Żywot Jezusa/Rozdział XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Renan
Tytuł Żywot Jezusa
Wydawca Andrzej Niemojewski
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Andrzej Niemojewski
Tytuł orygin. Vie de Jésus
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIX.
Wzrost zapału i egzaltacyi.

Rzecz prosta, że religijne stowarzyszenie, oparte wyłącznie na oczekiwaniu królestwa bożego, musiało być samo dla siebie czemś niedokształconem. Pierwsze pokolenie Chrześcian żyło tylko słowami i marzeniami. Czując się w przededniu końca świata, uważano wszystko za bezcelowe, co tyczyło świeckiego jutra. Nie wolno było nic posiadać[1]. Należało unikać wszystkiego, co wiązało człowieka z ziemią a odwracało od nieba. Niektórzy uczniowie byli wprawdzie żonaci; ale, jak się zdaje, po przyłączeniu się do sekty nikt nie zawierał związków małżeńskich[2]. Zalecano otwarcie celibat; zalecano nawet w małżeństwie wstrzemięźliwość[3]. Razu pewnego mistrz odezwał się, jak gdyby nawet z uznaniem dla tych, którzy się trzebili dla osiągnięcia królestwa bożego[4]. W tym wypadku wierny był następującej zasadzie swojej: »A jeśli ręka twoja, albo noga twoja gorszy cię, odetnij ją i zarzuć od siebie. Lepiej tobie ułomnym albo chromym wejść do żywota, niźli mając dwie ręce albo dwie nodze być wrzuconym w ogień wieczny«[5]. Wymieranie pokoleń uważano jako znak i warunek królestwa bożego[6].

Jak to widać, nigdy ów pierwotny kościół nie byłby stworzył instytucyi trwałej, gdyby nie wielka różnorodność sił nasiennych, zawarta w nauce Jezusa. Trzeba było przeszło stulecia na to, by z owej drobnej sekty, z owych »świętych dnia ostatecznego«, powstał prawdziwy kościół chrześciański, który nawrócił świat. Tak samo rzecz się ma z buddaizmem, który początkowo założony został tylko dla mnichów. I nie inny los spotkałby zakon św. Franciszka, gdyby mu się było udało stosownie do swych intencyi objąć w ramy swej organizacyi cały świat. Te wielkie instytucye, urodzone z utopii, zawdzięczające istnienie swe zrazu tylko egzageracyi, pod tym jedynie warunkiem objęły świat w posiadanie, że same się całkowicie przekształciły i owe egzageracye odrzuciły. Po za ten pierwszy okres zakonny Jezus nie wyszedł, po za ten okres, w którym się mniema, że można bezkarnie chcieć tworzyć coś niemożliwego. Dla konieczności nie zrobił on żadnych ustępstw. Wzywał śmiało do walki z naturą, do całkowitego stargania węzłów krwi. »Zaprawdę powiadam wam; iż niemasz żadnego, który opuścił dom, albo rodzice, albo bracią, albo żonę, albo dzieci dla królestwa bożego a nie miałby wziąć daleko więcej w tym czasie a w przyszłym wieku żywot wieczny«[7].

Wskazówki rzekome Jezusa, udzielane uczniom, tchną tą samą egzaltacyą[8]. On, tak pobłażliwy dla obcych, zadawalniający się niekiedy bardzo drobnymi objawami uznania[9], staje się niezmiernie surowym dla swoich. Stawia żądania bezwzględne. Niekiedy możnaby mniemać, że ma się przed sobą »zakon« oparty na najsurowszej regule. Wierny zasadzie, że troski życiowe uwodzą człowieka i obniżają, żądał od uczniów całkowitego zerwania z światem i bezwzględnego oddania się jego dziełu. Nie wolno mieć ani pieniędzy, ani żywności, ani tajstry podróżnej, ani nawet sukni na zmianę. Trzeba być zupełnie ubogim a żyć z jałmużny i gościnności. »Darmoście wzięli, darmo dawajcie«[10] zwykł był wyrażać się swym pięknym stylem. Pojmani, stawieni przed sędziów, nie mieli się nigdy przygotowywać do jakiejś obrony; ich rzecznik niebieski, Peraklit, natchnie ich, co mają mówić. Ojciec ześle im z nieba swego Ducha, który stanie się kierownikiem ich postępków, ich myśli, przewodnikiem ich przez świat[11]. Wypędzeni z jednego miasta, niechaj otrząsną pył ze swoich sandałów, zapowiedziawszy jednak mieszkańcom przyjście królestwa bożego, aby nie mogli się usprawiedliwić, że nie wiedzieli. I dodawał: »Zanim obejdziecie wszystkie miasta Izraela, przyjdzie Syn Człowieczy«.

Szczególnym tchnęły te jego słowa zapałem, który może wynikał po części z entuzyazmu jego uczniów[12]; ale zbudzić podobny entuzyazm to także jego dzieło. Przepowiada tym, którzy pójdą jego śladem, wielkie prześladowania i nienawiść rodu ludzkiego. Będziecie jako jagnięta w pośrodku wilków. Będziecie w synagogach biczowani, rzucani do więzienia. Brat wyda brata, syn ojca. Prześladowani w jednym kraju wchodźcie do drugiego. Mawiał: »Nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad pana swego. Dosyć uczniowi, aby był jako mistrz jego, a słudze jako pan jego. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało a dusze zabić nie mogą. Iżali dwu wróblów za pieniądz nie przedają, a jeden z nich nie upadnie na ziemię bez woli Ojca waszego. A wasze włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się tedy; lepsiście wy, niż wiele wróblów[13]. — I mówił dalej: »Wszelki, który mię wyzna przed ludźmi, wyznam go ja też przed Ojcem moim; a ktoby się wstydał mnie i słów moich między narodem, zawstyda się go i Syn Człowieczy, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z Anioły świętymi«[14].

W tej surowości posunął się tak daleko, iż odmówił wszelkich praw ciału. Wymagania jego nie miały już granic. Wzgardziwszy wszelkiemi ramami, w które ujęta jest natura ludzka, żądał, aby się tylko dla niego żyło, aby się tylko jego kochało. Mawiał: »A jeśli kto idzie do mnie a niema w nienawiści ojca swego i matki i żony i dzieci i braciej i sióstr, jeszcze też i duszy swojej, nie może być uczniem moim«[15] — »Tak tedy każdy z was, który nie odstępuje wszystkiego, co ma, nie może być moim uczniem«[16]. W słowach jego pojawiło się coś dziwnego, coś nadludzkiego; był to niby ogień, pożerający życie u samego korzenia i zamieniający wszystko w okropną pustynię. Uczucie dzikiego wstrętu do świata i przesadne zaparcie się siebie, owa oznaka chrześciańskiej doskonałości, to już nie ów pogodny moralista pierwszych dni, ale posępny olbrzym, którego coraz bardziej z pośrodka ludzkości wytrącały jakieś wielkie przeczucia. Możnaby mniemać, że w tych chwilach walki z uprawnionemi potrzebami serca zapomniał o rozkoszy życia, kochania, patrzenia, odczuwania. Nie uznając już żadnej miary odważył się mówić: »Kto chce zostać moim uczniem, niechaj się zaprze siebie a idzie za mną! Kto kocha więcej ojca swego i matkę swoją, nie jest mnie godzien; kto kocha więcej syna swego i córkę swoją, nie jest mnie godzien. Bo co pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał a na duszy swej szkodę podjął? Kto poświęca życie swoje dla mnie i dla Ewangielii, ten będzie zbawiony«[17]. To wyzywanie natury znamionują dwie anegdoty, których wprawdzie nie można uznać za historyczne, ale które dają bądź co bądź trafną charakterystykę duchowej fizyonomii Jezusa owej doby. Rzekł do niejakiego człowieka: »Pójdź za mną!« Ten odparł: »Panie, pozwól, abym pierwej pogrzebał ojca mojego«. Jezus rzekł mu na to: »Niechaj umarli grzebią swoje umarłe, ty zaś idź i zapowiadaj królestwo boże«. Inny człowiek rzekł do niego: »Panie, pójdę za tobą, ale pierwej mi dopuść rozprawić te rzeczy, które są doma«. Lecz Jezus odparł: »Żaden, który rękę swą przyłożył do pługa a ogląda się nazad, nie jest sposobny do królestwa bożego«[18]. Po wylewach takiej surowości następowało szczególne uspokojenie i dziwna łagodność, nadająca myślom naszym zupełnie inny bieg: »Pójdźcie do mnie wszyscy«, wołał, »którzy pracujecie i jesteście obciążeni a ja was ochłodzę. Weźmijcie jarzmo moje na się; uczcie się odemnie, żem jest cichy i pokornego serca, a najdziecie odpoczynek duszom waszym; albowiem jarzmo moje wdzięczne jest a brzemię moje lekkie«[19].

Wielkie niebezpieczeństwo wyrosło dla przyszłości z tej moralności pełnej egzaltacyi, wyrażonej językiem hyperbolicznym i z potężną energią. Kto odrywa człowieka od ziemi, burzy jego życie. Chrześcianin otrzymuje pochwałę za to, że jest złym synem, złym patryotą, jeżeli dla Chrystusa wypiera się ojca i występuje przeciw ojczyźnie swojej. Królestwo boże zwraca się wrogo przeciw starożytnemu państwu, przeciw republice, matce wszystkich, przeciwko prawu. Powstaje w świecie zarodek złowrogiej teokracyi.

Ale wynikły stąd jeszcze inne skutki. Owa moralność, stworzona dla kościoła na pewną chwilę, musiała w czasach spokojniejszych i śród społeczności nie troszczącej się o przyszłość, wydać się niemożliwą. Tym sposobem chrześciaństwo stało się dla chrześcian utopią, o której urzeczywistnienie mało kto dbał. Ludzkość miała zupełnie zapomnieć o tych srogich regułach, do czego samo duchowieństwo nawet bardzo zachęcało; człowiek ewangieliczny staje się człowiekiem niebezpiecznym. Ludzie przesiąknięci największym egoizmem, dumni, twardzi i do życia przywiązani, jak np. Ludwik XIV, mieli znaleść księży, którzy im zaświadczali wbrew wszelkim podstawom ewangielii, że byli chrześcianami. Miało się wszelako ukazać dość świętych, którzy wzniosłe paradoksy Jezusa brali dosłownie. Ponieważ doskonałość leżała po za obrębem zwykłego życia towarzyskiego, ponieważ ideał życia ewangielicznego mógł być tylko urzeczywistnionym zdala od rozgwaru ziemskiego, przeto wytworzyła się podstawa dla ascezy i pustelnictwa zakonnego. Odtąd chrześciańska społeczność posiada dwojaką moralność, jedną dla natur średnio heroicznych, dla ludzi zwykłych, drugą dla natur bezgranicznie egzaltowanych, dla ludzi doskonałych; człowiekiem doskonałym jest zakonnik, poddający się regułom, które pozwalały urzeczywistnić ideał ewangieliczny. Rozumie się, że ideał ten nie mógł być przystępnym dla wszystkich, choćby ze względu na ślub ubóstwa i bezżeństwa. Pod niejakim tedy względem jedynie zakonnik jest prawdziwym chrześcianinem. Zwyczajny rozum ludzki burzy się przeciwko podobnej przesadzie; sądzi, że dążenie do niemożliwości jest oznaką słabości zasady, że jest conajmniej jej zboczeniem. Ale ów zwyczajny rozum ludzki jest złym sędzią w rzeczach wielkich. Aby od ludzkości coś otrzymać, trzeba żądać bardzo wiele. Niesłychany postęp moralny, spowodowany przez Ewangielię, został dokonany właśnie dzięki podobnej przesadzie. Właśnie dlatego — jak stoicyzm, ale w znacznie większym stopniu — jest ona żywym dowodem boskich sił, znajdujących się w człowieku, pomnikiem wystawionym mu przez potęgę woli.

Łatwo zrozumieć, że dla Jezusa w tym czasie nic nie istniało, co nie stało w ścisłym związku z królestwem bożem. Uszedł, że się tak wyrazimy, zupełnie po za granice natury: rodzina, przyjaźń, ojczyzna, wszystko to straciło dla niego wartość. Przyznać jednak trzeba, że stanowisko swoje przypieczętował życiem. Rodzi się nawet przypuszczenie, że sam mniemał, jakoby śmierć jego była najlepszym sposobem do założenia fundamentów królestwa owego, że powziął zamiar dać się zabić[20]. Innym znowu razem — chociaż myśl ta została dopiero znacznie później ujęta w dogmat — śmierć wydaje mu się ofiarą w celu przebłagania Ojca i zbawienia ludzi[21]. Pragnie poprostu być prześladowanym i cierpieć[22]. Zdaje mu się, że krew jego jest wodą drugiego chrztu, którym powinien być ochrzczony; ogarnia go niespokojna żądza postarania się o ten chrzest; on go jedynie ukoi[23].

W spojrzeniu, jakie zapuszczał w przyszłość, jest zdumiewająca wielkość. Zdawał sobie jasno sprawę z tego, że wywoła potężne burze w świecie. Mawiał śmiało i pięknie: »Nie mniemajcie, żebym przyszedł puszczać pokój na ziemię, nie przyszedłem puszczać pokoju, ale miecz. Albowiem odtąd będzie ich pięć w jednym domu rozłączonych; trzej przeciwko dwiema, a dwaj przeciwko trzem. Bom przyszedł rozłączyć człowieka przeciw ojcowi jego, i córkę przeciw matce jej, i niewiastę przeciw świekrze jej. I będą nieprzyjaciółmi człowieka domownicy jego«[24]. — »Przyszedłem puścić ogień na ziemię; a czegóż chcę jedno, aby był zapalon?«[25]. — »Wyłączą was z bóżnic; idzie godzina, że wszelki, który was zabija, mniemać będzie, że czyni posługę Bogu[26]. Jeśli was świat nienawidzi, wiedzcie, iż mnie pierwej niż was znienawidził. Wspomnijcie mowę moję: nie jest sługa większy od pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą«[27].

Porwany tą straszną a stale rosnącą egzaltacyą, która wyrażała się w jego mowach, która zawisła nad nim jak konieczność, nie był już teraz wolnym; należał teraz do swego dzieła a w pewnym sensie do ludzkości. Niekiedy zdawaćby się mogło, że umysł jego doznał pewnego zaćmienia. Bywał jakby zatrwożony, wzburzony[28]. Olśniła go wielka wizya królestwa bożego, którą miał wciąż przed oczami. Niekiedy uczniowie mniemali, iż oszalał[29]. Nieprzyjaciele mówili, iż jest opętany[30]. Niezwykle namiętny temperament unosił go co chwila po za granice natury ludzkiej. Dzieło jego nie było dziełem rozumu; a ponieważ nie uznawał żadnego podziału umysłu ludzkiego, przeto żądał w sposób rozkazujący tylko jednego, «wiary«[31]. Słowo to pojawiało się na jego ustach w czasie wieczerzy wciąż. Jest to słowo wszystkich ruchów ludowych. Wiara taka byłaby niemożliwa, gdyby ten, który ją chciał wzbudzić, nie był umiał każdego swego ucznia zosobna przekonać w sposób logiczny i wystarczający. Namysł rodzi tylko wątpliwości; gdyby więc np. twórcy rewolucyi francuskiej mieli przekonywać za pomocą długich wywodów, byliby się postarzeli nie zrobiwszy nic. Tak samo Jezus dokonał więcej za pomocą zapału niż przekonywania. Naglił, rozkazywał: nie znosił żadnej opozycyi: trzeba się nawrócić, żąda tego. Opuszcza go niekiedy jego wrodzona łagodność; staje się szorstkim, kapryśnym[32]. Niekiedy uczniowie przestawali go rozumieć i bali się go[33]. Czasem najmniejszy opór wprawiał go poprostu w gniew i unosił do czynów niepojętych, albo wprost bezrozumnych[34].

Cnoty jego bynajmniej się nie zmniejszyły; tylko bój z rzeczywistością o ideał nie znał już miary. Burzyło się w nim wszystko, ilekroć musiał się zetknąć z ziemią. Drażniły go przeszkody. Wyobrażenie o Synu Bożym mąciło mu myśl i unosiło go. Nieubłagane prawo, prowadzące do rozbicia myśli, które chcą świat nawrócić, i jego dosięgło. Ludzie, stykając się z nim, ściągali go do swego poziomu. Stan duszy, w jaki wpadł, mógł trwać najwyżej jeszcze jakieś kilka miesięcy; i zaiste był czas już, aby śmierć położyła kres sytuacyi bez wyjścia, aby go uwolniła od prób trwających zbyt długo, i czystego, jakim był, uniosła w sferę niebiańskiej pogody.





  1. Łuk. XIV, 33; Dzieje Apost. IV, 32 i nast V, 1—14.
  2. Mat. XIX, 10 i nast. Łuk. XVIII, 29 i nast.
  3. Jest to stała zasada Pawła. Porów. Apokalipsa XIV, 4.
  4. Mat. XIX, 12: »Albowiem są rzezańcy, którzy z żywota matki tak się narodzili, i są rzezańcy, którzy od ludzi są uczynieni, i są rzezańcy, którzy się sami otrzebili dla królestwa niebieskiego«.
  5. Mat. XVIII, 8—9; porów. Talmud babil. Niddah, 13 b.
  6. Mat. XXV, 30; Marek XII, 25; Łuk. XX, 35. Ewang. ebion. mówi »Egipcyan«, u Klem. Aleksandr. Strom. III, 9, 13 i Klem. Rom., Epist. II, 12.
  7. Łuk. XVIII, 29—30.
  8. Mat. X w całości; XXIV, 9; Marek VI, 8 i nast; IX, 40; XIII, 9—13; Łuk. IX, 3 i nast.; X, 1 i nast.; XII, 4 i nast.; XXI, 17; Jan XV, 18 i nast.; XVII, 14.
  9. Mar. IX, 38 i nast.
  10. Mat. X, 8; porów. Midrasz Jalkut, Deuter. sect. 824.
  11. Mat. X, 20; Jan, XIV, 16 i nast., 26; XV, 26; XVI, 7, 13.
  12. Mat. X, 38; XVI, 24; Marek VIII, 34; Łuk. XIV, 27. Ustępy te mogły powstać dopiero po śmierci Jezusa (»Kto nie bierze krzyża swego i nie naśladuje mnie, nie jest mnie godzien«).
  13. Mat. X, 24—31; Łuk. XII, 4—7.
  14. Mat. X, 32—33; Marek VIII, 38; Łuk. IX, 26; XII, 8—9.
  15. Łuk. XIV, 26. Trzeba tu uwzględnić przesadę stylu Łukasza.
  16. Łuk. XIV, 33.
  17. Mat. X, 37—39; XVI, 24—25; Łuk. IX, 23—25; XIV, 26—27; XVII, 33. Jan XII, 25.
  18. Mat. VIII, 21—22. Łukasz IX, 59—62.
  19. Mat. XI, 28—30.
  20. Mat. XVI, 21—23: »Odtąd Jezus począł okazować uczniom swoim, iż potrzeba jest, aby szedł do Jeruzalem i wiele cierpiał... i był zabit.« XVII, 12, 21—22.
  21. Marek X, 45: »Albowiem i Syn człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służył i dał duszę swą okupem za wielu«.
  22. Łukasz VI, 22 i nast. »Błogosławieni będziecie, gdy was będą nienawidzieć ludzie i gdy was wyłączą i będą sromocić, a imię wasze wyrzucać jako złe, dla Syna człowieczego«.
  23. Łuk. XII, 50: »Lecz mam być chrztem ochrzczon: a jakom jest ściśnion, aż się wykona«.
  24. Mat. X, 34—36; Łuk. XII, 51—53. Por. Micheasz VII, 5—6.
  25. Łukasz XII, 49. Patrz tekst grecki.
  26. Jan XVI, 2.
  27. Jan XV, 18—20.
  28. Jan XII, 27.
  29. Marek III, 21 i nast. (»Mówili: ma ducha nieczystego«).
  30. Marek III, 22: »A doktorowie, którzy byli przyszli z Jeruzalem, mówili, iż ma Belzebuba«. Jan VII, 20; VIII, 48 i nast.; X, 20 i nast.
  31. Mateusz VIII, 10; IX, 2, 22, 28—29; XVII, 19. Jan, VI, 29 i następne.
  32. Mat. XVII, 16; Marek III, 5; IX, 18. Łuk. VIII, 45; IX, 41.
  33. Rys ten jest widoczny zwłaszcza u Marka: IV, 40; V, 15; IX, 31; X, 32.
  34. Marek XI, 12—14, 20 i nast.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Renan i tłumacza: Andrzej Niemojewski.