które jedne po drugich otwierano przed księciem, potwierdził wkrótce pewność jej przewidywania. Otworzyły się wreszcie złociste podwoje salonu i ukazał się książę. Kiedy lokaj zamykał drzwi, Andrzej, niebawem wszedłszy za księciem Dżalmą, gdy ten zbliżył się do Adrjanny, postawił na złocistym stole przy Adrjaonie tackę, na której stał kryształowy flakonik; potem zamknięto drzwi. Książę i panna de Cardoyille pozostali sami.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.