Żydzi Inflanccy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żydzi Inflanccy |
Pochodzenie | Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891) |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz |
Data wyd. | 1893 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków – Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały zbiór |
Indeks stron |
Przypatrzywszy się bacznie twarzom żydów inflanckich, można wyraźnie rozróżnić dwie odmienne rasy. U jednej widzimy cienki, ostry, mocno zagięty nos, regularne rysy, delikatną skórę, kolor zaś twarzy środkuje pomiędzy rumieńcem zdrowia a chorobliwie siną bladością. Dziewczęta tej rasy są niemal zawsze obdarowane prawdziwą pięknością, budowa ich ciała jednak jest za delikatną na ciężką pracę, do jakiej są przeznaczone. Troska, pełne kłopotów i nędzy życie, ryją na licach młodej jeszcze kobiety głębokie ślady. Kwiat młodości trwa krótko. W zaczerwienionych, w załzawionych oczach starców, w ich stwardniałych i tępych rysach, zaledwie można tych samych ludzi rozeznać. Druga rasa przypomina murzynów; szeroki i spłaszczony nos, szeroko wywinięte i mocno wystające sinawe wargi, płaskie, bez wyraźnych załomów u muszli uszy zdają się być krwi pozbawione. Barwa twarzy szara, albo szaro-brunatna, skóra i rysy grube i surowe. Miedziany kolor twarzy w późnym wieku nie jest skutkiem niewstrzemięźliwości. Tej drugiej rasy żydzi są szkaradni, zwłaszcza tak stare jako i młode kobiety; otyłość w późnym wieku rzadko się przytrafia. Wszystko, co etnograf Kohl w opisie Galicji o tamecznych żydach powiada, da się zastosować i do żydów tutejszych, próżnują i... oszukują. Krawcy, szewcy, blacharze, zegarmistrze, szklarze i rzeźnicy próżniaczo i niedbale rzemiosłem swojem zajmują się i nic zaoszczędzić nie mogą. Żydzi powszechnie jako kramarze snują się po kraju, oszukując łotewskiego chłopa, albo utrzymując w miastach i miasteczkach sklepy z nędznemi, łokciowemi towarami, rzadziej z kolonjalnemi, i o ile się uda, oszukują biednych konsumentów. Niektórzy z nich atoli, skutkiem szachrajstwa i lichwy, a następnie handlu bydłem, zbożem i drzewem, do tak znacznej doszli zamożności, że od lat wielu sami tylko zajmują się wielkiemi spekulacjami, pochwycili w swe ręce cały ruch handlowy i tak umieją nim obracać, iż naprzód już oznaczają ceny zboża i innych produktów. Obok znacznych na miejscu wyzyskanych kapitałów, nie mało im jeszcze dopomagają ułatwione środki komunikacyjne, jak koleje żelazne, telefony i telegrafy, łączące Inflanty ze wszystkiemi znaczniejszemi punktami kraju i zagranicy.
W charakterze żydów inflanckich, obok wstrętu do wszelkiej cięższej pracy, który uniemożliwia każde usiłowanie rządu, zachęcające ich do rolnictwa, głównie jeszcze dopatrzyć można: podstęp, chciwość, skłonność do oszustwa. Niemile uderza w oko bezustanne krzątanie się i pośpiech żydów, kręcących się po błotnistych ulicach miasteczek od rana do nocy. Nie widać w nich wewnętrznego spokoju. Chodzą zawsze pojedynczo, nigdy po dwóch. Nie słychać spokojnie prowadzonej rozmowy. W żywych ich i błyszczących oczach, odmiennych i nienaturalnych rysach twarzy przebija dobroduszność i zaufanie, ale tylko dopóki niema mowy o handlu i szacherce. Wielu z pomiędzy nich u właścicieli ziemskich spełnia obowiązki faktorów. Skoro podróżni (goście) do miasteczek przybędą, zaraz się oni zjawiają i w oberżach miejsce gospodarzy zastępują. Zapobiegliwość i ruchliwość takiego faktora z niczem nie da się porównać. Przez szczególną giętkość, potulność i pośpiech załatwiają najtrudniejsze sprawy. Przedmiot jakiś, który życzy sobie ktoś wyszukać i nabyć, chociażby jak najbardziej był ukrytym i trudnym do dostania, z pomocą faktora żyda w nader krótkim czasie sam nabywcy przedstawi się i to ze stron rozmaitych. Każdy chce być pierwszym do interesu. Czynni, grzeczni, niczem nie zrażający się, powiększają w swoim rodzaju ci szachraje i handlarze ruch i życie; gdzie widzą chociażby najmniejszy zarobek, nie żałują największych wysileń i zabiegów. Pomiędzy żydami Dynaburga, Rzeżycy i Lucyna, szczególnie wyróżniają się tacy faktorzy. Skoro żyd przedstawi się jako faktor, można być pewnym, że się w nim znajdzie zręcznego, roztropnego i niezmordowanego sługę, który nie lęka się ani nienawiści, ani wzgardy, i do którego w każdym interesie śmiało udać się można. Umieją odpowiedzieć na pytanie po polsku, po łotewsku, po rosyjsku, po niemiecku, a w Dynaburgu nawet i po francusku; po ukończonym zaś interesie, przemyślność takiego żyda, jego chyżość, jego milczenie, jego cierpliwość i wymowa, słowem: wszystkie jego cnoty kupują się za jakie parę złotówek. „Jeżeliś kiedy do jakiej drobnej sprawy użył żyda faktora“ — pisaliśmy przed laty na innem miejscu — „już trudno ci się go pozbyć, odtąd należy on do ciebie, albo raczej ty do niego; na ulicy idzie za tobą o 20 kroków, a o 10 odgadnie czego ci potrzeba. Siedzi na progu domu, do którego wszedłeś, przy wyjściu spotykasz się z jego wzrokiem pełnym szacunku, który doprasza się jakiego rozkazu; śpi na twoich schodach, pod twoim powozem, usługuje twoim ludziom, kłania się twemu psu na ulicy. Wszędzie go pełno; dwadzieścia razy wyłajesz go i odpędzisz, zniesie to i powróci. Chociaż się go usunie, zawsze nadejdzie dzień taki, taka chwila, taka okoliczność, że żyd będzie potrzebnym. Zaledwieś o tem pomyślał, już zjawia się jakby z pod ziemi, uniżenie zgięty, w postaci prawdziwie żydowskiej, którą nazwać można na pół stojącą, na pół klęczącą, — mina jego pokorna, ucho natężone. Jest to chwila tryumfu dla faktora; poświęcił on dla niej może jakie dwie doby, przez które uniżał się, męczył i czuwał. Zaledwieś przemówił, będziesz zaraz usłuchanym, i to z akuratnością, uszanowaniem, a kiedy nakoniec, po tylu trudach i ofiarach, ubogi ten brodaty sługa upragnioną odbiera nagrodę, ów pieniądz, na który z taką wytrwałością przez dni kilka pracował, dostrzeżesz w jego wdzięcznem wejrzeniu, że cię poleca łasce Abrahama i Izaaka, i gotów jest taką samą pracę za takąż małą nagrodę na nowo rozpocząć“.
Ponieważ zajęcie tego rodzaju nie wymaga zbyt wielkiej fizycznej pracy, przeto każdy żyd stara się, o ile możności, zostać w domu zajezdnym takiem factotum czyli faktorem. Cała umiejętność zasadza się na tem, aby mówić jak najwięcej, działać śpiesznie i zręcznie, chodzić na posyłki, wszystko to wykonywać chętnie i wytrwale, a za to niewielką, pobierać nagrodę. Inni żydzi znowu kręcą się po mieście z najrozmaitszemi towarami, roznoszą stare suknie, nowe czapki, kurczęta, owoce, pierniki, ryby, grzyby, jarzyny, zapałki i t. p., drudzy mają większe lub mniejsze sklepiki, inni znowu, zwłaszcza w Dynaburgu, siedzą podedrzwiami, albo na rynkach i ulicach przy małym wekslarskim stoliku, zaledwo dwie kwadratowe stopy powierzchni mającym, na nim układają rzędem różnego rodzaju monety; rzadko cały zapas sto rubli wynosi, często zaledwie 20 rubli w miedzianych się znajdzie monetach. Nie podobna zrozumieć, jakim sposobem taki handel człowieka, a nawet często całą rodzinę, wyżywić może.
Niektórzy żydzi u polskich jednodworców, albo u rosyjskich starowierców służą za furmanów i dorożkarzy, są posłańcami bogatych żydowskich spekulantów, a nakoniec zajmują się przepędzaniem bydła i wyrobnictwem. Żydzi żebracy, a zwłaszcza dzieci żebracze, roją się w małych żydowskioh miasteczkach Inllant. W żadnym kraju pomiędzy żydami niema tylu koszlawych i ułomnych. Jaka bieda u nich panuje, ile chorób, jaki głód, jaka nędza w zapowietrzonych wilgotnych mieszkaniach o niedostatecznem cieple i świetle, jak często pół tuzinem dzieci obdarzona rodzina mieścić się musi w jednej obrzydliwej izbie, w której łachmany, brud i choroby z każdego wyglądają kąta, — o tem trudno wytworzyć sobie jasne pojęcie. Ten tylko wyobrazić sobie może owe nędzne postacie, owe różnobarwnemi kawałami łatane płaszcze żebracze, godne przechowania w etnograficznem muzeum, a które na rynkach i targach żydowskich tu widzieć można, kto dobrze poznał stan Eskimosów, mieszkańców Nowej Holandji lub Ziemi Ognistej. Każdy powinien badać ową nędzę, a zwłaszcza ten, któremu zależy na wiadomości, do jakiego minimum dojść można w używaniu pokarmów, albo jak długo da się przygotowywać odzież z gałganów, jak długo żyć można w zapowietrzonem mieszkaniu, jak nakoniec wychowują się dzieci bez ubrania, bez bielizny, bez grzebienia, bez mydła, bez opieki, lekarstwa i nauki, przy samej tylko pomocy wytrwałej ludzkiej przyrody, która umie przeprowadzać człowieka przez choroby i nędzę. Jeden z miejscowych lekarzy, Dr. A. Brandt w Zalmujży, podając nam charakterystykę tych żydów, między innemi ciekawemi szczegółami utrzymuje, że mocno korzenne potrawy, wczesne żenienie się, jako też przeładowywanie pokarmem dzieci zgłodniałych, są główną przyczyną chorób i przedwczesnej śmierci. Lubo prawo krajowe surowo wzbrania zawierać wczesnych związków małżeńskich, żydzi zawsze przecie umieją znaleść sposoby przekroczenia rozporządzeń rządowych. Zwyczaj przedwczesnych pogrzebów, również przykrywania poduszkami głowy i ust umierającym, aby się nie męczyli, stał się, wedle tegoż lekarza, powodem nie jednej śmierci.
Znajdują się atoli zwyczaje, które utrzymane być winny. Każdy, kto umie wniknąć w myśl i pojęcie owej nieporównanej wierności, z jaką żydzi trzymają się świętych swoich zwyczajów, oprzeć się nie zdoła szczególnemu urokowi, gdy się w wigiliją sabatu znajdzie wieczorem w części miasteczka inflanckiego, przez samych starozakonnych zamieszkałego. Każde okno najuboższej nawet chatki rzuca jasną smugę światła, wychodzącą z trójramiennego srebrnego świecznika, na około ktorego zebrała się cała rodzina, aby spożyć chleb biały i koguta, którego gospodyni, stosując się do odwiecznego zwyczaju, przed gospodarzem postawiła. Czysto odziana żona i dzieci okrążają w pełnem uszanowania milczeniu ojca rodziny, ubranego w czarny połyskujący płaszcz jedwabny. Biedny kramarz, który przez sześć dni nosząc na plecach ciężar, włóczył się, znosząc żarty łotewskiego chłopa, przekleństwa i złorzeczenia żołnierzy, w dniu poświęconym czci Jehowy, czuje, że na nim spoczywają przedwieczne obietnice. Tutaj w Inflantach, jak i w innych częściach kraju, zachowały jeszcze znaczenie prawowierne zasady Myszny i Gemary w całej swej pierwotnej surowości. Skoro się skończy uczta, ojciec rodziny zwraca się ku wschodowi i odmawia modlitwę. Żonaty żyd odwiedza tu synagogę nie inaczej jak odziany w skrojoną na sposób wschodni śmiertelną koszulę, a do uszu podróżnego, jadącego w piątek wieczorem przez ulicę żydowskiej mieściny, w uroczystej ciszy dolatują z ust najbardziej uciśnionego ludu dumne zwycięskie słowa Machabeuszów: „Mi kummocho boellim Adonaj! (Któż między bogami podobny Jehowie“)?