Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część ósma/IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.

Myśli tego rodzaju nękały go czasami silniej, czasami słabiej, nie opuszczały go jednak nigdy. Lewin czytał i rozmyślał, i im bardziej oddawał się czytaniu i rozmyślaniu, tem bardziej widział się oddalonym od pożądanego celu.
Przekonawszy się w ostatnich czasach, że materyalizm nie da mu żadnej odpowiedzi, odczytał z uwagą i Platona, i Spinozę, i Kanta, i Schellinga, i Hegla, i Schopenhauera, w ogóle filozofów, którzy nie zapatrują się na życie z materyalistycznego punktu widzenia; dopóki czytał lub sam usiłował wynaleźć zarzuty, obalające inne twierdzenia, szczególnie materyalistyczne, zdawało mu się, że rozmyślanie doprowadzi go do pożądanego celu. Przyjmując określenia niejasnych i trudno zrozumiałych wyrazów duch, wola, substancya, swoboda, zapuszczając się z rozmysłem w labirynt wyrazów, jaki stawiali mu filozofowie lub jaki stawiał sam sobie, Lewin zaczynał cokolwiek pojmować. Wystarczało jednak na chwilę zapomnieć o sztucznym biegu myśli i spojrzeć na rzecz całą pod innym kątem, a nagle cała ta sztuczna, misterna budowa, rozpadała się, jak domek z kart.
Pewnego razu, czytając Schopenhauera, podstawił zamiast woli, miłość, i ta nowa filozofia przez dwa dni, po których porzucił ją, zadawalniała go zupełnie; lecz i ona również rozpadła się i okazała się lekką, niegrzejącą odzieżą, z chwilą, gdy zaczął spoglądać na nią przez pryzmat codziennego życia.
Siergiej Iwanowicz poradził mu odczytać teologiczne dzieła Chomiakowa. Lewin przeczytał drugi tom i pomimo, że nie podobał mu się z początku wytworny, polemiczny i dowcipny styl, sama treść jednak wywarła na nim wrażenie swą nauką o Kościele. Przedewszystkiem uderzyło go twierdzenie, że osiągnięcie praw Boskich nie jest danem pojedyńczemu człowiekowi, ale zjednoczeniu ludzi, połączonych miłością, to jest Kościołowi; Lewina ucieszyła myśl, że lżej byłoby wierzyć w istniejący, żyjący obecnie Kościół, zawierający w sobie wszystkie wierzenia ludzi, mający Boga na czele, a zatem święty i nieomylny, i od niego już przyjąć wiarę w Boga, w stworzenie, w upadek, w odkupienie, niż zaczynać od Boga, dalekiego, tajemniczego Boga, od stworzenia i t. p. Ale gdy przeczytał potem bistoryę Kościoła, napisaną przez katolickiego autora, i historyę Kościoła, pióra prawosławnego pisarza, i gdy przekonał się, że oba Kościoły nieomylne w zasadzie, nie uznają jeden drugiego, to i poglądy Chomiakowa na Kościół rozczarowały go i budowa ta, równie jak i inne filozoficzne, rozsypała się w proch.
Lewin przez całą wiosnę nie mógł dać sobie rady.
„Nie wiedząc czem jestem i po co istnieję, nie mogę żyć. Wiedzieć tego nie mogę, zatem nie mogę żyć“ — powtarzał sobie Lewin.
„W nieskończoności czasu, nieskończoności materyi, w nieskończoności przestrzeni powstaje bańka mydlana — organizm, istnieje przez pewien czas, pęka; a ta bańka — to ja.“
Była to przykra nieprawda, lecz był to jedyny, ostateczny rezultat pracy myśli ludzkiej, ciągnącej się już od wieków w tym kierunku.
Było to ostateczne przekonanie, na którem opierali się wszyscy, we wszystkich prawie gałęziach pracy myśli ludzkiej. Było to panujące przekonanie, i Lewin przyswoił je sobie pomimowoli, nie zdając sobie nawet sprawy, jak i kiedy.
Lecz to było nietylko nieprawdą... było to złośliwym żartem jakiejś złej siły, złej, działającej naprzekór i takiej, której nie można było poddawać się.
Należy szukać ratunku przed tą siłą, a ratunek znajduje się w ręku każdego: trzeba tylko unicestwić zależność swą od zła, a na to jest tylko jeden środek — śmierć.
I Lewin, człowiek szczęśliwy w pożyciu rodzinnem, zdrowy, parę razy był do tego stopnia bliskim samobójstwa, że pochował sznury, aby nie powiesić się na nich, i obawiał się chodzić ze strzelbą, aby nie zastrzelić się; nie zastrzelił się jednak i nie powiesił, lecz żył w dalszym ciągu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.