Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Maciej Rybiński
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Maciej Rybiński |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
O poprzedzającym wstąpienie do wojska okresie życia Rybińskiego prawie żadnych nie mamy wiadomości. Urodzony w roku 1784 w Sławucie, do szkół chodził w Międzyrzecu, a następnie wstąpił na uniwersytet lwowski. Do nauk przykładał się bardzo pilnie i, jak się zdaje, z przepracowania dostał choroby pęcherza, skutkiem której musiał się poddać bolesnej i niebezpiecznej operacyi. Do szeregów powołała go wojna francusko-pruska r. 1806. W końcu tego roku widzimy go w stopniu podoficera w wojsku nie księstwa Warszawskiego, lecz francuskiem, w sztabie generała Suchet’a. Trudno mniemać, aby rozpoczynający dopiero zawód wojskowy młody podoficer pełnił jakąś rzeczywistą funkcyę sztabową. Prawdopodobnie był to raczej jakiś urząd kancelaryjny, którego dobre sprawowanie ułatwić mu mogły przyrodzona żywa i obszerna inteligencya, rozległe i gruntowne wykształcenie ogólne, oraz dobra języka francuskiego znajomość. Do wojsk księstwa Warszawskiego zaliczonym został w stopniu podporucznika dopiero po wojnie, gdy korpus generała Suchet’a do Hiszpanii wyruszał. W wojnie z Austryą roku 1809 w bitwach pod Raszynem i Górą, oraz w obronie Sandomierza zaszczytny brał udział. Kiedy na stopnie porucznika i kapitana został posunięty, czy do r. 1812 więcej we froncie, czy też w sztabach służył, nie jest mi wiadomem. W r. 1812 po bitwie pod Smoleńskiem otrzymał stopień majora. Walczył z odznaczeniem pod Borodynem, Krasnem, Woronowem, Medwiną. Na początku r. 1813 kierował w Krakowie formacyą jednego z pułków piechoty, na którego czele stanął niebawem już w stopniu podpułkownika, Brał udział w bitwach pod Dreznem, pod Ebersdorf, Langenwolmsdorf i kilku innych, wreszcie pod Lipskiem, w tej ostatniej, już po wysadzeniu w powietrze mostu na Elsterze, na czele wynoszącej 500 ludzi resztki jego pułku, odcięty od wojska polskiego i otoczony przez kilkadziesiątkrotnie liczniejszego nieprzyjaciela, po krwawej próbie ataku na bagnety poddał się cesarzowi Aleksandrowi i został, jako jeniec, do końca czynności wojennych na Węgrzech internowany.
Jak z roczników wojskowych królestwa Polskiego jest widocznem, otrzymał Rybiński przed swojem wzięciem do niewoli krzyż kawalerski polski (a więc przed nim złoty) i krzyż kawalerski Legii honorowej. Kiedy i za jakie czyny temi zaszczytnemi odznakami został ozdobiony, tego nie mogłem dociec. W nowej formacyi wojsk Królestwa kongresowego został zaliczony w stopniu podpułkownika do 1-go pułku strzelców pieszych.
W wojsku Rybiński słusznie uchodził za jednego z oficerów najbardziej wykształconych, zarówno ogólnie, jak i specyalnie w naukach wojskowych. Generał M. Hauke, generał-kwatermistrz, chciał go w kwatermistrzowstwie umieścić, lecz nie zezwolił na to Wielki Książę Konstanty. Nie otrzymując żadnych dających pole do odznaczenia się funkcyj, ani nawet dowództwa batalionu, pomijany w awansach, przesłużył Rybiński lat czternaście, jako zaliczony do pułku podpułkownik. Wolny czas, którego miał w obfitości, poświęcał na studya historyczne, ekonomiczne i wojskowe. Przetłómaczył z niemieckiego (nie wiem, z jakiego autora) dzieło o strategii, które pod tytułem Prawidła strategii wyszło z druku w 3-ch tomach w Warszawie w r. 1828.
W r. 1830 Rybiński został wreszcie awansowany na pułkownika i otrzymał dowództwo 1-go pułku liniowego, Na tem stanowisku zastały go w kwaterze pułkowej w Mszczonowie wypadki listopadowe.
Rybiński, pod względem politycznym bardzo radykalny, na pierwszą wieść o wybuchu ruszył ze swoim pułkiem do Warszawy. Po raz pierwszy spotkał się na czele tegoż pułku z nieprzyjacielem w d. 19 Lutego 1831 r. w pierwszej bitwie pod Wawrem. Nazajutrz, gdy generał Rosen próbował zająć Olszynkę, zastąpił w niej nad wieczór znużony i wyczerpany 4-ty pułk liniowy i pozycyę utrzymał.
Wigilią i w samym dniu bitwy Grochowskiej (24-go i 25-go lutego) 1-sza dywizya, do której pułk Rybińskiego należał, walczyła pod Białołęką. Zadaniem jej było przeszkodzić połączeniu się księcia Szachowskiego z Diebitschem. Dowódzca dywizyi, generał Krukowiecki, wdawszy się całkiem niepotrzebnie w zdobywanie Białołęki, zadania tego nie spełnił, ale Rybiński zrobił ku jego spełnieniu wszystko, co od niego zależało. Ogromna energia prowadzonego przez niego ataku opóźniła fatalne dla wojsk polskich połączenie się Szachowskiego z Diebitschem o całe dwie godziny. Gdy zaś w końcu bitwy 1-sza dywizya przybyła na pole Grochowskie, Rybiński osłonił skutecznie odwrót straszliwie przetrzebionej 2-ej dywizyi, a w końcu tworzył rezerwę broniącej praskiego przyczołka mostowego brygady Małachowskiego.
Skrzynecki, objąwszy dowództwo naczelne, pomyślał przedewszystkiem o usunięciu Krukowieckiego, którego serdecznie (i z wzajemnością) nienawidził. W początku marca Rybiński otrzymał awans na generała brygady i nominacyę na dowódzcę 1-szej dywizyi, z pominięciem kilku starszych od niego generałów.
Wybór to był bardzo trafny, Rybiński był człowiekiem rozumnym, ogólnie i specyalnie bardzo wykształconym, odważnym i mającym duże doświadczenie bojowe. Był nadto człowiekiem nieposzlakowanie prawym. Nadszedł też niebawem dzień, w którym wartość jego, jako generała, miała w całym blasku zajaśnieć, — najchwalebniejszy i najszczęśliwszy w życiu Rybińskiego dzień drugiej bitwy pod Wawrem i bitwy pod Dębem-Wielkiem (31-go Marca 1831 r.).
Po bitwie pod Grochowem Diebitsch zajął szerokie kwatery na prawym brzegu Wisły, pomiędzy Rykami a Bobrownikami. Przed Pragą, dla pilnowania znajdującej się na lewym brzegu armii polskiej, pozostał pod dowództwem generała barona Rosena 6-ty korpus, wzmocniony kilku pomniejszemi oddziałami. Po niejakim czasie Rosen, w celach lepszego obserwowania kraju i łatwiejszego prowiantowania wojsk swoich, eszelonował je na długiej przestrzeni pomiędzy Wawrem a Dębem-Wielkiem. W ten sposób ku końcowi marca wszystkie siły rosyjskie były bardzo zdecentralizowane.
Nie uszło to bystrego oka Prądzyńskiego, który w lot ułożył plan, zasadzający się na skoncentrowaniu wszystkich, jakie się dały zgromadzić, sił polskich na rozbiciu Rosena, a następnie na forsownym marszu na szerokie kwatery feldmarszałka i na ich biciu częściowem, zanimby się skoncentrować zdążyły.
Po długich sporach z nierozumiejącym planu swego genialnego kwatermistrza Skrzyneckim, plan ten został przyjęty. Znajdującym się na południe od Warszawy dowodzącemu 1-szą dywizyą Rybińskiemu i dowodzącemu 4-tą Mühlbergowi wydano rozkazy do jaknajszybszego połączenia się ze znajdującemi w Warszawie siłami głównemi. Mühlberg nie mógł nadążyć, ale Rybiński rano d. 30 marca stanął w Warszawie.
Zamiar ataku na Rosena najgłębszą był otoczony tajemnicą. Wiedzieli o nim tylko wódz naczelny, Prądzyński i Chrzanowski. Ani ludność Warszawy, ani wojsko nie przeczuwało zgoła, co im dzień jutrzejszy miał przynieść. Na wieczór d. 30 marca Skrzynecki zaprosił generałów i starszych oficerów do siebie i wtajemniczył ich w powzięte na jutro zamiary. Dowódzcy pośpieszyli do swoich oddziałów i około godziny pierwszej w nocy wojsko stanęło pod bronią i w gotowości do marszu.
Od dowódzcy dywizyi do rekruta, wszyscy, z wyjątkiem wodza naczelnego, zrozumieli trafność planu i stanowczość chwili. Sprawnie, spokojnie, porządnie ruszyły o godzinie 2-ej w nocy wojska naprzód.
Śród cichej, ciemnej i wilgotnej, pełnej mgły nocy marcowej defilowały groźne kolumny po wysłanym słomą moście. U przyczółka praskiego Prądzyński w krótkich, jasnych, natchnionych słowach tłómaczył im ich zadanie i poszczególnym oddziałom role w boju i drogi marszu wyznaczał. Pierwsza i najwa niejsza rola przypadła w udziale Rybińskiemu, który na czele swojej dywizyi, wzmocnionej brygadą jazdy Kickiego (pułki 2 i 3 ułanów), miał uderzyć na stojącą pod Wawrem, dowodzoną przez generała Gejsmara, awangardę Rosena, rozbić ją i nie dopuścić do tego, ahy się pod jej osłoną siły główne mogły skoncentrować i do odparcia ataku polskiego przygotować. Po rozmiękłej skutkiem roztopów wiosennych drodze ruszył Rybiński obchodem, kierując się na Ząbki i Kawęczyn. Skrytości jego ruchu dopomagała gęsta mgła. Około godziny 3-ej rano na czele 1-szej brygady swojej dywizyi (1-szy i 5-ty liniowe) minął Kawęczyn i zetknął się z przedniemi strażami Gejsmara.
Niepodobna było lepiej wywiązać się z powierzonego sobie zadania, niż to uczynił Rybiński. Od chwili, gdy pochód jego stał się dla nieprzyjaciela widocznym, w mgnieniu oka przeformował brygadę z szyku pochodowego w kolumny batalionowe, utworzywszy czoło z uszykowanego w kolumny plutonowe 1-go batalionu 5-go pułku liniowego, przerwy między kolumnami zajął artyleryą i runął na Gejsmara, jak burza. 47-y pułk rosyjskich strzelców pieszych, zmięty nagłością i gwałtownością ataku, utraciwszy przydane mu 2 działa, odrzucony został daleko na południe i pozbawiony możności podtrzymania znajdującego się w jego sąsiedztwie pułku litewskiego piechoty. Pułk ten, chcąc się cofnąć na resztę piechoty Gejsmara, ujrzał się od niej odciętym przez 2-gą brygadę 1-szej dywizyi (2-gi i 6-ty liniowe), którą Rybiński z Kawęczyna wysłał na lewo. Otoczony pułk litewski poddał się w otwartem polu w całym swoim składzie, z bronią i chorągwiami.
Ten atak Rybińskiego rozstrzygnął los drugiej bitwy pod Wawrem i umożliwił stoczenie w tymże dniu drugiej zwycięskiej bitwy pod Dębem-Wielkiem, w której główne siły barona Rosena zupełnemu uległy rozbiciu. Cofającego się w pośpiechu na siły główne Gejsmara parł Rybiński wraz z Kickim bez wytchnienia aż do Dębego Wielkiego (5 mil), dokąd przybył o 3-ej po południu. Dwanaście godzin krwawego boju i forsownego marszu zostało uwieńczone: wzięciem 2-ch dział, 2-ch chorągwi i 2,000 jeńców, wreszcie zaskoczeniem Rosena w chwili, kiedy nie mógł on jeszcze stawić skutecznego wojskom polskim oporu. «L’honneur de ce combat appartient a Rybiński,» pisze Prądzyński w swoim memoryale.
Śmiertelnie znużone dywizya Rybińskiego i brygada Kickiego zastąpione zostały przez dywizye Giełguda i Małachowskiego, oraz jazdę Skarzyńskiego, które, dzięki przez Chrzanowskiego pomyślanej, a przez Skarzyńskiego z nieporównaną brawurą wykonanej szarży jazdy po wązkiej grobli, zniosły Rosena doszczętnie i wszystkie od początku wojny do tej chwili przez rosyan odniesione korzyści udaremniły.
Rybińskiemu przyniósł ten dzień krzyż komandorski polski.
W następnym okresie wojny aż do wyprawy na gwardye 1-sza dywizya była mało czynną.
W zarządzonej przed tą wyprawą reorganizacyi armii dywizya ta uległa zmianom radykalnym, Cała jej 1-sza brygada (1-szy i 5-ty liniowe), stanowiąca wraz z 1-szą brygadą 3-ej dywizyi (4-ty i 8-my liniowe), i z 2-gim strzelców pieszych, czoło piechoty polskiej, została z niej wyłączoną i do przeznaczonego do działań w województwie Lubelskiem korpusu Chrzanowskiego wcieloną. Na jej miejsce włączono do dywizyi świeżo sformowaną brygadę pułkownika Młokosiewicza, składającą się z 1-go pułku strzelców pieszych i 16-go liniowego (nowej formacyi). Z 2-ej brygady 6-ty liniowy wcielono do nowo sformowanej 5-ej dywizyi (generała H. Kamieńskiego), a na jego miejsce dodano 12-ty liniowy (również nowej formacyi). Tym sposobem liczebność dywizyi zmniejszyła się z 12 do 10 batalionów (nowe pułki miały po 2 bataliony), a z jej dawnego składu pozostał w niej tylko jeden pułk 2-gi liniowy.
Z tak zmniejszoną i nietyle zreorganizowaną, co raczej zdezorganizowaną dywizyą wziął Rybiński udział w fatalnej wyprawie na gwardye. W utarczkach pod Przetyczą, Długosiodłem, Bródkami, Jakaciem i Tykocinem czynny brał udział. Prądzyński czyni mu uzasadniony, jak się zdaje, zarzut, że pod Długosiodłem, nie rozwinąwszy należytej energii, dał się wymknąć dowodzonej przez generała Poleszkę bohaterskiej garstce rosyan, którą przez proste rozwinięcie frontu swojej dywizyi mógł ogarnąć.
Po klęsce ostrołęckiej 1-sza dywizya, która w niej czwartą część swego składu osobistego utraciła, pozostawała czas jakiś w Modlinie, gdzie się jako tako skompletowała.
W pierwszej połowie czerwca, gdy Skrzynecki, rozpocząwszy swoją niedołężną operacyę przeciw Rüdigerowi, 4-tą dywizyę wysłał w Lubelskie, Rybiński zajął pozycyę między Dębem-Wielkiem a Siennicą i Wiązownią i na pozycyi tej pozostał z woli wodza naczelnego przez cały czas operacyi bezczynnym. Gryzło go to bardzo, bo wybornie rozumiał stanowczość chwili i konieczność działania energiczm:go i skoncentrowanego.
W lipcu, zajmując tę samą pozycyę, odparł z powodzeniem zuchwałe ataki Gołowina, a niebawem potem dywizya jego wcielona została wraz z 4-tą do 1-go korpusu (Umińskiego), który na zachód od Warszawy operował przeciw zbliżającej się już do niej armii feldmarszałka Paskiewicza. Właściwie była to nie tyle rzeczywista operacya wojenna, co raczej pozbawione myśli i planu przesuwanie się z miejsca na miejsce, urozmaicone od czasu do czasu bezcelowemi utarczkami. Nie był temu winien ani Umiński, ani Rybiński, bo drugi wykonywał rozkazy pierwszego, a pierwszy rozkazy wodza naczelnego.
W obronie Warszawy 1-sza dywizya zajmowała lewy środek zabójczo długiego frontu fortyfikacyjnego. Broniące dowodzonej przez kapitana Ordona reduty Nr. 57 dwie kompanie piechoty do jej składu należały. W drugim dniu szturmu, gdy Umiński do działań zaczepnych przejść próbował, Rybiński kierował akcyą na jego prawem skrzydle z rozpaczliwą, zapamiętałą energią, dając wszędzie żołnierzom przykład bezgranicznego poświęcenia się osobistego.
Po upadku Warszawy wódz naczelny Małachowski wyprowadził wojsko do Modlina i złożył dowództwo. Rada wojenna, złożona w Modlinie z generałów i dowódzców pułków, w dniu 9-ym września obrała wodzem naczelnym Rybińskiego.
W warunkach, w jakich wojsko polskie naówczas się znajdowało, dowództwo naczelne było zaszczytem niewypowiedzianie gorzkim. O wygraniu wojny nie mogło już być mowy. Można było tylko przez szybkie skoncentrowanie liczebnie jeszcze dość znacznych, lecz rozrzuconych po kraju sił odnieść korzyści częściowe i przez nie względnie pomyślne warunki pokoju osiągnąć.
Ze wszech miar niesprawiedliwe były pełne żółci, przez zawiść podyktowane słowa Umińskiego, że «wybór Rybińskiego na wodza naczelnego równał się przegraniu wielkiej bitwy.» Rybiński trafnie ocenił sytuacyę i obrał plan działań jedynie w danych warunkach właściwy: zamierzył przeprawić się napowrót na lewy brzeg Wisły i połączyć swoją jeszcze około 30,000 ludzi liczącą armię ze znajdującymi się w województwie Sandomierskiem korpusami Różyckiego (5,000) i Romarino (20,000) i przenieść wojnę do mniej wyczerpanych województw południowych. W tym celu wyszedł w d. 21 września z Modlina do Płocka, dokąd przybył d. 23-go i niebawem przeprawę rozpoczął. Ale tegoż dnia wieczorem otrzymał wiadomość, że Romarino przeszedł z całym swoim korpusem granicę austryacką i broń złożył.
Tak ziemia usuwała się z pod nóg nieszczęśliwego wodza. Zwołał on radę wojenną, na której ogromna większość (36 głosów przeciw 5) uchwaliła zaprzestanie działań wojennych i przyjęcie proponowanych przez feldmarszałka (względnie nie najgorszych) warunków kapitulacyi. Rybiński, chcąc tę uchwałę wykonać, nakazał powrót na prawy brzeg Wisły. W ówczesnym stanie anarchii wojskowej i politycznej doprowadziło to do gorszących zatargów. Młodsi i gorętsi oficerowie nie chcieli się rozkazowi poddać. Z Dembińskim, który mu również namiętny stawił opór, omal do krwawego starcia nie przyszło. Sejm, który zresztą już 25-go za granicę wyjechał, odebrał Rybińskiemu dowództwo, ale wojsko nie chciało słyszeć o wyznaczonym na jego miejsce Umińskim, i Rybiński siłą rzeczy przy dowództwie pozostał. W celu dokończenia rokowań o pokój wysłał on do ks. Paskiewicza generała Mühlberga; rozumiejąc jednak, że po wyparciu Romarina za granicę feldmarszałek obostrzy prawdopodobnie proponowane przez siebie warunki, wyruszył w d. 27 z Płocka na zachód, uważając pozycyę w okolicach Włocławka za dogodniejszą, a przynajmniej za mniej ryzykowną.
W Spetalu pod Włocławkiem zastał go w d. 28 września powracający ze swej misyi Mühlberg. Przewidywania Rybińskiego sprawdziły się. Ks. Paskiewicz nie chciał już słyszeć o pierwotnych warunkach.
Po powtórnem zwołaniu rady wojennej Rybiński postanowił raz jeszcze z bronią w ręku szczęścia spróbować i 29-go znowu przeprawił się przez Wisłę, zamierzając się z Różyckim połączyć. Ale i znowu, jak poprzednio w Płocku, doszła go zaraz po dokonaniu przeprawy wiadomość o wyparciu Różyckiego do Austryi. Właściwie nie miało to wielkiego znaczenia, bo oddział Różyckiego był bardzo nieliczny. Ale wyczerpały się już siły moralne i wojska, i wodza naczelnego.
Rybiński wrócił na prawy brzeg Wisły i wykonał w dniach 30 września, oraz 1 i 2 października bezcelowe ruchy do Lipna, Rogowa i Rypina. Szeregi armii topniały, bo wielu zarówno szeregowców, jak oficerów i generałów, poddawało się rosyanom na własną rękę. Trzecia rada wojenna, zwołana d. 3-go października w Świedziebnie, uchwaliła przejście granicy pruskiej. Jakoż w d. 5 października zmniejszona bez bitw do 20,000 ludzi armia z 95 działami przeszła granicę w Sobieszynie, Szczutowie i Górznem i broń prusakom złożyła.
Rybiński, początkowo internowany w Elbłągu, w r. 1832 zamieszkał w Paryżu, gdzie żył w ścisłem odosobnieniu, nie mieszając się do spraw i burzliwych sporów emigracyi. Dożywszy sędziwego wieku lat 90, umarł w Paryżu d. 19-go stycznia 1874 r.