Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Aleksander Orłowski
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Aleksander Orłowski |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
Nazwisko Orłowskiego należy do najpopularniejszych wśród licznego szeregu nazwisk, zdobiących karty dziejów malarstwa polskiego.
Artysta ten, wysoko ceniony przez współczesnych, pozostał w pamięci potomnych, jako niezwykłe zjawisko w dziedzinie sztuki, jako talent pierwszorzędny, samodzielnością swych dążeń torujący nowe drogi.
Aby ocenić stanowisko Orłowskiego w sztuce naszej, trzeba koniecznie siłą wyobraźni odtworzyć sobie w umyśle tło, na którem rozwijała się ta niepospolita organizacya twórcza. Tłem owem jest epoka wszechpotężnego panowania tak zwanego pseudoklasycyzmu i idącej z nim ręka w rękę rutyny akademickiej. Gdy się jasno w pamięci zarysuje stan ówczesnego malarstwa, kierunki prądy, imiona uznanych koryfeuszów, dochodzi się bez trudu do przekonania, iż malarstwo polskie miało w Orłowskim pierwszego może oryginalnego swego przedstawiciela, szukał on bowiem podniety do kompozycyi nie w gotowym, tradycyą urobionym materyale, lecz w samodzielnych studyach, opartych na rzeczywistości otaczającej go przyrody, na zrozumieniu tętn społecznego życia.
Przebiegając myślą nadzwyczaj liczny lecz rozproszony jego artystyczny dorobek, wynik długoletniej twórczej działalności, uderza przedewszystkiem zmysł obserwacyjny, na każdym utworze widoczne pozostawiający ślady. Natura zajmowała go zawsze. Przemawiała ona do wrażliwej duszy Orłowskiego w najrozmaitszych swych przejawach: czy to jako skondensowany wyraz pewnych uczuć lub stanów psychologicznych na twarzy człowieka, czy jako linia ruchu w postaciach i grupach, czy wreszcie jako plastyczny obraz pewnych chwil i zdarzeń.
Rzeczywistość jest mu zawsze kanwą, na której snuje nić swoich pomysłów, mimo że w charakterystyce człowieka wkracza często w szarżę, a w pełnych werwy swych kompozycyach obrazowych w przesadę.
Jedynym nauczycielem Orłowskiego był Norblin, lecz śladów wpływu akademickich teoryi, których był on wyobrazicielem daremniebyśmy szukali w utworach jego ucznia. Orłowski wyrobił w sobie samodzielność bardzo wcześnie; w szkicach i obrazach, z taką łatwością tworzonych, nie znajdzie się ani jedna linia, ani jedno pociągnięcie pendzla, któreby nie były wynikiem
własnych spostrzeżeń, i to właśnie czyni go oryginalnym, to mu pozwala wśród falangi naszych malarzy początku XIX wieku, zajmować odosobnione bo własne stanowisko. Wszyscy prawie współcześni mu artyści podlegają w mniejszym lub większym stopniu modnym ideom pseudoklasycyzmu, kierunek ten wypływał wprawdzie ze sztuki greckiej, to jest ze źródeł zdrowych, prawdziwego klasycyzmu, lecz przez coraz zacieśniające się granice jakie twórczości plastycznej zakreśliła szkolna rutyna, przez ciągłe tamowanie porywów samodzielnych jednostek, przeinaczył się w manieryczny na komunale oparty szablon, odpowiadający potrzebom chwili, lecz daleki od pierwowzoru.
Emancypując się z pod władzy panujących ideałów, Orłowski daje miarę siły swych wewnętrznych przekonań. Z wiarą w swój talent dąży śmiało przed siebie, związany z teraźniejszością upodobaniami człowieka i celami artysty,
uzmysławia zajmujący go jedynie kalejdoskop ruchu i gwaru życiowego.
Mojem zdaniem, ta strona jego wewnętrznej organizacyi czyni z Orłowskiego najżywotniejszego malarza owej epoki, był on bowiem w dziedzinie sztuki szczerym tłomaczem czasów, w których żył.
Silniejszy wrodzonemi zdolnościami niż wiedzą zdobytą tworzy Orłowski dzieła, którym pod względem fachowym wiele można zarzucić, forma w nich zwykle zaniedbana, dorywczość i jakby gorączkowość w procesie twórczym pozbawia je głębokości i wyższego polotu. Braki te stokrotnie okupują: życie i wyraz, ruch i werwa, przymioty niespotykane prawie naówczas w produkcyach zimnych przedstawicieli oficyalnej szkoły.
Jeżeli kto koniecznie pragnąłby odgrzebać genezy istoty artystycznej Orłowskiego, jego celów malarskich a nawet środków, którymi się posługiwał, to pewną wspólność tendencyi możnaby odnaleźć w działalności zmarłego na lat 13 przed jego urodzeniem Wiliama Hogartha. Rozsiane po całej Europie w sztychach obrazy angielskiego mistrza musiały być znane Orłowskiemu jeżeli nie w pierwszych chwilach samodzielnej pracy, to w każdym razie później, gdy, porzuciwszy szkołę Norblina, zaczął swą indywidualność rozwijać, coraz bardziej wkraczając we właściwą Hogarthowi sferę satyry i humoru.
Skala malarskich aspiracyi Orłowskiego jest niezwykle szeroką: figura ludzka, koń, krajobraz, morze, fantazya, karykatura wreszcie, są polem, które uprawia. Środki techniczne, służące mu do wyrażania pomysłów, są również rozmaite. Maluje olejno, akwarellą, sepją, gwaszem, rysuje pastelami, kredką, piórkiem, ołówkiem; sztychuje nawet własne swe obrazy. A zawsze praca ta jest gorączkową — spieszy, jakby pragnął cały olbrzymi materiał wrażeń i obserwacyi zgromadzony w jego umyśle i oku, czemprędzej uplastycznić, aby się nie rozwiały zapomniane.
Malarska działalność Orłowskiego, oparta na szczerości w odtwarzaniu tego, co widział lub czuł, — odtwarza z równą szczerością wewnętrzną jego istotę. Człowiek i artysta łączą się tu w nadzwyczaj ciekawy typ. Twórczość jego jest refleksem warunków egzystencyi; oryginalne, niespodziane rzuty jego pendzla znajdują wytłomaczenie w zygzakach i niespodzianych zwrotach, jakich pełnem było pasmo jego życia.
Talent Aleksandra Orłowskiego był samorodnym; nie powstał on skutkiem atawistycznie powtarzających się upodobań, ani przekazanego przez przodków drogą dziedziczności zamiłowania do sztuki. Szczegółów o rodzinie jego brak zupełny — to tylko wiadomo, że rodzice przyszłego malarza byli to biedni ludzie, pracujący ciężko na chleb powszedni i że mieszkali w Warszawie, gdzie im w 1777 r. przyszedł na świat syn Aleksander. Wkrótce potem cała rodzina przeniosła się do Siedlec, majętności hetmanowej Ogińskiej, biorąc w dzierżawę zajazd publiczny.
Ściany oberży, utrzymywanej przez starego Orłowskiego, początkowo pobielone na biało prawdopodobnie, — zaroiły się z biegiem czasu najrozmaitszemi figurami. Świat fantastycznych jakichś widziadeł, cudaczne postaci, straszne bitwy, naiwne pejzaże zamieniły skromne wnętrze izby dla gości i alkierza w niezwykły przybytek o dziwnych obiciach. Piec nawet został przestrojony w węglowe rysunki.
W ten sposób bawił się mały synek oberżystów Orłowskich. Co miał tylko pod ręką zużytkowywał, jako materyał rysowniczy. Pchany wewnętrznym impulsem zaczynał już bezwiednie wchodzić w podwoje świątyni sztuki.
Podwoje te stanęły mu nareszcie otworem lecz dzięki tylko przypadkowi. Księżna jenerałowa Czartoryska, przejeżdżając przez Siedlce, wstąpiła do oberży Orłowskiego, a zdziwiona niezwykłą dekoracyą ścian, zapytała o dekoratora. Przyprowadzono chłopaka — podobał się księżnie, postanowiła zająć się jego losem.
Dzięki tej niespodzianej protekcyi, wkrótce potem Aleksander Orłowski jest już wśród uczni Norblina. Staje wobec świata, wobec sztuki. Oczy, które dotychczas szeroko roztwarte wpatrywały się w skarby natury, umysł, który w naiwnej dziecięcej prostocie czuł piękno, nie zdając sobie jasno sprawy z jego istoty, wchłaniają w siebie miliony wrażeń, nowych, nieznanych, niespodzianych. Niejasne pojęcia przebierają wyraźną formę, zasłyszane tony składają się na akord harmonijny, — natura przyszłego wielkiego artysty zaczyna się pomału kształtować.
Orłowski robi nadzwyczajne postępy. W lat kilka po wstąpieniu do szkoły jest jednym z najzdolniejszych jej uczni, mimo że wśród nich znajdują się ludzie niezwykle od natury obdarzeni, jak np. Michał Płoński, późniejszy europejskiej sławy sztycharz i rysownik.
Mając lat 17, t. j. w 1794 r. porzuca Orłowski pokryjomu pracownię Norblina, i zaciąga się do wojska. Odyssea ta trwa jednak niedługo, opuszcza wojsko z pod Łomży i piechotą dąży do Warszawy, nie dochodzi jednak do niej, gdyż, jak mówi Rastawiecki, «w młodzieńczej o jutrze obojętności» zatrzymał się w przydrożnej gospodzie za rogatkami wolskiemi, «upodobał sobie to miejsce» i «swobodnie się tam zabawiał.»
Tu go wynalazł Norblin i na powrót do szkoły namówił. Wycieczka ta bez wiedzy mistrza, nie była ostatnią. Zaledwie lat parę minęło, aż znowu awanturnicze usposobienie młodego Orłowskiego każe mu puścić się w świat. Tym razem zapewne miłość zamienia norblinowskiego ucznia na członka towarzystwa «hecarzy i skoczków» niejakiego Chiariniego, Włocha. Zabawa ta trwa niedługo, życzliwi wydobywają go z budy cyrkowej i zawożą znowu do Norblina.
Wkrótce potem znajduje Orłowski nowego protektora w osobie księcia Józefa, który go ceni za talent, a lubi za wesoły humor. Młody artysta co wieczór zabawia zebrane «pod Blachą» towarzystwo rysowaniem karykatur obecnych, za co pobiera dukata ze szkatuły książęcej i ma prawo używania wierzchowych rumaków. Dzięki księciu Józefowi wchodzi on w ówczesny wielki świat, otrzymując zewsząd zaproszenia i zamówienia. W tym czasie tworzy mnóstwo rodzajowych scen z życia żołnierskiego, a to na zamówienie księżny Aleksandrowej Sapieżyny.
W 1799 r. wraz z przyjacielem swym Płońskim wyjeżdża Orłowski do Nieborowa na dwór wojewodziny wileńskiej, gdzie tworzy również gorączkowo.
Z rokiem 1802 kończy się pierwszy okres działalności Orłowskiego, poświęcony po większej części studyom u Norblina i zaledwie paroletniej pracy samodzielnej. Trwa on około lat 14, licząc od chwili opuszczenia ojcowskiego zajazdu w Siedlcach. Orłowski jest już wyraźną w sztuce swej indywidualnością, jasno zaznacza swe skłonności, swoją manierę, w następstwie cechy swego talentu rozwija tylko i potęguje. W życiu prywatnem jest on również zdecydowanym charakterem, upodobanie do cyganeryi artystycznej, do oryginalności, nie opuszcza go nigdy. Wchodząc do najpierwszych towarzystw, stykając się w codziennem obcowaniu z najznakomitszymi ludźmi swych czasów, Orłowski nie przestaje być wesołym koleżką, niedbającym o jutro artystą, typem cygana wielkoświatowego.
Talent Orłowskiego, aczkolwiek pozbawiony rysów oficyalnej akademickiej powagi, nie przestaje ciągłych mu zjednywać wielbicieli. Modny artysta zaledwie nastarczyć może zamówieniom, sława jego zaczyna szeroko się rozchodzić. Artysta czuje, że Warszawa nie daje mu dostatecznego pola do rozwoju, ufny w siebie, pragnie większego towarzyskiego ogniska.
W 1802 r. z handlarzem rycin Fietti’m udaje się przez Gdańsk do Petersburga, mając w zanadrzu listy polecające do W. Ks. Konstantego.
Odtąd nie opuszcza nadnewskiej stolicy mieszka w niej przez ciąg lat trzydziestu t. j. do śmierci.
Rozpoczęte w Warszawie życie wielkoświatowe i na tle jego rozwijająca się artystyczna działalność trwały w Petersburgu w dalszym ciągu. «W towarzystwie wesoły — słowa Rastawieckiego — żartobliwy i dowcipny, lubiący uczty i biesiady, które stawały się mu niejako w pośród prac rozrywką i wypoczynkiem» — Orłowski w prędkim czasie staje się ulubieńcem petersburskiej arystokracyi. Książę Konstanty czyni go nadwornym swoim rysownikiem, obdarza go pracownią w «Zimowym Pałacu,» zasypuje obstalunkami, ambasador francuski, jenerał Caulaincourt, książe Vicenzy, kupuje u niego kolekcyę typów wielkorosyjskich, hrabia Naryszkin bierze go na towarzysza wycieczek do Moskwy i Niższego Nowogrodu.
Orłowski nie przestaje tworzyć. Do galeryi jego typów przybywają nowe okazy, jak kozacy, baszkiry, kałmuki, a także gmin rosyjski, których odtwarza, podkreślając ich cechy plemienne. W tymże czasie zaczyna coraz mniej malować olejno, dzięki czemu obrazy jego, jako wielka rzadkość, sprzedawały się na wagę złota. Wiele jego utworów za pośrednictwem księgarza Ruspolli’ego i handlarza Pluchart’a nabywane są do Anglii. Sława Orłowskiego, wzmagając się ciągle, otwiera mu podwoje Akademii Cesarskiej, której staje się członkiem honorowym.
«Orłowski, który życie strawił w Petersburku
— mówi Telimena Mickiewiczowska —
«Mieszkał tuż przy Cesarzu, na dworze, jak w raju»
syt zaszczytów i uznania, nie był jednak szczęśliwym. Wpadał często w stan melancholii, którą rozpraszał trunkiem. Czy może dla tego, że, jak mówi w dalszym ciągu Telimena, tak
...... «tęsknił do kraju.
Lubił ciągle wspominać swej młodości czasy,
Wysławiał wszystko w Polsce: niebo, ziemię, lasy»,
czy też nieporozumienia rodzinne taki wpływ na niego wywierały, dość, że nałóg coraz bardziej rozwijał się w tej silnej naturze artysty. Gdy się nieco podochocił, lubił rysować, wiedzieli o tem znajomi, gdzie więc tylko zaszedł, znajdował zawsze ołówek, papier i pełną szklankę.
«Był wzrostu słusznego, budowy ciała atletycznej, zdrowia czerstwego, zarówno na pracę natężoną jak na przedłuższe biesiadowanie wytrwałego, — w rękach posiadał siłę nadzwyczajną... Miał on też różne szczególności i dziwactwa: lubił przestrajać się w ubiory wschodnich krajów i chodził u siebie jako pers, to jako czerkies, gruzyniec i tym podobne.» Temi słowy charakteryzuje Orłowskiego Rastawiecki w swym «Słowniku malarzy polskich.» Tenże Słownik podaje wyliczenie niektórych prac jego. Oprócz Rastawieckiego pisali o Orłowskim: Atanazy hr. Raczyński, Wincenty Smokowski, a w ostatnich czasach hr. Jerzy Mycielski w obszernem swem dziele o stuleciu malarstwa polskiego. Największą liczbę prac naszego artysty można było widzieć zgromadzoną na wystawie lwowskiej 1894 r. w dziale sztuki retrospektywnej.
Aleksander Orłowski zmarł w Petersburgu w pięćdziesiątym piątym roku życia — dnia 13 marca 1832 r.